Rozdział 10

117 0 0
                                    

Straciłam przytomność gdy uderzyłam głową o podłogę. Ocknęłam się zdecydowanie za późno. Miałam związane ręce i usta zaklejone taśmą.

-Wysiadaj. -Drzwi busa się otworzyły.

Nie miałam nawet jak odpowiedzieć więc posłusznie wykonałam polecenie.

Szliśmy w kierunku jakiegoś pustostanu. Rozejrzałam się dokoła i jednak nadal nie wiedziałam gdzie jestem.
Weszliśmy do budynku i udaliśmy się do któregoś z kilku pomieszczeń.

-Teraz grzecznie poczekasz na Ernesta. Nie chciałbym być w twojej skórze gdy się spotkacie. -Zaśmiał się i wyszedł.

Co tu się dzieje? Za co to wszystko? Może nie jestem grzecznym dzieckiem ale chyba nikt nie zasłużył na coś takiego.

~~~

Minęło już jakieś pół godziny i nikogo nadal nie było.

Po jakichś kolejnych 10 minutach usłyszałam kroki, osoba zmierzała do pomieszczenia w którym się znajdowałam.

Ujrzałam wysokiego mężczyznę na oko 190, szerokie barki i umięśnione ręce. Był ciemnym brunetem z czarnymi oczami. Miał na sobie czarne jeansy i w tym samym kolorze koszulkę.

-Witam księżniczko. -Podszedł do mnie i przykucnął.

Ściągnął mi taśmę z ust i rozwiązał ręce.

Kim jesteś? -Spytałam głosem wystraszonego dziecka.

-Już zapomniałaś o swoim Księciu?

-Moim księciem jest Romeo Marcel a nie ty. -Zaśmiałam mu się w twarz.

Spoliczkował mnie.

-Słuchaj szmato, JA jestem twoim księciem i nie myśl że się ode mnie uwolnisz. Jesteś moja i tylko moja.

-Pomarzyć możesz.

-Widzę że nadal jesteś taka wyszczekana.

-Mam to we krwi.

-A może by tak się z tobą zabawić?

-Ejj, niee. Proszę... Przepraszam.

-W chuju mam twoje przepraszam.

-Chuja to ci brak. -Wyszeptałam.

-Powtórz.

-Wypierdalaj. -Wstałam i zaczęłam wychodzić z budynku.

Złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie.

-Teraz pożałujesz że w ogóle odważyłaś się tak do mnie odezwać.

-Zostaw mnie!

-Romeo Marcel już cię nie uratuje.

Przycisnął mnie do ściany i zaczął podwijać bluzę. Prosiłam błagałam i nic. Teraz chciałam tylko aby Marcel się tu pojawił.

-Tęskniłem za tym widokiem. -Jednym ruchem ściągnął ze mnie bluzę.

-Zostaw ją. -Japierdole jestem uratowana.

-No chyba kurwa jakiś żart. -Wkurwił się Ernest.

-Powiedziałem coś wyraźnie. Zostaw ją.

Zobaczyłam wchodzącego do budynku Marcela, Michała, Mateusza i Ninę.

Marcel podbiegł do Ernesta i dźgnął go nożem.

-Zdychaj chuju.

-pożałujecie jeszcze wszyscy. -Wysapał mój oprawca.

-Wszystko w porządku? -Nina podbiegła do mnie i przytuliła.

-Chodź jedziemy do mnie mam wolną chatę. -Odezwał się Mati.

Wyszliśmy z pustostanu i wsiedliśmy do samochodu.

-Kto kieruje?? -Nikt nie miał więcej nic 16 lat więc się zdziwiłam.

-Ja często jeżdżę z ojcem więc będę kierowcą. -Michał wsiadł za kółko.

Po około 20 minutach wchodziliśmy już na podwórko Mateusza.

On i Ja (W Trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz