Rozdział 24

57 1 0
                                    


O godzinie 7:30 wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Ubrałam na siebie ubrania te same co wczoraj i zrobiłam delikatny makijaż.

Chwilę stałam przed lustrem wpatrując się w swoje odbicie, aż w końcu wyszłam z łazienki.

Zastałam Marcela stojącego przy blacie kuchennym, chyba czekał aż łazienka się zwolni.

-Ogarnę się i pojedziemy. -Odezwał się zanim wszedł do łazienki.

-Hulajnogom chyba. -Zakpiłam.

-Mój przyjaciel nas zawiezie. Nie pytaj skąd go znam, jest trochę starszy.

-Luzz.

Marcel zadzwonił do kogoś i po 10 minutach staliśmy już pod kamienicą.

-Siema, dokąd jedziemy? -Spytał mężczyzna a ja zajęłam miejsce obok Marcela na tylnym siedzeniu.

-Tu masz adres. -Mój towarzysz podał chłopakowi telefon.

~~~

-Jesteśmy, za ile po was przyjechać? -Zaparkował pod pustostanem, który niestety znałam.

-Dam ci znać, jeśli w ogóle będzie taka potrzeba. -Wysiedliśmy z samochodu.

W ciszy skierowaliśmy się do wejścia budynku.

Mijaliśmy pomieszczenia aż w końcu dobiegł nas krzyk. Dochodził z jednego z ostatnich pomieszczeń.

Nie zwracając uwagi na Marcela wbiegłam do pomieszczenia z którego usłyszałam krzyk Ernesta.

-O boże... -Wyszeptałam bo widok był makabryczny.

Ernest miał całą twarz we krwi, podbite oczy i do tego wybity ząb.

Wyglądał strasznie.

Podbiegłam do niego czym prędzej jednak dwóch mężczyzn odciągnęło mnie do tyłu.

-Marika! O Chryste... -Do pomieszczenia wszedł Marcel.

-Puszczaj mnie! -Krzyknęłam gdy facet odciągnął mnie jak najdalej od Ernesta.

-Zostawcie ją.. -Wyszeptał ledwo żyjący Ernest.

-Witam panno Davis. -Zachciało mi się płakać, nazwał mnie nazwiskiem Ernesta.

-Cóż za miłe spotkanie. -Zarechotał oprawca mój jak i Ernesta.

-Wypuść go! Co ty mu człowieku zrobiłeś?

-Uspokój się.

-Nie będziesz mi mówił co mam robić.

-Powiedziałem uspokój się, albo Zaraz zrobię Tobie jak i temu palantowi -Wskazał palcem na Ernesta. -Powtórkę z rozrywki.

-Marika, wyjdź stąd. Wyjdź stąd proszę. On jest zdolny do wszystkiego, wyjdź stąd jeśli chcesz żyć. -Ledwo co mówił... -Marcel zabierz ją stąd.

-Marika chodź, proszę.  Zobaczysz że wszystko będzie dobrze.

Borys podszedł do Ernesta.

Przyłożył mu broń do klatki piersiowej.

Strzelił.

On i Ja (W Trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz