Wczesnym rankiem, kilka dni po trudnej weekendowej nocy, gdy emocje znów wyrównały się z codziennością, Jeong-guk siedział na brzegu łóżka i zamroczony wciąż snem, zastanawiał się, czy aby na pewno chce mu się wstać. Za jego plecami zaszeleściła pościel. V obejrzał się na niego przez ramię.
— Dlaczego wstałeś tak wcześnie? — zapytał zaspanym głosem.
— Mam dziś trochę więcej pracy i chcę się wyrobić na czas — odpowiedział mu równie zaspany Jeong-guk.
— Daj mi chwilę, zaraz zrobię śniadanie — wymamrotał znów V i podniósł się na łokciu, żeby wstać, ale Jeong-guk sięgnął po niego ręką i przewrócił go na poduszkę.
— Śpij, sam sobie zrobię.
V zamknął na powrót oczy.
— Nie będę nalegał — wybełkotał w półśnie. — Jest chyba środek nocy.
Jeong-guk prychnął cichym śmiechem. Przewrócił się z powrotem na materac i wtulił w plecy ukochanego mężczyzny. Cmoknął go między łopatkami przez materiał piżamy, a potem przekraczając go, wstał po jego stronie łóżka.
Godzinę później podjechał pod warsztat, zastając tam niecodzienną sytuację. Victor razem z jednym z chłopaków, Charliem, pracowali już w pocie czoła. Z ich ruchów jasno można było wyczytać, że się im spieszy. Ściągali z lawety sportowy samochód bez tablic rejestracyjnych. Jeong-guk wysiadł powoli ze swojego Jeepa Comapssa i chwilę przyglądał się sytuacji, a kiedy Charlie go dostrzegł, zmieszał się i nerwowo spojrzał na Victora. Ten okręcił się na pięcie i z rękami w kieszeniach poszedł w stronę biura. Do Charliego powiedział coś po angielsku, a że Jeong-guk już powoli łapał pojedyncze słówka, zrozumiał, że Victor powiedział coś w stylu: „rób, co masz robić i niczym się nie przejmuj". Dlatego Charlie tak, jak kazał mu Victor, wprowadził samochód do garażu, obok hali i Jeong-guk nie widział ani jego, ani samochodu do końca swojej zmiany. A kiedy przebrany już na powrót w swoje ubrania wychodził do domu po skończonej pracy, przechodząc obok biura, wpadł na Victora, który właśnie do niego wchodził i postanowił z nim porozmawiać.
— Możemy pogadać? — zawrócił się do niego, ale on nawet na niego nie spojrzał.
— Sorry JK, ale nie mam czasu — burknął do niego zdenerwowany.
Jeong-guk pokręcił głową, że nic się nie stało, ale sytuacja z rana nie dawała mu spokoju.
— Victor? — zawołał za nim i złapał za klamkę, zanim drzwi do biura się za nim zamknęły.
— JK sorry, ale nie mam czasu, mówiłem — wymigiwał się od rozmowy Victor.
Jeong-guk jednak nie miał zamiaru być ustępliwy.
— Masz kłopoty? — zapytał twardo, a Victor spojrzał na niego jak łoś złapany na masce.
— Nie, skąd ten wniosek? — zapytał jeszcze bardziej zdenerwowany.
Jeong-guk westchnął ciężko. Całe życie obserwował warsztat ojca, a potem w nim pracował, jeszcze później pracował dla Nam-joona i doskonale wiedział, do czego potrafi zmusić człowieka brak pieniędzy, albo... ich zbyt duża ilość. I choć jego ojciec nigdy się na to nie skusił, to u Nam-joona widział tego zbyt wiele i wiedział doskonale, że Victor był aktualnie jakby rozdarty pomiędzy tymi dwoma światami. Dostał za swoje, ale najwidoczniej z jakiegoś powodu znów sięgnął po coś, od czego mógłby mieć kłopoty.
— Ten samochód, który rano Charlie ściągał z lawety, jest kradziony, prawda? — uderzył od razu w sedno.
Victor rąbnął swoją potężną pięścią w blat biurka.