Rano Jeong-guk obudził się zesztywniały, ale wypoczęty. Podniósł się na łokciu i spojrzał na V. Wciąż leżał w bezruchu, a zarost na jego twarzy stał się dłuższy. Pocałował go w policzek i pogłaskał dłonią po czole.
— Dzień dobry kochanie. Nie masz pojęcia, jak bardzo nie mogę się doczekać, aż otworzysz te swoje oczy — powiedział do niego pogodnie i wstał z łóżka.
Wyszedł z sypialni i skierował się do łazienki. Wziął prysznic, ogolił się i ubrał w czyste ubranie. Potem wrócił z ręcznikiem i golarką do sypialni. Po piętnastu minutach obaj byli gotowi na spotkanie.
— Nawet nie wiesz, jaki jestem zdenerwowany — zaśmiał się, dawkując V poranne leki. — Jakbyśmy pierwszy raz szli na randkę — zakpił i speszył się na te słowa.
Naprawdę się denerwował tym spotkaniem. Była punkt jedenasta, gdy z drżącym sercem odpiął pompę infuzyjną od ramienia V. Lekarz, który go operował, mówił, że wybudzanie może zająć od kilku do kilkudziesięciu minut. Wtedy minuta zaczęła płynąć za minutą, a on miał wrażenie, że każda trwa strasznie długo i zbliża go do nieuchronnego zawału. V nie otwierał oczu i nie dawał znaku życia. Gdyby nie kardiomonitor byłby pewny, że V umarł. Po czterdziestu minutach zaczęły mu jednak drżeć powieki, a po kolejnych pięciu, uchylił je ciężko. Jego oczy natychmiast się uśmiechnęły, gdy spostrzegł Jeong-guka, a on miał ochotę się rozpłakać, ale wiedział, że to ostatnia rzecz, na jaką mógłby sobie teraz pozwolić. V musiał trzymać emocje na wodzy. Bardzo mocno. Nie mógł widzieć, że tak się rozkleił.
— Cześć kochanie — powiedział z trudem przez maskę tlenową.
Jeong-gukowi wymsknęło się jęknięcie, które miało być chyba westchnieniem ulgi, ale zabrzmiało jak wstrzymywany szloch. Siłą zmusił się do uśmiechu przez piekące łzy pod powiekami.
— Cześć kochanie — odpowiedział drżącym głosem, z trudem powstrzymując się od płaczu.
V uśmiechnął się i zamknął oczy.
— To się dzieje naprawdę? Jestem tu z tobą? — zapytał słabym głosem.
— Tak kochanie — przytaknął mu Jeong-guk. — Jesteśmy tu razem.
V chwilę milczał, a potem westchnął jakby z ulgą i zasnął na kolejne dwa dni.
Dźwięk kardiomonitora był teraz zbawienny. Jeong-guk miał wrażenie, że oszaleje, czekając. Nie jadł, nie pił, tylko siedział przy łóżku i czekał. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Nie miał tego z kim skonsultować. Wydawało mu się, że V powinien się obudzić jak z normalnego snu, ale potem zaczął szukać informacji w sieci i trochę się uspokoił, gdy wyczytał, że to normalne. Że wybudzenie trochę trwa i przebiegać może różnie, ale póki pacjent nie cierpi bólu, zdrowieje szybciej. To było dla Jeong-guka najważniejsze.
V podniósł na powrót ciężkie powieki tym razem popołudniu i znów się blado uśmiechnął.
— Nie sądziłem, że się jeszcze zobaczymy w tym życiu... — urwał, a jego ciałem wstrząsnęło kaszlnięcie.
Jeong-guk czuwał przy nim teraz dniem i nocą. Kiedy powieki znów zaczęły V drżeć, nie powstrzymywał się już od płaczu. Otarł szybko łzę spływającą po policzku i nachylił się nad nim zmartwiony.
— Nic nie mów — powiedział spokojnie i odgarnął mu włosy do tyłu. — Staraj się miarowo oddychać.
V przytaknął znikomym skinieniem, że rozumie i wyciągnął do niego rękę. Oddech mu się uspokoił i znów otworzył oczy. Patrzył na Jeong-guka, jakby widział go pierwszy raz w życiu i jego oczy znów się uśmiechnęły jak kiedyś. Uścisnął mocniej jego dłoń.