Rozdział 5

523 30 43
                                    

Noc była ciężka. Jeong-guk najpierw nie mógł zasnąć z emocji, a potem rozbolała go głowa z ich przeładowania. Rano czuł się przez to ciężki i zmęczony. V też nie był w najlepszym humorze. Nie podobał mu się pomysł z podjęciem pracy, a wspomniane rodzeństwo, Victor i Rani, budzili w nim niechęć.

Czyli jakby bez zmian, ale jednak na nowo.

Zjedli razem śniadanie, nie za wiele przy nim rozmawiając, a potem Jeong-guk ostatni raz podał V leki. Resztę tych, które miał sobie sam zaaplikować, rozpisał na kartce. V ciągle milczał, ale prawdą było, że gotował się wewnątrz. Ze złości i lęku — znów — choć wiedział, że to irracjonalne. W końcu, gdy Jeong-guk wychodził z domu, zdesperowany stanął przy drzwiach, opierając się o nie plecami.

— Nie chcę, żebyś tam szedł — powiedział kategorycznym tonem.

Jeong-guk zastygł na chwilę w bezruchu, wiążąc buty, a potem wyprostował plecy i westchnął ciężko. Podszedł do V i objął go w pasie.

— Ale ja chcę. Pozwól mi i zaufaj — poprosił łagodnie.

— Nie powiedziałem, że ci nie ufam — zaprzeczył szybko V.

— Ale chętnie byś mi zabronił, prawda? — zapytał z pobłażaniem Jeong-guk, choć doskonale wiedział, że tak.

V zrobił kwaśną minę. Nie chciał się przyznawać.

— Nie mogę się teraz wycofać — mówił dalej Jeong-guk. — Zrobię z siebie głupka, a nie chcę. Chcę tej pracy.

V zmarszczył brwi i skrzywił się jeszcze bardziej.

— Jesteś najdziwniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem — burknął. — Kto lubi pracować?

Jeong-guk się zaśmiał i zakołysał nimi oboma.

— Ja — powiedział z satysfakcją.

V syknął niezadowolony, wykrzywiając usta w grymasie.

— Nie podoba mi się ten pomysł. Ci ludzie mi się nie podobają — przyznał się w końcu.

Jeong-guk prychnął kpiąco i złapał go za ręce.

— Wiem, domyśliłem się, ale nie wszyscy na świecie mają złe intencje, zrozum. To już nie jest ten świat, który znasz i w którym się wychowałeś. Jesteśmy tysiące kilometrów od niego — próbował wytłumaczyć. — Lada moment zaczniesz wychodzić z domu i sam zobaczysz. Nie mogę się doczekać — powiedział z uśmiechem. — Zabiorę cię na plażę i do Sydney Tower. Musisz zobaczyć miasto z góry. Jest piękne.

V westchnął z bezsilności, bo wciąż ta sytuacja mu się nie podobała, ale nie mógł zaprzeczyć, że Jeong-guk ma rację.

— O której wrócisz? — zapytał, zamiast się kłócić.

— Po siedemnastej.

V przewrócił oczami i tylko pokręcił głową z dezaprobatą. Usta zwinęły mu się w cienką linię. Wymierzył palcem w jego klatkę piersiową i stuknął w nią kilka razy.

— Siedemnasta piętnaście i wychodzę cię szukać — pogroził. — Zostawiłeś mi adres? Telefon? — zaczął dopytywać niby żartobliwym tonem, ale jednak na poważnie.

Jeong-guk się roześmiał i sięgnął po kurtkę. Ulżyło mu, że V się rozchmurzył. To był wystarczająco trudny początek dnia z bólem głowy, żeby teraz jeszcze się kłócić.

— Wszystko jest na stole w kuchni — zapewnił i zarzucił kurtkę na plecy.

V złapał się za boki.

폭군 || Tyran 5 • TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz