Rozdział 16

597 33 54
                                    

Noc była duszna, bezwietrzna i wilgotna. Zbliżała się wiosna, ale zima nie chciała odpuścić. Wciąż nad miastem wisiały ciemno-szare chmury i padało bezlitośnie.

Jeong-guk spał płytkim snem na prawym boku, jak zwykle plecami do V, a w ciemności sypialni co rusz słyszał jego ciężkie westchnienia, szelest pościeli i czuł wstrząsy materaca, gdy przewracał się z boku na bok po raz setny.

— Tae, kręcisz się jak tornado — stęknął w końcu zaspanym głosem. — Dlaczego nie śpisz? — zapytał z troską.

Jednym okiem zerknął na zegarek. Była druga czterdzieści nad ranem.

— Przepraszam, już będę leżał spokojnie — obiecał V i zastygł w bezruchu.

Jeong-guk westchnął ciężko i odwrócił się na wznak. Potarł twarz dłonią.

— Nie prosiłem, żebyś leżał spokojnie, tylko pytałem, dlaczego nie śpisz? — zapytał rzeczowo i spojrzał na niego.

V leżał na płasko i milczał. Oczy miał wbite w sufit. Jeong-guk domyślał się, o co mogło chodzić.

— Denerwujesz się jutrem? — zapytał łagodnie.

W samo południe mieli wziąć ślub i V dostawał białej gorączki. Dosłownie histeryzował od kilku dni, narzekając na wszystko wokoło, a teraz zapewne nie mógł spać ze zdenerwowania.

— Yhm — przytaknął. — Mam wątpliwości.

Jeong-guk wsparł się na łokciach i zamrugał oczami.

— Co? — stęknął z niedowierzaniem.

W ciemności sypialni nic nie widział, więc sięgnął do włącznika lampki. Światło, choć nikłe poraziło go w oczy.

— Myślę, że może lepiej jakbyśmy nie brali ślubu... — dywagował V.

— ŻE CO? — niemalże wrzasnął Jeong-guk i odwrócił się do niego jak porażony.

— ... w tych garniturach, one nie są wystarczająco eleganckie — dokończył V pełnym zwątpienia głosem, wciąż wpatrzony w sufit jakby był w jakimś transie.

Jeong-guk westchnął ciężko po raz drugi i opadł na poduszkę. Złapał się za czoło.

— Wykorkuję — skwitował. — Serio, dostanę przez ciebie zawału albo wylewu, albo obydwu tych rzeczy naraz.

— Co? — ocknął się z letargu V. — Dlaczego?

Jeong-guk znów wsparł się na łokciu i spojrzał na niego.

— TAE! Ja myślałem, że nie chcesz brać ślubu! — powiedział z wyrzutem.

V uniósł palec do czoła.

— Tu się puknij! — powiedział karcąco.

Jeong-guk spojrzał raz jeszcze na zegarek.

— Kurwa, jest prawie trzecia nad ranem, a ty dywagujesz nad garniturami? — zaklął i znów spojrzał na V krytycznie.

Ten z kolei patrzył na niego z pretensją.

— A ty nie masz żadnych wątpliwości? — zapytał. — Tak po prostu pójdziesz tam i tyle, koniec, powiesz „tak" i nie obchodzi cię, jak będziemy wyglądać? Jak wszystko się odbędzie? Nie martwi cię, czy pogoda będzie ładna? Albo czy urzędnik się nie spóźni? Buty będziemy mieli ochlapane, bo leje jak z cebra, a ty sobie śpisz spokojnie? — zarzucił mu niczym zbrodniarzowi.

Jeong-guk opadł znów na poduszkę i śmiejąc się z tych pytań, objął go ramieniem. Od chwili, gdy dał mu obrączkę, trzy miesiące temu i ustalili datę ślubu, V traktował ten dzień jak wyrocznię. Wszystko musiało być nie tylko dopięte na ostatni guzik, ale wręcz perfekcyjnie dopieszczone i idealne. Kupił cztery garnitury, wynajął limuzynę, całą restaurację, choć na obiedzie miała być dosłownie garstka ludzi — oni, Victor z Rani oraz kilku chłopaków z warsztatu, ale on musiał mieć całą. Nawet Bam dostał muszkę i nowe posłanie z tej okazji.

폭군 || Tyran 5 • TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz