vii.

123 20 4
                                    

Louis otworzył oczy, gdy przestał słyszeć rzężenie silnika taksówki. Ulica była pusta, a on był pijany i samotny.

Westchnął i obrócił się w kierunku mieszkania, chwytając się lampy ulicznej dla podtrzymania równowagi. Przymknął powieki i wziął głęboki oddech, otwierając je dopiero, gdy przestało mu się kręcić w głowie. Jego ciężkie nogi poniosły go w stronę domu, a ciężka głowa opłakiwała kolejną stratę, gdy błąkał się po mrocznych ulicach Edynburga.

Męczył się z kluczem, próbując otworzyć drzwi do swojego mieszkania. Postawił krok w ciemności. Uliczne światła rzucały intensywne, złote poświaty przebiegające przez jego drewnianą podłogę i mleczne ściany. W środku panowała cisza. Louis zatrzasnął za sobą drzwi, jego plecy napierały na drewno. Wziął drżący oddech i usiadł, wciąż przyciskając ciało do ich powłoki. Jego notatnik upadł na zimną podłogę obok. Sięgnął w górę, by zamknąć drzwi na rygiel i następnie przyciągnął kolana do piersi, pozwalając sobie w pełni poczuć mężczyznę, którego właśnie stracił. Jego duch wciął przywierał do kurtki Louisa, mieszając się z przytłaczającym zapachem whiskey.

Louis siedział na podłodze z nogami przyciśniętymi do piersi, starając się złapać oddech, podczas gdy jego odurzony mózg spychał go w czarną rozpacz. To mogły być minuty albo godziny, ale Louis w końcu podniósł się z podłogi i wszedł w głąb mieszkania. Zaciągnął zasłony w salonie, dzięki czemu wnętrze było oświetlone jedynie przez złotą poświatę lamp ulicznych zza kuchennych okien. Dowlókł się do swojej sypialni i zrzucił śmierdzące alkoholem ubrania, decydując się w zamian na brązowy sweterek, który miał na sobie pierwszego dnia rozmów z Harrym. Wciąż nie zmył z niego plamy po herbacie. Stał jedynie w swetrze i bokserkach, rozglądając się po pokoju. W ostatniej chwili złapał za kurtkę, pachnącą uściskiem Harry'ego i zaciągnął ją na swoje ramiona, po czym wrócił do salonu.

Jego biurko było dociśnięte do odległej ściany bez okien, stara lampa usadowiona na drewnie, stos luźnych kartek ze świecznikiem na górze, jako ciężarkiem do papieru. Owinął się ciaśniej kurtką, jakby mogła zapewnić mu bezpieczeństwo i podszedł do biurka, zapalając lampkę i siadając na starym, drewnianym krześle. Siedział przez chwilę, zbierając myśli, a potem wstał, żeby podnieść swój notes z podłogi przy wejściu.

Gdy podnosił notatnik, długopis Harry'ego wypadł spomiędzy stron i z łoskotem upadł na ziemię. Klatka Louisa się zacisnęła, kiedy przez moment się w niego wpatrywał.

Podniósł go i wrócił do biurka, odkładając notatnik i długopis, zanim zaczął przeczesywać szuflady w poszukiwaniu zapałek. Zapalił świeczkę i usiadł z notesem i papierami rozłożonymi przed sobą. Chwycił za długopis Harry'ego, analizując uczucie, jakie wywierał na jego palcach, a potem zaczął pisać. Przez whiskey płynącą w jego żyłach, delikatnie trzęsły mu się dłonie, jednak słowa płynęły swobodnie wraz z wczesnymi godzinami poranka.

)(

Przez resztę nocy Harry prawie w ogóle się nie odzywał, jedynie podziękował kierowcy taksówki i życzył mu dobranoc, kiedy dojechali na lotnisko.

Jego lot zdawał się upłynąć szybko; zasnął z policzkiem przylepionym do lodowatego okna, przywołując w głowie słowa Louisa, dopóki nie przestał kontaktować. Zmusił się do wyjścia z samolotu i przejścia przez lotnisko Heathrow prosto w mrok nocy.

Łapiąc kolejną nocną taksówkę, czuł się oderwany od rzeczywistości, zupełnie na autopilocie. Jazda przez Londyn wydawała mu się obca, mimo że mieszkał tutaj przez większość swojego życia; uliczne lampy i budynki zbyt szybko odbijały się w szybie samochodu. Harry ponowie podziękował kierowcy, kiedy zatrzymali się przed jego domem. Ciemne, ceglaste ściany były niemal odpychające w tej ciemności. Z torbą na ramieniu i walizką w ręce, Harry pociągnął za klamkę frontowych drzwi i wszedł do środka. Zdecydował się na wejście po schodach, zamiast użycia starej windy, nie spiesząc się z wciąganiem swojego ciała przez siedem pięter aż do swojego mieszkania. Korytarz był ciemny, tylko jedna lapa wciąż działała, gdy stanął przed swoimi drzwiami.

Otworzył je i rzucił klucze na stół stojący przy drzwiach, które zaraz za sobą zamknął. Przeszedł przez mieszkanie do swojego pokoju i rzucił torby na łóżko, po czym wrócił, żeby zapalić kilka świateł, które ociepliłyby wnętrze. Harry pochylił się nad kuchenną ladą, gapiąc się przez okno nad zlewem, obserwując wszystkie zaciemnione mieszkania po drodze oraz dwa, w których wciąż paliły się światła. Musiał jutro wcześnie wstać - albo dzisiaj... Harry jęknął, gdy spojrzał na zegarek, który wskazywał już po 2:00 w nocy. Nie czuł się zmęczony; bolała go głowa, a ból zaczynał się gromadzić od wypitego wcześniej alkoholu oraz dręczącego uczucia samotności. Przygotował kubek herbaty i rozejrzał się dookoła. Nic nie może zmienić się tak bardzo w zaledwie tydzień - powiedział sobie, odkładając kubek i kładąc się na ramieniu kanapy. Louis nigdy nawet nie postawił stopy w tym mieszkaniu, a w jakiś sposób wciąż wydawało się bardziej puste bez niego tuż obok. Harry westchnął i zamknął oczy.

Kilka godzin później, gdy budzik na jego zegarku zaczął brzęczeć, Harry wciąż nie spał. Potarł oczy i podciągnął się, żeby usiąść, zatapiając twarz w swoich dłoniach. Jego torby dalej leżały na łóżku, a manuskrypt był wciśnięty do torby podręcznej. Brunet przez całą noc leżał na kanapie w ubraniach z poprzedniego dnia; rozebrał się i nago przeszedł przez korytarz w kierunku małej łazienki. Nastawił wodę na tak gorącą, jak tylko mógł znieść i wszedł pod prysznic.

Z ręcznikiem owiniętym wokół talii, Harry z trudem dowlókł się do swojego pokoju, wyczerpany i niewytłumaczalnie samotny. Ściągnął ciemnoszary garnitur z drewnianego wieszaka w swojej szafie i odłożył go na łóżko. Ubrał się i wciągnął buty, po czym chwycił za torbę i przewiesił ją przez swoje ramię. Był niemal wdzięczny, że wychodzi z mieszkania przed 7:45; owinął cienki szalik wokół swojej szyi i wyszedł na zewnątrz, zamykając drzwi na klucz. Zszedł po schodach, aby wyjść na rześkie powietrze londyńskiego poranka, mając wystarczająco czasu, żeby zdążyć dojść do swojego biura na spotkanie o 8:00. 

Edinburgh is for Lovers I Larry Stylinson I TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz