ii.

146 21 18
                                    

Następnego ranka Louis przybył do kawiarni w złości. Jego włosy były w nieładzie od porywistego wiatru, który zdawał się śledzić go przez całe czternaście przecznic jego wędrówki po mieście. Nos i policzki miał naznaczone przenikliwym wiatrem. Upuścił swoją torbę na podłogę przy krześle, które zwykle zajmował, po czym strzepał swoje włosy z twarzy.

Westchnął ze zrezygnowaniem, kiedy jego okulary zaparowały od ciepła w pomieszczeniu. Zdjął je i przetarł szkła rąbkiem swojego swetra, następnie ponownie wsuwając je na nos. Chwycił kilka jednofuntowych banknotów ze swojej torby i podszedł do lady.

- Trochę tam wietrznie, prawda? - Kobieta zachichotała, przygotowując jego rutynową herbatę.

- Dokładnie. - Louis potarł swój kark i podziękował, gdy położyła jego kubek na blacie. Przysunął w jej stronę kilka banknotów i posłał lichy uśmiech, zanim wrócił do swojego stolika.

Louis często przychodził do tej kawiarni, odkąd dziesięć lat temu przeprowadził się do Edynburga na studia. Ostatnio nawet częściej, kiedy starał się napisać swoją pierwszą książkę. To było idealne miejsce do pisania; w domu był zbyt rozproszony, zawsze znajdował tam coś, co musiało być zrobione wcześniej, żeby odwlec ten proces i jego potencjalną porażkę jako pisarza. Tutaj nie miał żadnych wymówek. Wyciągnął notes z torby i położył go na drewnianym stoliku, przeklinając się w duchu, kiedy zdał sobie sprawę, że zostawił swój długopis na kuchennej ladzie w domu. Westchnął i oparł podbródek na jednej ręce, ostrożnie biorąc łyka parującej herbaty. Nie miał zamiaru prosić jakiegoś obcego o długopis, więc uznał to za znak, że nie powinien dzisiaj pisać.

Połowa jego napoju już zniknęła, a gapiąc się przez okno, myślami był zupełnie w innym świecie. Zarejestrowanie, że ktoś to niego mówi, chwilę mu zajęło.

- Huh? - Spojrzał w stronę, w którą prowadził go głos.

- Miałbyś coś przeciwko? Gdybym się przysiadł? Wybacz, że cię przestraszyłem.

Louis był niemal równie zaskoczony głębokim głosem mężczyzny, jak faktem, że jego twarz z bliska wyglądała o wiele młodziej.

- Uh, nie. Nie, jasne. To w porządku. Nie przestraszyłeś mnie. - Louis przesunął swój notes i kubek bliżej siebie, żeby mężczyzna miał trochę więcej miejsca.

- Dziękuję. - Położył swoją torbę na podłodze i wślizgnął się na siedzenie. Dzisiaj miał na sobie inny garnitur, tym razem w kolorze głębokiego antracytu z brązowymi łatami na łokciach. Był ubrany jak jeden z dawnych profesorów Louisa, chociaż sam wyglądał jak student.

- Mhm. - Louis podniósł swój kubek i dokończył kilka ostatnich łyków swojej herbaty.

- Mógłbym ci postawić?

- Przepraszam?

- Kolejną herbatę. - Facet wskazał na puste naczynie. - Wypiłeś.

- Oh. Uh, nie musisz.

- Ale jeśli masz ochotę na kolejną, to chciałbym.

Louis patrzył na niego z ciekawością, ale się zgodził, mógł wypić jeszcze jedną.

Mężczyzna wstał od stolika i podszedł do lady, nie pytając Louisa o to, jaką herbatę pije. Louis zmarszczył brwi, obserwując jak ten zamawia, ale westchnął i odchylił się do tyłu na swoim krześle. Przystojny nieznajomy kupujący mu kubek herbaty zdecydowanie był najlepszym, co go dzisiaj spotkało.

Louis podniósł wzrok, gdy mężczyzna wrócił z kupionym dla niego napojem.

- Liv zrobiła taką, jaką zwykle pijesz. Zakładam, że to dobrze?

Edinburgh is for Lovers I Larry Stylinson I TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz