Październik, 1982
Edynburg, SzkocjaLouis sięgnął rękami ponad swoją głowę, prostując plecy po przesiedzeniu sześciu godzin na tym samym krześle w kawiarni. Próbował pisać przez cały dzień, ale słowa utknęły gdzieś w jego podświadomości, stając się nawet bardziej nieuchwytne wraz z upływem dnia. Poprawił okulary na grzbiecie swojego nosa i podwinął rękawy jasnego swetra aż do łokci. Trzy puste kubki po herbacie leżały na drewnianym stoliku przed nim, a kolejny miał wkrótce do nich dołączyć, jeżeli słowa nie zaczną spływać na papier. Westchnął i odchylił się na swoim krześle, spoglądając na pół strony, które dał radę zapisać przez ostatnie sześć godzin. Czarny długopis leżał prawie nietknięty, a wciąż udało mu się rozmazać tusz na zewnętrznej stronie jego prawej dłoni.
- Szlag – wyszeptał Louis. Polizał swój lewy kciuk, zanim żwawo zaczął nim pocierać tusz w nadziei, że go zetrze.
Poddał się i podniósł wzrok, gdy jego jedynym osiągnięciem było powiększenie plamy, a dzwonek nad frontowymi drzwiami kawiarni zadzwonił. Do kafejki wszedł wysoki mężczyzna. Miał na sobie szary, wełniany garnitur, a z jego włosów wypadało kilka loków, kreślących czoło. Odgarnął je z twarzy i podszedł do lady. Louisowi nie udało się usłyszeć, co powiedział, ale sprzedawczyni zarumieniła się i spuściła spojrzenie, śmiejąc się i potakując głową. Obserwował, jak mężczyzna nachylił się nad ladą, czekając na swoje zamówienie. Jego postawa była zwyczajna, ale mimo to prezentował się imponująco. Louis nie mógł zdjąć z niego swoich oczu; jego ramiona idealnie wypełniały garnitur, jeden loczek wciąż opadał na jego twarz, nieważne ile razy już go poprawiał, jego długie palce stukały o powierzchnię blatu, tworząc melodyjny rytm, tyłek wyglądał niewiarygodnie w tych spodniach, kiedy się pochylał.
Louis spojrzał na swoje niechlujne pismo, potem z powrotem na mężczyznę. Odebrał napój na wynos od kobiety za ladą i jej podziękował, po czym odwrócił się w stronę drzwi. Wziął łyk ze swojego kubka, a Louis podziwiał, jak jego jabłko Adama się porusza, gdy pije. Mężczyzna poniósł wzrok znad swojego napoju i Louis wstrzymał oddech, kiedy ich spojrzenia się zetknęły. Szatyn poczuł, że czas się zatrzymał, gdy ten przeskanował go od góry do dołu, pochłaniając każdy szczegół. Minęła jednak tylko sekunda, zanim odwrócił swoją twarz w prawo i skinął w kierunku Louisa, a potem wyszedł z kawiarni.
Louis wypuścił wstrzymywany oddech i powrócił wzrokiem na swoje zapiski. Wyrwał stronę z notatnika i zgniótł ją w kulkę, po czym zdjął zakrętkę z długopisu i zaczął pisać na nowej kartce. W tym momencie jego pisarska blokada się rozproszyła, a ręce nie mogły nadążyć za umysłem, który sprawiał, że słowa wylatywały w wielkim chaosie.
Po godzinie miał osiem pełnych stron, po brzegi zapisanych jego niezgrabnym pismem. Dłoń go bolała od trzymania długopisu przez tak długi czas, ale się nie zatrzymywał. Pisał dopóki słońce nie zaczęło zachodzić, wtedy spakował swój notes do torby i wstał, żeby ponownie rozprostować swoje plecy. Jeszcze większa ilość tuszu zdobiła jego skórę, ale tym razem odbierał to jako nagrodę, a nie karę za brak pracy. Ściągnął rękawy swetra na dół, przygotowując się na chłodne, wieczorne powietrze i przewiesił torbę przez ramię. Jedną dłonią ostrożnie chwycił kubki, długopis zagryzł pomiędzy zębami i użył drugiej ręki, żeby zasunąć po sobie krzesło, potem odstawił swoje naczynia i pomachał na dobranoc kobiecie za ladą, nawet jeśli ta była głęboko pogrążona w książce, a za uchem miała wetknięty ołówek. Louis wcisnął długopis do torby i jeszcze raz poprawił okulary, zanim popchnął ciężkie, kawiarniane drzwi i zrobił krok w stronę ulic Edynburga.
CZYTASZ
Edinburgh is for Lovers I Larry Stylinson I Tłumaczenie
Fanfictiondobry w słowach; w umysłach, na ustach, na językach, na stronach. 1982 Louis jest pisarzem mieszkającym w Edynburgu, w Szkocji. Harry jest barwną postacią z kręconymi włosami i dołeczkami, pełną tysięcy słów, których napisania Louis nigdy nie prze...