xiii.

138 23 27
                                    

- Louis - Harry głośno sapnął, zrobił to nieumyślnie. Serce waliło mu w piersi.

Louis obrócił się w jego stronę.

Harry ledwie zarejestrował, że Louis upuścił książkę, którą trzymał w ręku, głośny huk uderzenia o podłogę rozmył się gdzieś w tle. Gdy wpatrywał się w Louisa, jedynym dźwiękiem, jaki do niego dochodził był szum krwi w jego uszach.

Szatyn wytrzeszczył oczy, jego usta się otwarły w mieszance szoku i zachwytu. Przez moment obaj zastygli w miejscu, a potem Louis ruszył w jego kierunku.

Harry wyciągnął ręce, idealnie na czas, żeby Louis wpadł w jego uścisk. Ramiona szatyna ciasno owinęły się na jego talii, a Harry poczuł ogromne ciepło, niemal drżał, nie mogąc uwierzyć, że Louis w końcu tutaj był. Brunet trzymał go mocno, opierając swój policzek na jego włosach. Ledwie usłyszał jego szept.

- Harry.

Po chwili udało im się oderwać i spojrzeli na siebie.

Na twarzy Harry'ego pojawił się niepewny uśmiech, a usta Louisa drżały. - Cześć, Louis.

- Cześć - wyszeptał szatyn. Wciął wpatrywał się w twarz Harry'ego, jakby śnił i chciał zapamiętać każdą jej rysę, zanim się obudzi. - Jesteś tutaj.

- Jestem.

Louis zaśmiał się ze łzami w oczach. - Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.

Harry przekręcił głowę, beznamiętnie wzruszając ramionami. - Chciałem cię zobaczyć. - Nerwowo potarł swój kark. - Mam nadzieję, że to w porządku.

- To... - Louis wziął głęboki oddech i przygryzł swoją dolną wargę. - To wspaniale.

- Naprawdę dobrze cię widzieć. - Policzki bruneta zapłonęły, chciał powiedzieć tyle więcej.

- Ciebie też. - Louis zaczął się bawić rąbkiem rękawa swojej kurtki.

Harry niespokojnie szurał swoim butem o podłogę.

- Harry?

- Tak? - Spojrzał na Louisa oczami pełnymi nadziei.

- Chciałbyś pójść do mnie? Mogę nam zrobić herbatę... i odpowiednio nadrobimy zaległości.

- Proszę - Harry wypalił. - To znaczy, tak. Proszę. To brzmi cudownie.

Policzki szatyna przybrały różany kolor, Harry chwycił swoją torbę ze stołu i ruszył w kierunku drzwi. Pochylił się i podniósł książkę, którą Louis wcześniej upuścił, żeby mu ją podać.

- Dzięki. - Louis czule się zaśmiał i przytrzymał dla niego drzwi.

Wyszli wprost na popołudniowe słońce, Harry podążał za Louisem w drodze do jego mieszkania. Spacerowali w przyjemnej ciszy, zostawiając pół metra odstępu pomiędzy swoimi ciałami, od czasu do czasu pozwalając swoim łokciom się o siebie otrzeć. Przeszli osiem przecznic do mieszkania szatyna i ruszyli schodami na jego piętro.

Palce Louisa niespokojnie męczyły się z kluczem, ale zamek w końcu się odblokował i szatyn popchnął drzwi. Obaj weszli do środka, a starszy za nimi zamknął. Jego mieszkanie było schludne i proste, ciepłe światło dostawało się do wnętrza przez okna w salonie, a jedyny bałagan stanowiło kilka małych stosów kartek i długopisów ułożonych na jego biurku i stoliku do kawy. Harry odłożył swoją torbę na podłogę przy drzwiach i podążył za Louisem w głąb mieszkania.

- Herbaty? - Zapytał nerwowo, odwracając się do Harry'ego, gdy ten szedł za nim w stronę kuchni.

- Jasne. Dziękuję.

Edinburgh is for Lovers I Larry Stylinson I TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz