- Louis - Harry głośno sapnął, zrobił to nieumyślnie. Serce waliło mu w piersi.
Louis obrócił się w jego stronę.
Harry ledwie zarejestrował, że Louis upuścił książkę, którą trzymał w ręku, głośny huk uderzenia o podłogę rozmył się gdzieś w tle. Gdy wpatrywał się w Louisa, jedynym dźwiękiem, jaki do niego dochodził był szum krwi w jego uszach.
Szatyn wytrzeszczył oczy, jego usta się otwarły w mieszance szoku i zachwytu. Przez moment obaj zastygli w miejscu, a potem Louis ruszył w jego kierunku.
Harry wyciągnął ręce, idealnie na czas, żeby Louis wpadł w jego uścisk. Ramiona szatyna ciasno owinęły się na jego talii, a Harry poczuł ogromne ciepło, niemal drżał, nie mogąc uwierzyć, że Louis w końcu tutaj był. Brunet trzymał go mocno, opierając swój policzek na jego włosach. Ledwie usłyszał jego szept.
- Harry.
Po chwili udało im się oderwać i spojrzeli na siebie.
Na twarzy Harry'ego pojawił się niepewny uśmiech, a usta Louisa drżały. - Cześć, Louis.
- Cześć - wyszeptał szatyn. Wciął wpatrywał się w twarz Harry'ego, jakby śnił i chciał zapamiętać każdą jej rysę, zanim się obudzi. - Jesteś tutaj.
- Jestem.
Louis zaśmiał się ze łzami w oczach. - Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.
Harry przekręcił głowę, beznamiętnie wzruszając ramionami. - Chciałem cię zobaczyć. - Nerwowo potarł swój kark. - Mam nadzieję, że to w porządku.
- To... - Louis wziął głęboki oddech i przygryzł swoją dolną wargę. - To wspaniale.
- Naprawdę dobrze cię widzieć. - Policzki bruneta zapłonęły, chciał powiedzieć tyle więcej.
- Ciebie też. - Louis zaczął się bawić rąbkiem rękawa swojej kurtki.
Harry niespokojnie szurał swoim butem o podłogę.
- Harry?
- Tak? - Spojrzał na Louisa oczami pełnymi nadziei.
- Chciałbyś pójść do mnie? Mogę nam zrobić herbatę... i odpowiednio nadrobimy zaległości.
- Proszę - Harry wypalił. - To znaczy, tak. Proszę. To brzmi cudownie.
Policzki szatyna przybrały różany kolor, Harry chwycił swoją torbę ze stołu i ruszył w kierunku drzwi. Pochylił się i podniósł książkę, którą Louis wcześniej upuścił, żeby mu ją podać.
- Dzięki. - Louis czule się zaśmiał i przytrzymał dla niego drzwi.
Wyszli wprost na popołudniowe słońce, Harry podążał za Louisem w drodze do jego mieszkania. Spacerowali w przyjemnej ciszy, zostawiając pół metra odstępu pomiędzy swoimi ciałami, od czasu do czasu pozwalając swoim łokciom się o siebie otrzeć. Przeszli osiem przecznic do mieszkania szatyna i ruszyli schodami na jego piętro.
Palce Louisa niespokojnie męczyły się z kluczem, ale zamek w końcu się odblokował i szatyn popchnął drzwi. Obaj weszli do środka, a starszy za nimi zamknął. Jego mieszkanie było schludne i proste, ciepłe światło dostawało się do wnętrza przez okna w salonie, a jedyny bałagan stanowiło kilka małych stosów kartek i długopisów ułożonych na jego biurku i stoliku do kawy. Harry odłożył swoją torbę na podłogę przy drzwiach i podążył za Louisem w głąb mieszkania.
- Herbaty? - Zapytał nerwowo, odwracając się do Harry'ego, gdy ten szedł za nim w stronę kuchni.
- Jasne. Dziękuję.
CZYTASZ
Edinburgh is for Lovers I Larry Stylinson I Tłumaczenie
Fanfictiondobry w słowach; w umysłach, na ustach, na językach, na stronach. 1982 Louis jest pisarzem mieszkającym w Edynburgu, w Szkocji. Harry jest barwną postacią z kręconymi włosami i dołeczkami, pełną tysięcy słów, których napisania Louis nigdy nie prze...