Harry po raz ostatni spotkał się z Henrym w niedzielne popołudnie, w kawiarni koło jego mieszkania. Miał ze sobą swoją torbę i walizkę, gotowy, żeby po śniadaniu ruszyć na dworzec. Skończył manuskrypt w piątkowy wieczór, więc poranek z Henrym spędził na gawędzeniu o sprawach, które nie były związane z pracą. Dyskutowali o podróżach, swoich rodzinach i miłościach. Harry się zarumienił i z zakłopotaniem potrząsnął głową, gdy Henry zapytał go, czy jakaś dziewczyna czeka na jego powrót w Londynie. Jego rumieńce się zaostrzyły, kiedy Henry zapytał, czy zamiast niej czeka jakiś chłopak. Ponownie zaprzeczył. Przy odrobinie szczęścia jego chłopak czekał na niego w Edynburgu.
Po śniadaniu, Henry wyściskał Harry'ego i podziękował mu za czas, jaki poświęcił przez ostatnie tygodnie na rzecz jego i jego książki. Życzył brunetowi dużo szczęścia i miłości, a Harry zrobił to samo, obiecując, że zostaną w kontakcie i gratulując mu wspaniałej książki.
Krótko po dwunastej, Harry wsiadł do pociągu zmierzającego do Edynburga. Wcisnął walizkę na półkę nad swoją głową, torbę wepchnął pod siedzenie i wygodnie ułożył się na swoim miejscu, gotowy na podróż. Czuł się lżejszy, kiedy trochę ponad godzinę później wyszedł na ulice Edynburga. Wziął bagaże prosto do hotelu, żeby się zameldować. To było przyjemne i znajome, a Harry postanowił zjeść gdzieś kolację, żeby spróbować ukoić swoje nerwy na wieczór przed pójściem do kawiarni następnego ranka. W poniedziałek rano, brunet obudził się wcześnie, gotowy, żeby zdążyć na otwarcie kawiarni o 8:00. Ubrał się w dopasowane, jasne jeansy i swój zielony sweter. Wsunął buty i wyszedł z hotelu o 7:50.
Spacer w stronę kafejki był krótki, a powietrze chłodne, jednak Harry uśmiechał się od ucha do ucha, podziwiając słońce wschodzące nad miastem. Wślizgnął się do kawiarni sekundy po otwarciu, szybko kupił kawę i ruszył do ich stolika w jeszcze pustym lokalu.
Spędził tam cały dzień, bez żadnej książki do zabicia czasu i bez Louisa. Harry wyszedł dopiero, gdy zamykali, zawiedziony i samotny. Wieczorne powietrze było chłodne, poszedł z powrotem do hotelu, zabierając ze sobą coś na wynos, po czym zamknął się w swoim pokoju na całą noc. Zasnął w akompaniamencie szumiącego radia i starych, miłosnych piosenek oraz myśli, że uda mu się zobaczyć z Louisem.
Wtorek i środa wyglądały mniej więcej tak samo. Harry siedział w kawiarni od otwarcia do zamknięcia. We wtorkowy wieczór zajrzał do księgarni, aby znaleźć sobie coś, co przynajmniej go rozproszy, kiedy będzie czekał.
Czekał.
Skończył książkę w środowe popołudnie, a Louis wciąż nie pojawił się w kawiarni. Serce i żołądek Harry'ego nieprzerwanie się zaciskały, kiedy wpatrywał się w puste siedzenie przed sobą. Martwił się, czy Louis się nie przeprowadził albo czy może coś mu się stało... i w żaden sposób nie mógł się tego dowiedzieć.
Była środa, pora zamknięcia, Harry wetknął książkę pod ramię i wyszedł na chodnik. Nie przejął się wzięciem posiłku na drogę, tylko poszedł prosto do swojego hotelu, pakując się do łóżka od razu po przekroczeniu progu pokoju. Leżał w ciemnościach swojej tymczasowej sypialni, radio cichutko przygrywało w tle. Zdecydował, że jeżeli Louis nie przyjdzie do kawiarni, do czasu zamknięcia w piątek, będzie musiał zadzwonić do Pana Olivera i powiedzieć mu, że sprawy z nowym autorem nie poszły po jego myśli... że potrzebuje samolotu do domu.
Czwartek zdawał się najdłuższym dniem w życiu Harry'ego. Po raz kolejny pojawił się w lokalu w porze otwarcia. Na tym etapie chłopak za ladą już się go spodziewał i przygotował jego kawę, jeszcze zanim brunet zdążył ją zamówić. Harry mu podziękował i usiadł przy swoim stoliku. Zabrał ze sobą manuskrypt Henry'ego, żeby ponownie go przeczytać, tym razem nie musząc nanosić poprawek, kiedy to robił. Dobrze, że go wziął, ponieważ udało mu się przebrnąć przez ponad połowę książki do czasu, gdy lokal został zamknięty. Żadnego Louisa w zasięgu wzroku. Harry się nachmurzył, pakując książkę z powrotem do torby i oddając kubek do mycia. Do tego czasu zdążył się już zaznajomić z poczuciem rozczarowania, po kolejnej nieudanej próbie zobaczenia szatyna, jednak tym razem bolało nawet bardziej, gdy wiedział, że jutro będzie jego ostatnia szansa.
Tej nocy Harry nie poszedł prosto do hotelu. Przypomniał sobie, że ma ze sobą kurtkę i założył ją na swój sweter. Wsadził ręce do kieszeni i ruszył w mrok. Na ulicach działo się więcej, niż wcześniej widział. Grupki studentów wchodziły i wychodziły z lokalnych pubów, a miasto tętniło życiem. Harry spacerował bez określonego celu, spacerował i zupełnie nieumyślnie znalazł się obok baru, do którego on i Louis poszli tamtej ostatniej nocy. Zszedł po kamiennych schodkach i delikatnie popchnął drzwi. W środku nie było dużo ludzi i z całą pewnością nie było tam Louisa, więc zamknął drzwi i wrócił po schodach.
Wędrował po mieście przez kolejną godzinę. Minęło sporo czasu od zachodu słońca, lampy uliczne ogrzewały chodniki i ściany każdego ceglanego budynku, obok którego przeszedł. Kiedy w końcu zaczęło ogarniać go lekkie zmęczenie, Harry zawrócił do swojego hotelu. Zaszedł dalej, niż myślał i dwadzieścia dwie przecznice, które musiał przejść by się do niego dostać, zwaliły go z nóg. Jadąc windą, a potem wchodząc do pokoju, czuł się fizycznie i psychicznie wyczerpany. Zaciągnął zasłony i rozebrał się do samych bokserek. Poszedł do swojej łazienki, nastawiając wodę na tak gorącą, jaką mógł znieść. Para i bieżąca woda rozluźniły jego mięśnie, ale nie pomogły w odprężeniu umysłu.
Tej nocy Harry zasnął w ciszy, nie był w nastroju na słuchanie starych, miłosnych piosenek, robiąc sobie złudną nadzieję na jutro.
Sam z siebie obudził się chwilę po 4:00 rano, jego ciało stanowczo odmawiało mu ponownego zapadnięcia w sen. Siedział w ciemności, dopóki słońce nie zaczęło wschodzić.
Ze śpiącym spojrzeniem i ciężkimi powiekami, Harry wytargał się z łóżka, ubrał na siebie jeansy i ponownie swój zielony sweter. Przeciągnął go przez swoje rozczochrane loki, po czym najdłuższy z nich wetknął za ucho. Wziął manuskrypt Henry'ego i wcisnął go do torby, razem ze swoją kurtką i portfelem, po czym szybko wyszedł z pokoju.
Przechadzał się po centrum miasta przez godzinę, zanim kawiarnia została otwarta, za dziesięć ósma już czekając przed wejściem. Przywitał się z chłopakiem, który tego dnia pracował, kupił tę kawę, co zwykle i usiadł przy swoim stoliku. Od razu otworzył książkę Henry'ego, nie dając sobie czasu na nadmierne myślenie.
Pierwsze dwie godziny w lokalu minęły najszybciej, potem skończył książkę Henry'ego i nie miał nic do roboty. O 10:00 zamówił herbatę, już zbyt nerwowy, żeby jeszcze dobijać się kawą. Harry podnosił wzrok, ilekroć drzwi do kawiarni się otwierały, a wraz z upływem dnia jego serce za każdym razem biło trochę mocniej.
Było wczesne popołudnie, a Harry był przybity. Nieprzytomnie przewracał strony książki Henry'ego, nie przyswajając żadnego ze słów, jedynie znajdując sobie jakieś zajęcie. Już zdążył się poddać w oczekiwaniu na Louisa. Wciąż było kilka godzin do zamknięcia, ale popołudniu, gdy kafejka powoli zaczęła pustoszeć, Harry zaczął pakować swoje rzeczy. Wyciągnął kurtkę z torby, a manuskrypt wsadził na jego miejsce. Odłożył torbę na stolik, żeby założyć kurtkę, kiedy drzwi do lokalu po raz kolejny się otworzyły.
Harry obrócił się, żeby sprawdzić kto to, tak jak robił to przez cały dzień. Tym razem bez cienia nadziei, jedynie z przyzwyczajenia. Otworzył szerzej oczy, wpatrując się na mężczyznę w drzwiach, jego rozmierzwione przez wiatr włosy, okulary nisko ułożone na nosie i niebieskie oczy, ukryte za oprawkami.
- Louis - Harry głośno sapnął, zrobił to mimowolnie. Serce waliło mu w piersi.
CZYTASZ
Edinburgh is for Lovers I Larry Stylinson I Tłumaczenie
Fanfictiondobry w słowach; w umysłach, na ustach, na językach, na stronach. 1982 Louis jest pisarzem mieszkającym w Edynburgu, w Szkocji. Harry jest barwną postacią z kręconymi włosami i dołeczkami, pełną tysięcy słów, których napisania Louis nigdy nie prze...