4.

107 12 0
                                    

Nie spieszyła się z powrotem do domu - pomogła Elżbiecie zrobić zakupy, upewniła się, że teściowa ma wykupione wszystkie leki, które powinna zażywać i nie będzie jej niczego brakowało aż do kolejnego weekendu, kiedy ponownie się spotkają. 
Drzwi windy otworzyły się i powitał ją skąpany w mroku hol i salon, co mogło oznaczać, że synowie już śpią, a przy dobrych wiatrach Kuba także. 
- Jeszcze na nogach? - szczerze zdziwiła się, bo dla każdego z członków rodziny Grabowskich był to wyczerpujący na swój sposób dzień. Que na wpół leżał na środku ich łóżka, a po jego bokach przysypiający synowie, którzy rozbudzili się na widok matki.
- Późno wróciłaś - zamknął książkę, którą jeszcze chwilę temu czytał chłopakom i uważnie przyjrzał się Lisie.
- Krzysiek pojechał do siebie? - zapytała, puszczając mimo uszu jego uwagę. 
- Śpi - kiwnął głową w stronę sypialni Kondrackiego, która była za ścianą. 
- Mamo, możesz teraz nam wszystko powiedzieć! - Igi wszedł w słowo ojcu.
Grabowscy nawiązali dłuższy kontakt wzrokowy, jakby telepatycznie ustalając dalszy przebieg wieczoru.
- To będzie długa noc - Kuba uśmiechnął się do syna. - Zróbcie popcorn, a matce dajcie wziąć prysznic i za 15 minut widzimy się w salonie. Miniaki natychmiast wygrzebali się z łóżka i przepychając się pobiegli do kuchni, zostawiając rodziców samych. 
- Nie mam siły i nastroju na to wszystko - wyznała. - Najchętniej wywiesiłabym na drzwiach czerwoną kartkę - nawiązała do systemu, który praktykowali od jakiegoś czasu, głównie ze względu na Igiego, który w łatwy sposób mógł zasygnalizować, że potrzebuje samotności lub rozmowy z którymś z rodziców w przypadku żółtej kartki.
- Nie możemy dłużej zwlekać - Kuba przesiadł się koło niej i objął ramieniem, całując w policzek. 
Skinęła głową, chociaż poważne rozmowy nigdy nie były mocną stroną żadnego z nich i dochodziło do nich w ostateczności, zwykle podczas ostrych kłótni.

Dzieciaki siedziały na kanapie jak na szpilkach, nie mogąc się doczekać rodziców.
- Pójdę po nich - Franek odstawił miskę z popcornem.
- Nie minęło jeszcze 15 minut, dopiero 13 - Igi wskazał palcem zegar.
- Zawsze bierzesz wszystko tak dosłownie! 
- Tata powiedział, że 15 minut... Ty się zawsze spóźniasz, a oni rodzice znają się na zegarku!
Natychmiast przerwali sprzeczkę, gdy zobaczyli ojca ze stosem cienkich plastikowych opakowań.
- To zaczynaj, artyści mają pierwszeństwo - Lisa usiadła wygodnie w fotelu, podwijając pod siebie nogę.
- No, dobra... To tak jak ty lubisz jeździć na desce, rowerze, i tak dalej, a ty... dinozaury... - kolejno spojrzał na synów. - To ja, co prawda byłem trochę starszy, lubiłem muzykę, dokładnie rap. I brałem udział w różnych, hmm, konkursach, później podchodziłem do tego coraz poważniej, a ludziom się to spodobało, więc... - Que zaczął od podstaw, starając się naświetlić całą sytuację.
- Czyli mamie się to spodobało? Znaliście się już wtedy?
- Franek, skądże - Lisa wybuchnęła śmiechem. - Poznaliśmy się dużo później.
- Starzy jesteście, słuchaliście muzyki na płytach - Franek pokazał palcem albumy przyniesione przez Kubę.
- Kiedyś ty będziesz innym tłumaczyć jak słuchałeś muzyki z aplikacji na telefonie, kiedy oni będą mieli tę aplikację w głowie i nie będą potrzebować słuchawek, bo będą używali implantów.
- Mamoooo, to już się dzieje. Głusi na przykład...
Kuba przewrócił oczami, bo Igi jak zwykle miał dużo do powiedzenia, chwaląc się przy tym swoją ponadprzeciętną jak na ten wiek wiedzą.
- Posłuchajcie, a później będzie czas na pytania, ok? 
Lisa nie wtrącała się przez kolejne dobre pół godziny, dopóki Kuba w swojej opowieści nie doszedł do czasów, w których miała coś do powiedzenia. Doszła jednak do wniosku, że warto pokazać chłopakom skalę popularności ojca, nie tylko o niej mówić. 
- Oooo, ile ludzi!
- Nie wstydziłeś się?
- Ojciec nie miał się czego wstydzić, bo był... w sumie jest świetny w tym co robi. A im więcej ludzi, tym lepiej mu wychodziło - przerzucała na komputerze kolejne zdjęcia z największych festiwali i najbardziej udanych koncertów. 
- I tak po prostu przestałeś? - Igi zdziwił się.
- Urodziliście się, mama źle się czuła, więc wybór był prosty - Kuba odpowiedział bez zająknięcia, chociaż zauważył, że Lisa spięła się.
- Żyliście jak my wszyscy niedawno. Tydzień tutaj, miesiąc w innym miejscu, a kolejne pół roku w jeszcze innym kraju. Będziemy tak jeszcze jeździć? 
Kuba skinął głową. 
- We wtorek wydarzy się coś bardzo ważnego dla mnie - potarł policzek dłonią. - Postanowiłem wydać jeszcze jedną płytę i zagrać ostatnią trasę koncertową. Jesteście już na tyle duzi, że na spokojnie pojedziecie z nami w trasę. 
Miniaki wyraźnie się ucieszyli, w przeciwieństwie do Grabowskiej: nie rozmawiali jeszcze o zabraniu chłopaków w trasę. Ba, ostatecznie nie potwierdziła jeszcze wszystkich terminów i miejsc wczesnowiosennych koncertów. 
- Koledzy i koleżanki mogą was pytać o tatę, ale pamiętajcie, że nie musicie, a nawet nie powinniście odpowiadać. A jeśli będą wam dokuczać... 
- To zabierzesz nas na lody!
Lisa parsknęła śmiechem. - Tak, zabiorę was na lody, a z ich rodzicami później sobie porozmawiam. 
Miała jednak nadzieję, że od semestru letniego chłopaki będą uczyć się już w innej szkole, gdzie znani i popularni rodzice nie robią na wrażenia i wszyscy wiedzą, że "są wśród swoich".
- Tato, szkoda, że nie pochwaliłeś się wcześniej - oświadczył Igi, krzyżując ręce na piersi.
- A co by to zmieniło? 
- Chyba nic, ale byłbyś jeszcze fajniejszym tatą i mógłbym się tobą pochwalić.
- Taaak, ty robiłeś takie rzeczy, a na przykład mama Bartka pracowała w sklepie, a jego tata jest taksówkarzem.
- Ej, no i co w tym złego? Jakby nie było kasjerek, to komu zapłaciłbyś za lody i chipsy? Kto zawiózłby cię na dodatkowe zajęcia? - Lisa ze zdumieniem spojrzała na Franka.
- Yyyy, kasa samoobsługowa? A zawiózłby mnie Krzysiek? - syn spojrzał na nią spod ciemnych, zmarszczonych brwi, które jak nic odziedziczył po ojcu. 
- Tata sprzedawał gazety, ja pracowałam w kawiarni, i co? Albo podawałam ludziom buty do kręgli?
- Dobra, dobra. Koniec. Już wszystko wiecie, więc do łóżka. Już. - Kuba klasnął w dłonie, wypędzając chłopaków do ich pokoju. Wrócił kilka minut później do Lisy spacerującej po salonie.
- Gdzie zrobiliśmy błąd? - zapytała i odwróciła się do niego. - Gdzie, kurwa, zrobiliśmy błąd, że kasjerka lub taksówkarz są według niego gorszymi ludźmi?!
- Weź, uspokój się. Franek wcale nie powiedział, że gorszymi, tylko że nie uważa ich zawodów za fajne - Grabowski złapał ją za ramiona. - Już, oddychaj, bo się aż zapowietrzyłaś.
- Okay, ale później tak lekceważąco..., nie to nie jest okay - potrząsnęła głową. Naprawdę poruszyło ją podejście syna, bo starali się z Kubą uczyć synów szacunku do każdego, niezależnie od tego czy mieszka w apartamencie czy bloku, jeździ dwudziestoletnim samochodem czy prosto z salonu, sprzedaje truskawki na bazarku czy zarabia 30 zł na godzinę czy kilkanaście razy więcej. 
- Jesteś zmęczona, bierzesz wszystko za bardzo do siebie, chodź się położyć - cmoknął ją w czoło i potarł ramiona. - Nie będziemy już rozmawiać - mruknął, posyłając jej szeroki uśmiech.
- Przeszło ci już? - fuknęła. - Fantastycznie, to zrobisz jutro śniadanie i pojedziesz z nimi do skateparku, a ja będę miała dzień dla siebie, tak wiesz, w ramach rekompensaty za twój dzisiejszy podły nastrój i traktowanie mnie jak powietrze.
- Znam przyjemniejsze metody, ale ok. 
- Nie mam już siły na te twoje metody dzisiaj - oświadczyła, wyłączając telewizor.
- To masaż. 
- Ooo tak, na hasło masaż zamieniasz mi dupę z plecami - zakpiła, bo ciężko byłoby jej przywołać jakikolwiek masaż w jego wykonaniu, który był faktycznym zabiegiem relaksacyjnym, a nie drogą do jej krocza. 

To dobra pora, by skończyć to z szumem, bo teraz mam nowy kierunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz