Prolog

2.8K 86 6
                                    

Czas się zatrzymał. Przyłożyłam obie ręce do drżących ust. Były lodowate.

Jak to Alessandro był w środku? To nie mogło być prawdą!

- Co z nim? - zapytałam słabym głosem. W ustach miałam suszę, więc musiałam chrząknąć, żeby powtórzyć pytanie. - Jeremi, co z Alessandro!?

- Nie wiem! Nic nie wiem! - odpowiedział nerwowo, ale nie uwierzyłam mu. Było coś jeszcze. Rozmowa nie trwała zbyt długo, ale byłam pewna, że mężczyzna nie otrzymał jedynie rozkazu wywiezienia mnie w bezpieczne miejsce. - Wiem tylko, że mam zabrać cię w bezpieczne miejsce.

- Jeżeli zaraz mi nie powiesz, co się tam wydarzyło, to gorzko tego pożałujesz! - krzyknęłam przez ściśnięte gardło. Miałam złe przeczucie. - Nie żartuję, Jeremi.

- Uspokój się. Wkrótce wszystkiego się dowiesz.

- Gdzie jedziemy? - próbowałam wyciągnąć od niego inną ważną informację. Musiałam się dowiedzieć, na czym stałam i czy działać teraz, czy gdy się zatrzymamy.

- Nie możemy chwilowo wrócić do San Matteo. Jedziemy do Bitonto, do hotelu. Tam będziemy chwilowo bezpieczni.

Odetchnęłam, ale tylko odrobinę. Miasteczko znajdowało się w takiej samej odległości co San Matteo od Bari. Za parę minut powinniśmy być na miejscu. Kilka minut, które ciągnęły się w nieskończoność, gdy nie wiedziałam, co działo się z moim ukochanym.

Gdy zaparkowaliśmy na parkingu obok niewielkiego, ale zdecydowanie luksusowego hotelu, byłam już gotowa do wyskoczenia z samochodu. Sukienka trochę krępowała mi ruchy, ale poradziłam sobie. Obezwładniłam Jeremiego błyskawicznie, gdyż ten nie spodziewał się ataku z mojej strony. Wyglądałam na zrozpaczoną i faktycznie byłam w rozsypce, więc nawet nie musiałam udawać rozkojarzenia. Uderzyłam w punkty witalne znajdujące się na szyi i ciało ochroniarza natychmiast się rozluźniło. Wtedy uderzyłam niezbyt mocno w boczną część jego szczęki, następnie łapiąc za nią i dociskając sobie do klatki piersiowej. Na koniec ściągnęłam go do ziemi. Przekręciłam i uklękłam na jego nadgarstku i barku tak, żeby nie mógł się ruszyć. Nie mógł. Byłam drobna i lekka, ale on był zamroczony i w wyraźnym szoku.

- A teraz mi wszystko grzecznie powiesz.

W odpowiedzi usłyszałam kilka stuknięć. Docisnęłam bardziej kolano do barku Jeremiego, dając mu znać, żeby niczego nie próbował. Zresztą nie mógł. Nie tylko dlatego, że był obezwładniony. Gdyby Alessandro dowiedział się, że coś mi zrobił, nawet przez przypadek, byłoby już po nim. Tylko, czy Aless... Czy on...

Nie mogłam teraz tego roztrząsać. Musiała skupić się na tym, żeby jak najszybciej dowiedzieć się, gdzie był i dotrzeć do niego.

- Zacznijmy od początku. Był wybuch w Coppola Club. Jak poważny? I co z Alessandro?

- Możesz ze mnie zejść? - wychrypiał.

- Nie! Dopóki nie powiesz mi wszystkiego, czego się dowiedziałeś od Dario.

Stęknął, ale choć było mi go żal, nie zamierzałam go puścić.

- Jeremi... - zaczęłam ostrzegawczym tonem.

- Został ranny - rzucił w końcu, próbując się wyszarpać.

- Co się mu stało? No już, mów wszystko, co wiesz! - niecierpliwiłam się.

- Nie wiem!

Sięgnęłam po broń pod jego marynarkę.

- Mów albo będziemy inaczej rozmawiać - zażądałam, przykładając mu broń do karku.

- Laura, bez przesady - prychnął, sądząc, że tylko się z nim bawiłam.

- Mów! - warknęłam, dociskając broń i kolano do jego ciała.

- Przygniotło go kawałek ściany. Stracił przytomność chyba... Zabrali go do rezydencji.

- Nie można było tak od razu!? -rzuciłam wściekle. Zmarnowaliśmy tyle czasu. - Kluczyki!

- Laura...

- Kluczyki Jeremi! Nie będę się powtarzać!

Już miałam rozpocząć przeszukiwanie, kiedy sięgnął do marynarki i posłusznie oddał mi kluczyki. Gdy w końcu pozwoliłam mu wstać, otrzepał się i przetarł policzek, na którym zauważyłam kilka niezbyt ładnych otarć. Nie zamierzałam go jednak przepraszać. Nie tym razem. Normalnie bym to zrobiła, bo źle czułam się z tym, jak go potraktowałam, teraz jednak w głowie miałam tylko mojego Alessandro. Drżałam na myśl, czy z nim było wszystko w porządku. Pchnęłam Jeremiego w stronę miejsca pasażera. Skułam mu ręce kajdankami, które były w schowku. Nie sądziłam, żeby czegoś próbował, ale wolałam nie ryzykować. Potem ruszyłam z piskiem opon spod hotelu, pod którym zaparkowaliśmy. Do Monopoli dojechaliśmy w ekspresowym tempie. Złamałam wszystkie możliwe przepisy, zaciskając mocno ręce na kierownicy i ocierając co jakiś czas łzy, którym w końcu pozwoliłam popłynąć. Mój pasażer nie odzywał się do mnie ani słowem, choć na pewno miał ochotę kilka razy krzyknąć, żebym zwolniła.

Pod bramą strażnicy spojrzeli na nas podejrzanie, ale Jeremi wytłumaczył im, że nie było powodów do obaw. Sekundy, które dzieliły mnie od wtargnięcia do posiadłości, ciągnęły się w nieskończoność. Gdy w końcu wpadłam do środka, jak tornado, nikt mnie nie powstrzymywał, choć salon był pełen ludzi. Byli tam chyba wszyscy. Nawet Marco z Chiarą. Przyjechali w odwiedziny? Wszyscy ubrani byli bardzo elegancko, ale nie chwilowo nie miało to dla mnie znaczenia.

- Gdzie on jest? - zawołałam rozgorączkowana.

- Laura! Laura to naprawdę ty? Jak dobrze, że jesteś - zwołała Editta, mama Alessandro, zmierzając z wyciągniętymi rękami w moją stronę.

- Gdzie on jest? - powtórzyłam nieco pewniej. Liczyło się dla mnie tylko to, żeby być przy nim.

- Jest u siebie... Jest u niego lekarz. Poczekaj - zawołała za mną, gdy zaczęłam biec w dobrze znanym mi kierunku.

Szarpnęłam za drzwi, które otworzyły się w tym samym momencie. Prawie zderzyłam się z mężczyzną, który trzymał w ręce torbę lekarską. Od razu wydał mi się znajomy. Pamiętałam go jak przez mgłę. Gdy lekko się do mnie uśmiechnął, najwidoczniej rozpoznając mnie, sama rozpoznałam w nim lekarza, który kilka miesięcy temu udzielał mi pomocy.

- Alessandro! - zawołałam i obeszłam lekarza, który natychmiast usunął się w bok.

Mój ukochany siedział na skraju łóżka owinięty bandażami wokół torsu. Trzymał się za żebra. Był brudny od krwi, więc nie wiedziałam, gdzie jeszcze doznał obrażeń. Wyglądał fatalnie, ale żył.

Żył. Mój ukochany żył.

Gdyby nie szczupła kobieta klęcząca przed moim mężczyzną i próbująca ściągnąć z niego spodnie, pewnie wstrząsnąłby mną szloch na sam jego widok.

- Łapy precz od mojego faceta! - warknęłam, będąc na granicy. Nie dość, że drżałam o życie Alessandro, to jeszcze jakaś kobieta miała czelność go dotykać.

- Laura? - zapytał zdębiały, unosząc głowę.

"W sercu gangstera" *tom III*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz