Ten dzień. Laura.

1.5K 68 7
                                    

- Teraz w końcu może pan pocałować pannę młodą - dodał na koniec ksiądz, który udzielał nam ślubu. Był moim rodakiem, więc ślubu udzielił nam tak, jakbyśmy go brali w Polsce, jedynie z tą różnicą, że posługiwał się językiem włoskim. Wśród zgromadzonych tylko wujek Andrzej i Monika nie posługiwali się płynnie tym językiem. Trochę żałowałam, że zdecydowałam się na tę wersję, gdyż przez to nie mieliśmy okazji wypowiedzieć własnej przysięgi, ale z drugiej strony codziennie wyznawaliśmy sobie miłość, nie koniecznie używając dwóch tradycyjnych słów.

Szalałam z tęsknoty podczas tych trzech okrutnie długich miesięcy. Przez większość czas tłumaczyłam sobie, że Alessandro potrzebował czasu na regenerację, na powrót do zdrowia i sprawności, że grafik miał wypełniony różnymi zabiegami. Czasem ciężko było nam się z tego powodu złapać. Czasem, zwłaszcza na początku bywały dni, że w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy, gdyż wieczorem, gdy zwykle oboje mieliśmy czas, zasypiał ze zmęczenia.

Po wybudzeniu okazało się, że w mózgu nie doszło do żadnych poważnych zmian, z kolej problem stwarzał uraz płuc. Przez długi czas miał problemy z oddychaniem. Kiedy duszności dopadały go podczas naszych rozmów, strasznie to przeżywałam, bojąc się, że nigdy nie wróci do pełni zdrowia. Postanowiłam dać mu spokój. Poza tym byłam pewna, że on również za mną tęsknił, więc tym samym bardziej się starała, żeby opuścić klinikę według planu, który szczegółowo omówiliśmy z doktorem Milani. Do końca życia będzie wdzięczna cioci, że załatwiła nam tego znakomitego specjalistę. Mężczyzna, choć zajmował się zamożniejszymi pacjentami, nie patyczkował się z Alessandro, nie dawał mu taryfy ulgowej.

A teraz tu był. Przy mnie. Ze mną. Przez całą ceremonię trzymał mnie za rękę i prawie nie spuszczał z oka. Co najmniej jakbym miała wyparować. Do mnie też jeszcze nie docierało, że oto teraz, w tej chwili wszystko się zmieniało. Stawaliśmy się jednością. Na wieki wieków.

Gdy wujek Andrzej prowadził mnie do ołtarza, serce galopowało mi niczym spłoszona klacz. Uspokoiło się, dopiero gdy na końcu alejki między stojącymi w milczeniu gośćmi, zobaczyłam jego. Takiego pięknego, lekko zdenerwowanego, ale przystojnego niczym wyjętego z obrazka. Gdy ostatnio widzieliśmy się na ekranach telefonu, nie przypominał siebie sprzed niespełna czterech miesięcy. Nie strzygł się, nie golił, ale taki image do niego pasował. Ale to w takim Alessandro się zakochałam. Do pełni dawnego wyglądu brakowało mu jedynie czarnej koszuli. Z białą wyglądał inaczej. Już nigdy nie poproszę, żeby założył dla mnie biel. Wolałam go w innym wydaniu.

Właśnie stałam się najszczęśliwszą kobieta pod słońcem. Zostałam żoną. I tylko pocałunek - pierwszy od trzech miesięcy - dzielił nas od dopełnienia formalności.

Alessandro przyciągnął mnie do siebie, obejmując w pasie, schylił się i przycisnął swoje usta do moich. Nagle świat zawirował jak tego pierwszego razu w ogrodzie cioci. Czuły, ale pośpieszny pocałunek nam nie wystarczył. Założyłam dłonie na jego karku, a on objął jedną dłonią moją twarz, myśląc o tym samym i nie zważając na zgromadzonych, pocałował mnie jeszcze raz. Namiętniej, dłużej. Tak, jakby jutra miało nie być. Tak jak jeszcze nigdy wcześniej. Zawarł w tym pocałunku wszystkie swoje pragnienia i tęsknoty. Stłumiłam jęk i odwzajemniłam się tym samym.

W końcu jednak wyprostował się, a wtedy zobaczyłam na jego twarzy cień żalu. Chciał więcej. Tak jak ja. To nie była jednak nasza ulubiona pozycja do całowania, ale w tych okolicznościach nie było mowy, żeby poderwał mnie do góry.

Wytrzymaj jeszcze chwilę, kobieto. Napomniałam siebie w myślach, starając się zapanować nad pożądaniem.

- Pani Caruso? - wychrypiał, gładząc moje plecy.

"W sercu gangstera" *tom III*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz