Nozdrza mi się rozszerzyły, gdy poczułem ostry zapach panujący w winiarni. Zwłaszcza tuż przy piwnicach. Od razu wyczuwało się strach. I śmierć. Ta dzisiaj na pewno kogoś spotka. Zajrzałem w pierwszej kolejności do Domenico, który został przeniesiony do celi naprzeciwko Mordowni. Leżał na metalowej pryczy i wyglądał mizernie. Dwoje moich ludzi podeszło do niego i szarpnęło go za ręce. Ledwo stał na nogach, a jego głowa latała we wszystkie strony. Na widok kikuta, kącik ust drgnął mi ku górze.
- Wybacz, że tyle musiałeś czekać na nasze kolejne spotkanie.
Starzec nie zareagował na moje słowa. Dał się poprowadzić do sali naprzeciwko. Nie opierał się, choć przecież dobrze wiedział, co go tam czekało.
- Porozmawiajmy o twoim synu - warknąłem, łapiąc za czuprynę siwych włosów, ale po chwili go puściłem. - Wezwijcie doktora Rabitto! - zawołałam do swoich ludzi. - Ten człowiek ledwo zipie! Potrzebuję go przytomnego!
Przekląłem pod nosem. Nawet tego moi ludzie nie potrafili dopilnować. Domenico był mi potrzebny w pełni świadomy. Mieliśmy kilka spraw do obgadania, a w takim stanie niczego się od niego nie dowiem.
Wyszedłem z piwnicy i udałem się do głównej sali. Czekał tam już na mnie Raffaello w asyście Marco i Jacobo. Miał czujny wzrok. Nie był więźniem, ale zdawał sobie sprawę, że ostatnio nawalił i że czekała go za to kara. Nikt, kto zawinił nawet w najmniejszym stopniu, nie zdołał uniknąć spotkania z moimi gniewnymi pięściami.
Stanąłem przed starcem w lekki rozkroku, krzyżując ręce na piersi.
- Dlaczego pomogłeś Domenico? - syknąłem bez zbędnych wstępów. Gniew buzował w moich żyłach. Przekraczając próg winiarni, zmieniałem się w innego człowieka. Uwielbiałem ten stan, choć myśl, że gdzieś niedaleko była Laura, trochę mnie hamowała.
- Nie pomogłem. Dałem się podejść jak małe dziecko. Wziął mnie na litość.
- Wiedziałeś o Thommaso? Wiedziałeś, że był jego dzieckiem?
- Nie.
- Nie kłam! - zawołałem, a następnie zamachnąłem się i uderzyłem go w brzuch. Marco i Jacobo od razu złapali go pod pachy.
- Mówię prawdę - upierał się, krzywiąc się z bólu.
- Myślisz, że uwierzę, że znając się tyle lat, nie pisnął ani tobie, ani ojcu słowem?
Zamachnąłem się drugi razem. Raffaelo stęknął, czując kolejny cios, a jego twarz zrobiła się blada jak kreda.
- Mam uwierzyć, że Domenico znikał, bo na pewno znikał, skoro samotnie wychowywał syna, a ty nie wiedziałeś, dokąd się udawał!?
- Wychowywał go sam? - Zdziwił się. - Nie miałem o niczym pojęcia! Naprawdę!
- Tracę cierpliwość! - warknąłem i tym razem uderzyłem go w szczękę. Głowa starca odskoczyła w bok. Charknął i splunął krwią, a potem spojrzał na mnie z żarem w oczach.
- Wbrew pozorom nie byłem z Domenico blisko - bronił się. Nie wyglądał przy tym na przerażonego jak, co niektórzy w jego sytuacji. Wręcz przeciwnie, w jego głosie dało się słyszeć gniew. - Don Leonardo rozdzielał nas do różnych spraw i sam też tak robisz. Robiłeś - poprawił się, gdyż zdawał sobie sprawę, że dni, a może nawet godziny Domenico były policzone. - Poza tym twój ojciec zawsze miał słabość do tej kanalii.
Swój do swego ciągnie, chciałem odpowiedzieć, ale ugryzłem się w język. Nie chciałem mu przerywać. Oboje jednak wiedzieliśmy, co miał na myśli. Leonardo, Domenico i Massimo byli ulepieni z jednej gliny. Różnica była tylko taka, że ten, który miał być najpotężniejszy, wcale taki nie był. Ojciec od brudnej roboty miał Domenico, a ten garnął się do tych spraw ochoczo. Jak i do bycia stałym klientem w podziemnych vipowskich klubach.
CZYTASZ
"W sercu gangstera" *tom III*
RomanceAlessandro i Laura w końcu są razem. Mogą cieszą się sobą i planować wspólną przeszłość. Niestety, jak to w gangsterskim świecie Caruso bywa, niczego nie można być pewnym na sto procent. Zwłaszcza, że na bliskich Don Alessandro wciąż czyhają jego ku...