Cherie mocno przeciągnęła się na swoim jednoosobowym łóżku, zaraz po tym jak wyłączyła swój natrętny budzik. Mozolnie wstała ze swojego ciepłego posłania w duszy besztając się o wczorajsze zbyt późne pójście spać. Nie miała na nic siły. Wszystko przez jej przyjaciela, który zadzwonił do niej zaraz po przekroczeniu progu swojego pokoju. Ciekawska dusza Hiszpana nie pozwoliła mu bowiem usnąć. Musiał się najpierw dowiedzieć najmniejszych nawet szczegółów z reszty ich wczorajszej drogi, w której już nie uczestniczył. Pytał o każdą jedną pierdołę i nie zważał na jęki szatynki, która co drugie zdanie kończyła na tym, iż musi iść spać. Piszczał jak mała dziewczynka, dopytując czy działo się coś ostrego i bardziej podniecającego niż normalna rozmowa. Kiedy jednak usłyszał, że nic takiego nie miało miejsca, sapał zawiedziony. Takim oto sposobem po jej długim monologu pozbyła się go dopiero o trzeciej nad ranem.
Dlatego właśnie teraz, wygląda jak wygląda. Z ciemnymi workami pod oczami, zaczerwienionymi spojówkami i całkowicie splątanymi włosami, których zapomniała rozczesać wczorajszej nocy, kierowała się do łazienek gdzie miała zamiar doprowadzić się do porządku i nie straszyć ludzi na mieście.
Po porannej toalecie wróciła do pokoju czując się sto razy lepiej. Wyciągnęła swoją kosmetyczkę, w której była masa przeróżnych kosmetyków. Usiadła przy swoim biurku, na którym w tym momencie miała bardzo dużo przestrzeni. Jeszcze raz w swojej głowie podziękowała Achille za uporządkowanie tego bałaganu.
Szatynka wyciągnęła małe lusterko z jednej z szuflad i starannie namoczoną uprzednio gąbeczką do makijażu rozprowadzała swój ulubiony podkład po całej buzi i szyi. Następnie sięgnęła po korektor i sporą jego ilość ulokowała pod oczami. Zadowolona z efektu utrwaliła wszystko pudrem. Teraz pozostało jej szybkie wypełnienie jej jasnych brwi. Amerykanka zwykle kończyła swoją pracę w tym miejscu wiedząc jednak, że dziś po pracy nie wraca sama, dodatkowo wykonturowała swoją buźkę i dodała sporą ilość rozświetlacza na czubek nosa. Bardzo bowiem lubiła kiedy jej nos się świecił w ten sposób. Miała wrażenie że jest on mniejszy, a przy jej tendencji do rumienienia się na jego czubku, nie będzie to aż tak widoczne.
Spoglądając na pogodę za oknem wyciągnęła z szafy czarne jeansy z wysokim stanem, które posiadały cztery srebrne guziki przy zapięciu, do tego czarną bluzkę z długim rękawem i dekoltem w serek oraz ciepłą pikowaną szarą kurtkę. Na swoje stopy szybko założyła skarpetki, które niestety nie były do pary. Musiały się jej bowiem zapodziać podczas prania ich w łączonej studenckiej pralni. Wsunęła czarne adidasy i zarzucając plecak na ramię wyszła z pokoju zamykając je na klucz.
Giany jak zwykle nie było w pokoju. Co szatynka miała już szczerze w nosie. Przestała się przejmować, gdyż współlokatorka w ogóle jej nie słuchała. Uważała, iż to ona jest najmądrzejsza i wie lepiej. A skoro tak, to w tej chwili mogła już Cherie cmoknąć w pośladek. Nie wpychała się na siłę tam gdzie jej nie chcieli. Od dzisiaj młodsza od niej koleżanka radzi sobie sama.
Odcinając się już od wirujących myśli nałożyła swoje bezprzewodowe słuchawki i z radością wsłuchiwała się w dźwięki gitary elektrycznej jednego z jej ulubionych zespołów rockowych. Po krótkim czasie dotarła do swojego miejsca pracy i szczerze się ucieszyła. Od tygodnia nie widziała się z Jane i szczerze stęskniła się za tą dziewczyną. Radośnie otworzyła drzwi, a kiedy złączyła swój wzrok z ognistowłosą obydwie głośno zapiszczały
-Jezu Cherie jak ja się cieszę, że cię widzę! W końcu porozmawiam z kimś normalnym, dziewczyny z mojej grupy są nie do zniesienia. Ciągle się tylko obrażają, człowiek sobą być nie może, mówię ci - westchnęła Jane, a zaraz po tym dała szybkiego buziaka w policzek szatynce
CZYTASZ
Cerise
Romance- Czemu ciągle mówisz do mnie Cerise? - spytała patrząc w jego niebieskie oczy. - Przeszkadza ci to? - przekręcił głowę lekko w prawo oddając spojrzenie. - Oczywiście, że nie przeszkadza. Po prostu nie wiem skąd wziąłeś pomysł na to przezwisko. - o...