Rozdział 7 - "Achille"

305 31 3
                                    

Ziewając przeciągle przywitała kolejny dzień. Spojrzała w lewo doznając szoku widząc Gianę w swoim łóżku. W duchu zapiszczała, miała nadzieje, że dziewczyna wróciła po rozum do głowy i nie ma zamiaru opuszczać wszystkich zajęć jakie tylko posiada. Szatynka jednym ruchem zrzuciła z siebie przykrycie i wsuwając na gołe stopy różowe kapcie wyszła z pokoju kierując się do łazienki by wziąć szybki poranny prysznic. Na dzisiejszy dzień specjalnie wstała pół godziny wcześniej niż zazwyczaj. Cóż po ostatnim spóźnieniu, wolała dmuchać na zimne. Rozebrała się w kabinie prysznicowej i zawyła przeciągle widząc czerwoną plamę na swoich majtkach. No tak, to ten czas. Przetarła sfrustrowana twarz, a następnie odrzuciła bieliznę na bok. Po ekspresowej kąpieli, wytarła swoje ciało. Z kosmetyczki wyciągnęła tampon, który na kilka przyszłych dni stanie się jej najlepszym kumplem. Umieściła go w odpowiednim miejscu, w duchu śmiejąc się ze swojej głupoty w wieku trzynastu lat, kiedy sądziła, że ten mały przedmiot jest w stanie ją rozdziewiczyć. Popukała się mentalnie w czoło, że wierzyła tym bzdurom opowiadanym przez starsze laski chodzące z nią do podstawówki. Cherie spojrzała na siebie w lustrze zastanawiając się, co dziś zrobić ze swoimi włosami. Układała je na różne dziwne sposoby, robiąc przy okazji irracjonalne miny do swojego odbicia. Zdecydowanie czasem brakowało jej piątej klepki. Zrezygnowana jednak brakiem jakiegokolwiek pomysłu na dzisiejszą fryzurę po prostu pozwoliła im spadać kaskadami po plecach. Szybkim krokiem wyszła w samym ręczniku łazienki dzierżąc w ręce już przeprane figi, modląc się by nikt niepożądany jej przypadkiem nie zauważył. Szczęście dzisiejszego dnia jednak nie opuszczało amerykanki, gdyż na korytarzu nie było żywej duszy. Wchodząc do pokoju zanotowała, iż jej współlokatorka wciąż śpi, więc starała zachowywać się jak na ninje przystało. Z gracją słonia otworzyła drzwi szafy tak, że jedna z drzwiczek uderzyła z impetem o ścianę, o mało co nie robiąc w niej dziury. Szczęście, że Giana należała do ludzi o twardym śnie i jej jedyną reakcją na ten raban było burknięcie i przewrócenie na drugi bok. Adler wypuściła powietrze z płuc, zapominając, że je wstrzymuje. Z sterty ciuchów leżących na dnie szafy wyszarpała ciemno szare spodnie z wysokim stanem, przedarte na jednym z kolan. Oczywiście dziura nie była celowa. Pewnego razu kiedy wracała z Nacho z uczelni ten popchnął ją w taki sposób, iż dziewczyna potykając się o krawędź chodnika upadła na jakiś kamień i rozdarła sobie jedne ze swoich ulubionych dżinsów. Nie miała jednak przyjacielowi tego za złe gdyż Hiszpan zaraz po tym incydencie udobruchał ja goframi w jednej z pobliskich kafejek. Po wciśnięciu gaci na swój tłusty tyłek chwyciła ciepły szary sweter który sięgał jej pod szyje jednak należał do tych o krótkim kroju, dlatego ładnie podkreślał figurę niebieskookiej i założyła go nie zastanawiając się dwa razy. W czarnej czapce tego samego koloru butach, z plecakiem na jednym ramieniu oraz kurtką zarzuconą od niechcenia szła chodnikami kampusu, rozglądała się dookoła obserwując jak szybko jesień zmienia całe otoczenie. Na drzewach nie możliwe było znalezienie chociaż jednego liścia. Nie mówiąc już o jakichkolwiek kwiatach. Chociaż to drugie nie bardzo jej przeszkadzało. Cherie bowiem nie cierpiała roślin. Kwiatów szczególnie. Nie wiedziała co inni w nich widzą. Dla amerykanki to tylko kolejny problem o który trzeba się martwić. Gdyby jakiś chłopak miał jej podarować jakiegoś badyla, najlepiej jakby był to kaktus. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przeklinał durne światło, które nie chciało zmienić się na zielone. Całą noc nie mógł spać. Nie należał do cierpliwych osób. A na dzisiejszy dzień czekał od tygodnia, wczorajszy incydent tylko wzmocnił jego podniecenie. W końcu spotka swoją Cerise. Uśmiechnął się szeroko do lusterka i bił się w głowę. Zachowywał się jakby miał nasrane we łbie. Nie był chory psychicznie, tego był pewien. Więc skąd to dziwne zachowanie? Zastanawiał się, kiedy nadeszło jego zbawienie w postaci zielonego błysku. Ruszył z miejsca swoją piękną maszyną i w końcu zjawił się na studenckim parkingu. Wyciągnął kluczyki ze stacyjki i niczym rasowy sprinter ruszył do wejścia uczelni. Silnym ruchem otworzył solidne drewniane drzwi, zwracając przy tym uwagę kilku ciekawskich osób. Przewrócił na to oczami. 

CeriseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz