Rozdział 4 - "I chyba urwę wam jaja"

366 39 5
                                    

Środa i czwartek okazały się dla Cherie typowymi nudnymi dniami studenckimi. Wstawała na pierwsze dźwięki ustawionego budzika i szła na zajęcia. Aż nadszedł długo wyczekiwany piątek oraz pierwszy w tym sezonie szkolny mecz hokeja.
Nie umiała spokojnie usiedzieć na tyłku podczas wszystkich wykładów. Pochłaniała większą ilość gumy do żucia niż zwykle, na co najwyraźniej nie zwracała większej uwagi. Natomiast kiedy zabrzmiał ostatni dzwonek oznaczający koniec mordęgi na dzisiaj, szatynka wyleciała z uczelni jak torpeda. Pamiętała jednak, że przed powrotem do akademika musi zrobić małe zakupy, ponieważ cały zapas nudli skończył jej się już wczoraj.
Weszła hardym krokiem do pierwszego sklepu spożywczego jaki znalazła na kampusie. Zgarnęła do ręki koszyk i ruszyła na łowy. Spojrzała jeszcze szybko do portfela, aby zobaczyć ile aktualnie ma przy sobie pieniędzy. Trzydzieści dolców, nie jest źle, pomyślała.
Skierowała się na dział ze słodyczami, a z półek brała kolejno kilka swoich ulubionych batoników, tabliczkę czekolady oraz trzy paczki żelek w kształcie misiów. Później zaopatrzyła się również w sporo opakowań zupek o różnych smakach. Zaczęła wykładać rzeczy na taśmę przy kasie. Jej czynność została jednak przerwana przez hordę głośnych facetów, którzy postanowili zmącić jej spokój. Kiedy przyjrzała się im lepiej zauważyła Clauda przewodzącego całą tą grupą.
Kolejka, w której stała poruszała się w ślimaczym tempie, za to drużyna hokeistów była coraz bliżej jej drobnej osoby. Nie to, że się ich bała, ponieważ nie sądziła by, którykolwiek z tych dryblasów byłby w stanie ją skrzywdzić. Problem polegał na tym, iż nie chciała by z nią rozmawiali. Cherie była bowiem znana w tym gronie sportowców z uwagi na stu procentową frekwencje na ich meczach.
Jak zwykle los postanowił z niej zakpić i kiedy przed nią została już tylko jedna osoba, Connor postanowił otworzyć tą swoją paskudną gębę.
- Adler, mam racje? Koleżanka Giany, macie razem pokój - stwierdził, nie dając  jej okazji do odpowiedzi, co mocno zirytowało Cherie- Jakbyś mogła jej przekazać, że czekam na powtórkę z rozrywki, byłbym ci niezmiernie wdzięczny- uśmiechnął się obleśnie odwracając się do swoich kumpli- usta to ona ma bajeczne- poruszył brwiami w górę i dół, a na twarzy niebieskookiej pojawił się grymas obrzydzenia. W tej chwili miała ochotę zrobić tylko jedną rzecz... I właśnie to zrobiła. Szybki prawy sierpowy na jego przebrzydłą twarz i całe ciśnienie zeszło z niej jak z balonika. Nikt nie ma prawa obrażać jej bliskich w zwłaszcza taki buc jak on. A kiedy jednak ktoś próbuje w głowie amerykanki włącza się czerwona lampka, która sprawia że staje się ona nad wyraz agresywna. I niech Bóg uchowa każdego kto choćby spróbuje do niej podejść w takim momencie.
- Spróbuj jeszcze kiedykolwiek obrazić Giane, a przysięgam, że ucierpi nie tylko twoja twarz- powiedziała najostrzej jak tylko potrafiła i ignorując przeszywający ból w dłoni odwróciła się plecami do chłopaka, który z grymasem trzymał się za prawą stronę swojej facjaty. Nie odezwał się jednak już więcej co ucieszyło szatynkę, gdyż jeszcze jedno jakiekolwiek słowo przez niego użyte, a chyba rozszarpałaby go na miejscu.
Po zapłaceniu należytej kwoty za zakupy, przeprosiła ekspedientkę za całe to zamieszanie i w akompaniamencie śmiechów studentów oraz jęczącego Clauda szybko opuściła supermarket.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jedno musiał przyznać. Mała Cerise ma miażdżące uderzenie. Był dumny, że to właśnie ona zahamowała zapędy Connora. Chłopak od dawna grał z nim w drużynie i ten idiota wkurwiał go najbardziej. Dlatego nawet nie próbował powstrzymywać się przed cichym śmiechem, kiedy ta słodka złośnica rozłożyła takiego dryblasa na łopatki. Zanim jednak doszło do feralnego zdarzenia, brunet zdążył przyjrzeć się zakupom szatynki. Był zły, że dziewczyna tak źle się odżywia. Gdyby była jego, nie pozwoliłby się jej truć taką chemią. Mógłby codziennie dla niej gotować, chociaż ta czynność nie należała do jego ulubionych. Zapatrzony w Cherie nie zwracał uwagi na tą zgraje małp koło niego. Chciał wychwycić każdy szczegół jej osoby. Przyglądał się zafascynowany jej pięknej twarzy. Miała cudny mały nosek oraz piegi go zdobiące, lekko odstające uszy, które były widoczne dzięki spiętym włosom, lekki uśmiech dodający jej dziecinnego uroku oraz dobrze zarysowaną linię szczęki. Ostatnie co zdążył wyłapać to malutkie dłonie oraz paznokcie pomalowane na kolor czerwony. A potem szatynka znikła za drzwiami sklepowymi. Była ideałem, jego ideałem... A on nienawidził ideałów.
Kiedy każdy z nich kupił już to co chciał, wyszli  ze sklepu. Nie miał on ochoty na żadne wypady z tą bandą debili, jednak trener uparł się, żeby spędzali oni razem więcej czasu, aby "wzmocnić więzy w drużynie". Dla dwudziestoczterolatka była to kompletna strata czasu i humoru, więc szedł przodem zostawiając za sobą wszystkich i jako pierwszy znalazł się na hali sportowej, gdzie miał odbyć się przedmeczowy trening. Wszedł do szatni gdzie mógł spokojnie ubrać się w strój ochronny. Niebieskooki grał z numerem dwanaście, na pozycji obrońcy, co mu odpowiadało, bo w zasadzie nikt nie zwracał na niego uwagi. A po kontuzji, która przydarzyła się mu rok temu, nie grał już tak często i tak dobrze. Skutkowało to brakiem zainteresowania wobec jego osoby. Miał jednak szczęście, bo trener nie wykluczył go, pomimo słabej formy i nadal może robić to co sprawia mu niesamowitą radość.
Z letargu wybudził go donośny dźwięk gwizdka Walkera.
- Ruchy chłopaki! Nie mamy czasu na babskie pogaduchy, przed nami ważny mecz i chyba urwę wam jaja. Jeśli tylko spróbujecie go przegrać!- głośny baryton rozbrzmiał po całym pomieszczeniu, a zaraz po nim nastąpił chrapliwy śmiech trenera- Proponuje popracować nad minami Panowie, bo z takim wyrazem twarzy jak teraz macie, nikt was nie weźmie na poważnie. Za trzy minuty widzę was na lodzie!- krzyknął, w międzyczasie poprawiając swoją czapkę
- Tak jest trenerze!- wszyscy razem odpowiedzieli i kolejno zaczęli wychodzić na tafle. Francuz wziął swój kask i poszedł w ślady kumpli. Kiedy postawił pierwszą nogę na śliskiej powierzchni poczuł się wolny i nie myśląc już o niczym, a zwłaszcza o słodkiej Cerise dał porwać się w wir hokeja.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

W tym samym czasie Cherie sedziała na łóżku i powoli obwijała swoją spuchniętą dłoń bandażem. Prawa ręka bolała ją niemiłosiernie, ale gdyby miała okazje przyłożyć temu bucowi jeszcze raz, nie wahałaby się. Nawet teraz gdy przypomni sobie tą sytuacje ciśnienie skacze jej jakby wypiła kilka energetyków na raz. Była również zła na Giane, bo myślała, że ta ma chociaż odrobinę oleju w głowie i nie da się omotać takiemu frajerowi.
Kiedy wreszcie skończyła robić swój opatrunek, zaczęła szykować się na mecz. Była godzina szesnasta, a całe widowisko rozpocznie się przed osiemnastą.  Przed tym musiała jeszcze kupić bilety i coś do jedzenia, nie zapominając o obowiązkowej kawie.
Podłączyła swój telefon do bezprzewodowego głośnika i gdy usłyszała pierwsze dźwięki swojej aktualnie ulubionej piosenki, zaczęła do rytmu ruszać biodrami oraz udawać, że jakkolwiek potrafi tańczyć. Wkładając gumę do ust z szafy wygrzebała nieśmiertelne ciemnoszare spodnie, które były jej ulubionymi oraz  lekko na nią za duży bordowy sweter, którego również uwielbiała, ze względu na swoją milutką w dotyku strukturę. Założyła przygotowane rzeczy na siebie, po czym ze pastą i szczoteczką w ręku, udała się w kierunku łazienek.
Z buzi wyciągnęła wcześniej wkładaną balonówkę i trzymając ją w palcach zaczęła szorować swoje siekacze. Trzeba było przyznać, uśmiech to ona miała wzorowy. Od małego wbijane do głowy zasady, żeby myć zęby rano, wieczorem oraz po posiłku, sprawiły iż dziewczyna nie miała, żadnych problemów z próchnicą czy też przebarwieniami.
- Czy to prawda, że zdzieliłaś Connora po mordzie?! Jasny gwint! Masz rękę w bandaży, ty serio go jebłaś! -  do pomieszczenia jak huragan wpadł Nacho, drzwi odbiły się od ściany, a sama szatynka krzyknęła przestraszona, przez co piana jaką miała w buzi wylądowała na kawałku lustra oraz jej bluzce. Cherie przyłożyła dwa palce do swojej skroni biorąc kilka głębszych wdechów
- Czy ty jesteś normalny? To jest damska łazienka, nie możesz tu sobie wparowywać kiedy ci się żywnie podoba i skąd w ogóle wiedziałeś, że tu jestem co? – zirytowana do granic możliwości niebieskooka podeszła bliżej Hiszpana
- No... Nie było cię w pokoju, więc... Zgadywałem, że musisz być tutaj. No i się nie pomyliłem- zadowolony ze swojej dedukcji wypiął pierś do przodu.
- Ręce przy tobie opadają człowieku – by cała ta sytuacja nie uciekła mu płazem, Amerykanka szybko obmyśliła karę dla bruneta. Przykleiła mu gumę do czoła, a że była dosyć świeża, jej przyjaciel będzie musiał się sporo przy niej napracować
- Oszalałaś?! – pisnął jak mała dziewczynka, co niesamowicie ją rozbawiło, dlatego zaczęła się głośno śmiać, trzymając za bolący brzuch – zapłacisz mi za to kiedyś. Zobaczysz zemszczę się szybciej niż myślisz mono – próbował brzmieć groźnie, jednak było mu trudno ukryć rozbawienie
- To za mój sweter, przez ciebie jest teraz brudny i muszę szukać czegoś nowego – wystawiła mu język, a potem wypłukała usta z resztek pasty, która w nich została
- Masz dużo bluzek, na pewno znajdziesz coś w tej Narni – Cherie tylko przewróciła oczami, bo zaprzeczyć nie mogła, jej szafa była jak magiczna kraina, w której można znaleźć wszystko.
Kiedy Nacho uporał się już z jej prezentem, wrócili do pokoju. Szatynka szybko zmieniła swój strój wybierając, granatową przylegającą do ciała bluzkę na długi rękaw z lekkim dekoltem w kształcie koła.
- Chodź bo się jeszcze spóźnimy!- krzyknęła na przyjaciela, który szedł wolno za nią i ewidentnie nigdzie mu się nie śpieszyło
- Spokojnie krasnalu, mamy jeszcze dużo czasu. Wracając do mojego pytania, czy to prawda że zdzieliłaś Clauda? Cały kampus o tym gada dziewczyno- podekscytowany nowinkami spojrzał na nią oczekując natychmiastowej odpowiedzi
- Zasłużył sobie, gadał głupoty to oberwał. Może teraz chociaż pohamuje swój długi jęzor- wytłumaczyła mu w jednym zdaniu nie wdając się w szczegóły
- Matko Cherie, kocham cię kobieto, od dzisiaj jestem twoim fanem numer jeden i zmierzam założyć fanklub na twoją cześć – oplótł niebieskooką w ramionach i podniósł do góry gadając jej do ucha słowa w jego rodzinnym języku, których za cholerę nie mogła zrozumieć
- Już niech cię tak euforia nie ponosi, to była jednorazowa sytuacja i za niedługo już nikt o tym pamiętać nie będzie – wyswobodziła się z objęć bruneta – a teraz chodź, bo nie chcę się spóźnić. Jak się pośpieszysz to stawiam ci bilet i frytki.
- To co my tu jeszcze robimy?! Mecz na nas czeka! – pociągnął drobną dziewczynę za sobą.

Stanie w kolejce było najgorszą częścią dzisiejszego wieczoru, nie dość, że na polu było zimno to wszędzie dookoła byli ludzie, którzy zabrali Cherie nawet najmniejszy kawałek przestrzeni osobistej. Jednak cała ta męczarnia dobiegła nareszcie końca i dwójka przyjaciół po kupieniu obiecanych frytek oraz kawy usiadła na ustalonych miejscach czekając, aż widowisko się zacznie.
- Wiesz, że i tak nic nie rozumiem z tej gry, czaje tylko kiedy jest gol, więc jak zawsze będziesz zmuszona wszystko mi tłumaczyć – wyszczerzył się do niej władając kolejną porcje smażonych ziemniaków do buzi
- Mógłbyś chociaż zapamiętać jedną regułę jaką ci wyjaśniam, to wcale nie jest takie trudne- wzruszyła ramionami, spoglądając na lód, gdzie już rozgrzewali się zawodnicy
- Może to nie trudne dla takiego świra jak ty, normalni ludzie nie pojmują tego tak łatwo – postukał ją palcem po głowie
-  A może to z tobą jest coś nie tak, huh? – zapytała, sięgając ręką po kawę leżącą pod jej nogami
- Naprawdę w to wierzysz? – Spojrzał na nią z miną, która mówiła „Jestem zbyt przystojny, by było ze mną coś nie tak".  Cherie chciała coś na to odpowiedzieć jednak, wszystkie światła na hali zgasły co oznaczało, że właśnie zaczynać się będzie pierwsza tercja gry.
Zafascynowana patrzyła jak hokeiści poruszają się po lodowisku. Skupiona jak nigdy obserwowała przebieg spotkania. Zdecydowanie kochała ten sport. Na każde trafienie do bramki wstawała z krzesła i krzyczała razem z resztą tłumu, jednak gdy punkt nie szedł na konto „Niebieskich rekinów" zła klaskała w ręce by pokazać, że ma szacunek do przeciwników. Jedyne co jej przeszkadzało to natrętny jak komar Nacho, który miał miliony pytań, niestety musiała odpowiadać na każde z nich.

Kiedy zabrzmiał ostatni dźwięk syren oznajmujący koniec spotkania, a na tablicy widoczny był wynik cztery do trzech dla rekinów, cała hala zaczęła radośnie klaskać, bo oznaczało to wygraną i piękny start na ten sezon. Szatynka była wniebowzięta i uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Nie wiem czy wiesz, ale dwunastka ciągle zerka w naszą stronę, mówiąc naszą mam na myśli twoją- brunet poruszył zabawnie brwiami. Dziewczyna wzrokiem szybko chciała znaleźć zawodnika z tym numerem, co po chwili się jej udało. Jednak student nie patrzył w jej stronę, stał odwrócony do niej tyłem
- Zdaję ci się, nawet nie jest odwrócony w naszą stroną
- Stupida to oczywiste, że nie będzie się patrzył kiedy ty to robisz. Powiem ci kiedy masz patrzeć. Przygotuj się – po kilku sekundach, Europejczyk znów się odezwał – teraz szybko bo się gapi! - Jak na rozkaz spojrzała w jego stronę jednak nie dostrzegła nic poza niebywale niebieskimi  oczami, gdyż mężczyzna od razu odwrócił się i odjechał do szatni. Jakby przestraszył się, że go widzę – A nie mówiłem! – Wystawił w jej stronę palca, którego strzepnęła
- No i co? Przecież mógł się patrzeć... To nic takiego – to było coś

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Była na meczu. Widziała go. Kibicowała mu. Może nie koniecznie tylko jemu, ale wciąż... Pieprzona piękna perfekcja.


CeriseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz