Pierwszym bodźcem, który poczuł, kiedy się budził był ból. Ból, który towarzyszył mu każdego ranka od jakiś pięciu lat. Co noc to samo niezmienne cierpienie, na które zasłużył.
Koszmar, który nigdy nie pozwoli mu spokojnie przespać nocy. Z każdym dniem jest coraz bardziej wyczerpany. Czuł, jakby życie zwyczajnie wylatywało z jego ciała i nie miało zamiaru wracać. Tak po prostu, nie pytając go o zdanie. Nie był w stanie jakkolwiek temu zapobiedz.
Jęknął żałośnie próbując przekręcić się na drugi bok, jednak czyjeś ręce uniemożliwiały mu ten ruch. Zdezorientowany spojrzał na osobę koło której leżał. Osobę, która ciasno oplatywała go swoimi ramionami.
Słodka Cherie spała wygodnie, zakopana pod stertą poduszek. A z jej ust co jakiś czas można było wychwycić ciche chrapnięcia.
Achille zaczął zastanawiać się, skąd do cholery ona się tu wzięła, aż nagle uderzyły w niego wspomnienia z ostatniej nocy. Lekko zamazane w jego pamięci, więc ciężko było mu stwierdzić co było prawdą a co snem. Był pewny jednego. Cerise była świadkiem jego żałosnego załamania.
Co za wstyd, pomyślał i jak najszybciej dał radę, wstał z posłania nie budząc amerykanki.
Wyszedł z pokoju i skierował się do łazienki, uprzednio zabierając ze sobą świeże ubrania i ręcznik. Stanął nagi w kabinie prysznicowej i odkręcił jak najmocniej tylko się dało kurek z zimną wodą. Miał głęboko w dupie, że woda była lodowata, prawie tak jak z jeziora. Musiał szybko otrzeźwić swój umysł, który w tym momencie był w bardzo ciemnym miejscu.
Kiedy jego skóra zaczęła być czerwona, a Francuz ledwo co mógł oddychać, wyłączył zawór.
Dłonie oparł na ścianie i tak trwał z głową spuszczoną do dołu. Z jego włosów skapywały krople wody, a ciało powoli wracało do normalnego koloru. Sam nie wiedział jak długo tam stał. Nie spieszyło mu się. Próbował unormować swój oddech ze wszystkich sił. A kiedy mu się to udało, zauważył że oprócz włosów, cały jest już suchy.
Ociężale ruszył się z miejsca, musiał bowiem się umyć. Zaczął od włosów, strasznie się one bowiem kleiły od potu, który męczył go całą noc. Ogólnie Achille miał wrażenie, że cały śmierdzi. Dlatego szybko wykonał poranną toaletę. Nie zapominając o żadnym, nawet najmniejszym kawałku swojego ciała.
Spojrzał na siebie w lustrze zaraz po tym jak umył zęby. Stał tak na lekko chwiejących się nogach, z rękami opartymi na umywalce, były one jego asekuracją gdyby nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
Jak ona chciała spać koło kogoś takiego? Zapytał sam siebie, patrząc na odbicie lustrzane z odrazą.
Stał tak jeszcze kilka minut po czym skierował się do swojego pokoju z zamiarem obudzenia Cherie.
Spojrzał na jej spokojną twarz i miał ochotę udusić sam siebie za to co zrobi za chwilę.
- Wstawaj Cherie.- powiedział oschle. Szatynka od razu się przebudziła, niezrozumiale rozglądając się po pokoju. Wyglądała tak pięknie.
- Och Achille, jak się czujesz? Często miewasz koszmary? Byłeś z tym gdzieś? To nie wyglądało najlepiej. - zaczęła mówić spokojnie. I pytać. Brunet nie znosił, gdy pytali, nie o to.
- Nic mi nie jest. Teraz możesz już iść.- odparł nawet na nią nie patrząc. Nie chciał się bowiem złamać pod wpływem jej sarnich oczu. Nie chciał wciągnąć Cerise do jego popierdolonego świata.
- Słucham? - zapytała skołowana. Przez co Achille poczuł się jak ostatnie gówno.
- Dobrze słyszysz. Nie chcę cię tutaj. - warknął ze złości. Nie na nią. Na siebie.
- Wiesz co Achille? - odpowiedziała równie oschle co on. - Pierdol się.- to ostatnie co powiedziała po czym jak burza wyszła z pokoju. Trzasnęła drzwiami od łazienki i za chwile znów pojawiła się, tym razem w swoich ubraniach. Cała czerwona zbiegła po schodach o mało co się przy tym nie zabijając.
Hokeista szedł za nią i co jakiś czas wpadało mu w ucho wyzwisko skierowane w jego stronę. Nie dziwił się, zasługiwał na nie wszystkie.
Szatynka otwierając drzwi frontowe odwróciła się na pięcie i patrząc prosto w oczy Achille wystawiła mu środkowego palca. Co byłoby zabawne, gdyby nie lodowe spojrzenie dziewczyny.
Mężczyzna podszedł do drewnianej powłoki próbując nie stracić amerykanki z oczu, chciał zapamiętać jej obraz jak najdłużej, gdyż nie miał pojęcia, kiedy spotkają się po raz kolejny.
Wściekły na siebie i swój egoizm, przez który stracił szanse u Cerise zamknął drzwi i udał się do kuchni wyklinając w głowie na swoje popierdolone zachowanie. Wziął podwójną dawkę leków uspokajających, bez których w tej chwili by zwariował i po kilku minutach usnął na kanapie w salonie.~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cherie nie była zła.
Była wściekła.
Szybkim krokiem oddalała się od mieszkania francuza i z całych sił powstrzymywała się od powrotu. Gdyby bowiem to zrobiła, zęby Achille można by było zbierać z chodnika.
Co za egoistyczny, chamski, wstrętny koleś. Wyklinała go w myślach, a ciśnienie z minuty na minute w niej rosło.
Pamiętała co obiecała mu wczorajszej nocy. Pamiętała, że obiecała mu zostać, lecz w tym momencie wszystkie jej obietnice nie miały większego sensu ani znaczenia. Nie, kiedy brunet potraktował ją jak śmiecia i wyrzucił z samego rana z domu.
Kiedy w końcu po godzinnej drodze dostała się do akademika, trzasnęła drzwiami i rzuciła się na łóżko, a zaraz po tym przykrywając swą twarz poduszką zaczęła głośno krzyczeć, by pozbyć się chociaż odrobinę złej energii.
Nic niestety to nie dało, a Cherie zaczęła krążyć po pokoju nabuzowana emocjami nie wiedząc jak się uspokoić.
- Co ci się dzieje? - usłyszała pytanie z drugiego końca pokoju i automatycznie zatrzymała się w miejscu.
- A nie widać?- sarknęła do Giany, nie przejmując się, że dziewczyna zapewne ma ją za wariatkę.
- Nieważne.- wywróciła na Cherie oczami, co wkurwiło ją tak bardzo, że miała ochotę wydłubać jej te dwie potrzebne człowiekowi gałki. - Fajnie jakbyś się uspokoiła. Cloud za chwilę tu będzie, nie zrób mi wstydu. Albo najlepiej jak stąd wyjdziesz, nie wiem, czy po ostatnim wypadku ma on cię w ogóle ochotę widzieć. - wzruszyła ramionami jakby nie widząc jak bardzo zwiodła w tym momencie amerykankę.
- Posłuchaj mnie uważnie Gaina.- zaczęła spokojnie nawet na nią nie patrząc.- Mam w dupie tego twojego Clouda. I zwisa mi co ten pożal się Boże hokeista o mnie myśli. Ale powiem ci coś ważnego. Miałam cię za dobrą koleżankę, a ty okazałaś się zwykłą fałszywą suką. - młodsza studentka próbowała jej przerwać, jednak od razu ją uciszyła.- I wytłumaczę ci co się teraz wydarzy...W tym pokoju nie zjawi się, żaden Connor, nie mieszkasz tu przecież sama i uwierz choćbyś nie wiem jak próbowała nie pozbędziesz się mnie stąd, a jeżeli chcesz sobie sprowadzać dziwki, to upewnij się najpierw czy każdemu to odpowiada. - szatynka powiedziała wszystko co chciała i zaczęła szukać swoich słuchawek, by nie musieć się już przejmować współlokatorką.
- Nic nie rozumiesz, nikt cię nigdy nie kochał tak jak Cloud kocha mnie, zazdrościsz mi. To ty jesteś suką! - wrzasnęła i zaczęła szybko pakować rzeczy do torebki.
- Niech ci robi minetę gdzie indziej, a nie w tym samym pokoju gdzie śpię, trochę to obrzydliwe nie sądzisz!? - Cherie krzyknęła na odchodne. Zaraz po czym usłyszała dźwięk trzaskanych drzwi.
I chyba było z nią coś nie tak, bo zaczęła chichotać z myślą, że teraz przynajmniej nie tylko ona jest wkurwiona. Zadowolona z siebie ułożyła się wygodnie na posłaniu i całkowicie oddała się muzyce.
Cała niedziela minęła szatynce bardzo szybko. Chciała ona naładować swoje życiowe baterie, na kolejny tydzień studiów, co w sumie się jej udało. Pomimo przykrego incydentu z rana, reszta dnia nie była zła. Giana nie pojawiła się w pokoju nawet na minutę, co było studentce na rękę. Leniła się ona jak tylko mogła, zmieniając jedynie pozycje na łóżku, gdy jej ciało zaczynało drętwieć od zbyt długiego leżenia.
Niestety nadszedł paskudny poniedziałek, a z nim jeszcze brzydsza jesienna pogoda. Szatynka tak bardzo nie chciała pojawiać się na uczelni, jednak nie miała wyjścia. Jedyną rzeczą, która motywowała amerykankę do nie omijania zajęć, było stypendium. Bez którego ciężko byłoby jej kontynuować naukę.
Dlatego punktualnie zjawiła się na zajęciach, na których niestety nie mogła się skupić, gdyż zaraz przed wejściem do placówki zauważyła bardzo znajome czarne auto terenowe. Szczęście, że właściciela pojazdu już w nim nie było.
CZYTASZ
Cerise
Romance- Czemu ciągle mówisz do mnie Cerise? - spytała patrząc w jego niebieskie oczy. - Przeszkadza ci to? - przekręcił głowę lekko w prawo oddając spojrzenie. - Oczywiście, że nie przeszkadza. Po prostu nie wiem skąd wziąłeś pomysł na to przezwisko. - o...