Rozdział 11-"nikt,nigdy,niczego"

201 23 3
                                    

Wściekły Achille skierował się w stronę mieszkań dla studentów. Po informacji jaką otrzymał od przyjaciela Cherie było oczywistym, że od razu uda się by sprawdzić, czy faktycznie jest to prawda. Po wskazówkach Hiszpana zatrzymał się przy pokoju z numerem dwadzieścia siedem. Nie zawracał sobie głowy pukaniem, tylko powoli otworzył drzwi od razu kodując, że szatynka nadal śpi i nie wygląda, by w najbliższym czasie miała zamiar się budzić. W świetle dziennym jej twarz była doskonale widoczna i to było dla hokeisty najgorsze. Mógł bowiem doskonale zauważyć lekkiego siniaka na jej prawym policzku.

Dwudziestoczterolatek przesunął obrotowe krzesło w miejsce gdzie widok na piękną kobietę był najdogodniejszy i usiadł nie odwracając od niej wzroku. Zaciskał palce, by po chwili wyginać je na wszystkie możliwe strony. Nie umiał poradzić sobie ze złością, która kumulowała się w każdej komórce jego ciała. I już nawet nie chodziło o samą Cherie. Nigdy nie przejdzie obojętnie obok agresji w stosunku do płci pięknej. Od małego wiedział, że kobiety zasługują na szacunek i dobro. Dlatego widok skrzywdzonej Cerise doprowadzał go do białej gorączki. Nie wiedział jeszcze jak, ale poprzysiągł zemstę na bydlaku, który postanowił pobić jego kobietę. Po wstępny uspokojeniu francuz wreszcie oderwał wzrok od śpiącej dziewczyny i rozglądnął się po skromnie urządzonym pokoju. Każda pojedyncza rzecz miała swoje miejsce, co nie znaczy, że nie było w nim bałaganu. Wręcz przeciwnie. Biurko było jedną wielką stertą papierów, które ledwo już się na nim mieściły. Na podłodze rozrzucone było kilka ubrań, a otwarta szafa błagała, by poskładać w niej ciuchy. Cerise była bałaganiarą. Achille westchnął i postanowił chociaż trochę uprzątnąć biurko, gdyż nie mógł na nie patrzeć. Gdzie ona się w ogóle uczyła, skoro nigdzie nie było miejsca. W ciszy przeglądał papiery i dzielił je na grupy. Rozbawił go fakt, że większość kartek to tak naprawdę śmieci, których szatynce nie chciało się wyrzucić do kosza. Z wielką dokładnością przykładał się do swojej pracy, przez co nie dostrzegł, że jego amerykanka już dawno nie śpi i przygląda się jego poczynaniom.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak zaczarowana wpatrywała się w postawnego mężczyznę porządkującego jej skromny bałagan, który tworzył się przez ostatnie kilka dni. Szczerze zastanawiało ją co tak właściwie Achille tutaj robi. Nie żeby miała narzekać. Obserwowała każdy najmniejszy ruch francuza, największą uwagę przykuwając do jego spokojnej twarzy.

- Co tutaj robisz?- ciekawość nie dała jej dłużej siedzieć w ciszy i musiała się odezwać. Brunet na nagły dźwięk jej głosu wzdrygnął się lekko, po czym natychmiast odwrócił się w pełni w stronę dziewczyny.

- Twój przyjaciel powiedział, że coś się stało. Chciałem to sprawdzić i widzę, że dobrze zrobiłem, odwiedzając cię - Achille wstał z krzesła, siadając tym razem na materacu, dotykając kolanem nogi Cherie.

- Nie ma o czym mówić. - amerykanka westchnęła, zakrywając swoją twarz. W głowie ponownie odtworzył się jej obraz mężczyzny, który ją okradł, przez co dziewczyna znów zaczęła czuć lekki strach.

- Chciałbym, by była to prawda. - mężczyzna wstał zaciskając ręce - masz jakąś maść na urazy? Jeśli nie to się zbieraj.

- Co? Ale nie rozumiem o czym mówisz. Nigdzie nie jadę, nic mi nie jest. - dwudziestodwu latka natychmiast zaprzeczyła.

- Masz tę maść czy nie? - Achille ponownie zapytał, nie zwracając uwagi na wcześniejsze słowa brązowowłosej. Ta widząc, że chłopak nie daje za wygraną pokręciła przecząco głową - To ubieraj się, pojedziemy do mnie - zdziwiona amerykanka otworzyła szeroko oczy nie dowierzając w słowa tego przerośniętego faceta.

- Już mówiłam, nigdzie nie jadę. Czego w tym nie rozumiesz?- zła skrzyżowała ze sobą ręce i stale utrzymywała kontakt wzrokowy

- Wszystkiego. A teraz ubierz coś ciepłego i chodź albo sam cię stąd wyciągnę. Czekam w samochodzie. Zaparkowałem zaraz przed wejściem więc trafisz bez problemu. Masz pięć minut - mówił spokojnie, nie pozwalając na słowa sprzeciwu, więc Cherie jak potulna owieczka, ubrała ciepłe ciuchy składające się z szarych spodni dresowych, obcisłej czarnej bluzki z długim rękawem. Włosy spięła w niedbałego koka. Ciekawa czy francuz mówił prawdę, spojrzała za okno od razu wyłapując czarne włosy, które mogły należeć tylko do jednej osoby. Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się, gdyż nigdy nie widziała by szatyn był tak stanowczy i nieustępliwy. I gdyby ta sytuacja odbyła się w innych okolicznościach, to amerykanka uznałaby to za cholernie seksowne. Wychodząc z mieszkania złapała jeansową kurtkę i pęk kluczy, a po chwili wyszła na zewnątrz, ponownie konfrontując się z Achille. - Gotowa? - zapytał, spoglądając na nią z góry.

CeriseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz