3. Matka i córka roku

3.4K 121 106
                                    

Zeszłam na dół, byłam gotowa do wyjścia i szczerze, nawet się cieszyłam, że jadę tam razem z mamą. Poczekałam na nią chwilę w kuchni, przy okazji dokuczając trochę Willowi. Poszłam jednak z powrotem na górę, gdy kobieta nie odpowiadała, gdy ją wołałam. Myślałam już, że coś jej się stało, jednak nie, ona siedziała w fotelu niegotowa i, jak się okazało, grała w Candy Crush.

Moja mama. Moja rodzona matka grała w Candy Crush.

– Co ty robisz? Ubieraj się, bo się spóźnimy – powiedziałam, stojąc z założonymi rękami. Czułam się jak rodzic.

– Nigdzie nie idę.

– Idziesz – burknęłam. Zabrałam jej telefon i zeszłam na dół, zanim zdążyła nawet wstać. Taka jestem szybka.

Pojawiła się w kuchni kilka minut później z ponurą miną. Napiła się wody i spojrzała na mnie. Zaśmiałam się cicho. Zachowywała się, jakby to był co najmniej koniec świata albo skazywałabym ją na śmierć. Ja. Rodzona córa.

– Nienawidzę cię – burknęła i poszła w stronę wyjścia, a ja podążyłam za nią. Oddałam jej w międzyczasie telefon.

Weszłam do zimnego, nienagrzanego samochodu i zapięłam pasy. Usiadłam na miejscu pasażera, stwierdzając, że mama będzie chciała prowadzić. Cóż, nie chciała, ale i tak usiadła za kierownicą. Ruszyłyśmy z miejsca dopiero kilka minut później. Nie lubiłam z nią jeździć samochodem. Nie czułam się najbezpieczniej, bo moja mama często sprawdzała szybkość swojego auta na drodze, jednocześnie ryzykując naszym życiem.

– Zwolnij trochę – powiedziałam, śledząc wyraz jej twarzy. Była skupiona, ale też zła przez innych kierowców.

– Nie pouczaj mnie – rzuciła, na co przewróciłam oczami. Zatrąbiła nagle, gdy ktoś wyjechał jej prosto pod koła. – Kurwa mać. Naucz się jeździć, fiucie! Wyjechał mi, widziałaś? Wyjechał mi!

– Słyszałam za pierwszym razem – odparłam. – O, patrz. Jest wyprzedaż w tym sklepie, gdzie zawsze lubiłyśmy chodzić. Kutasiarsko.

– Co? Jakie znowu siarsko? Nie przypominam sobie, żebyśmy chodziły kiedykolwiek do takiego sklepu – odpowiedziała kobieta, marszcząc brwi.

– Tak się mówi, mamo, jak jest fajnie – powiedziałam. Westchnęłam głośno. – Nieważne, zapomnij o tym.

– Słodki Jezu, przekroczyłam prędkość jakieś pięć razy. Emma, czemu nic mi nie mówisz? – spytała.

Słucham?

Dojechałyśmy na miejsce kilkanaście minut później, na szczęście cało. Weszłyśmy do małego, uroczego saloniku. Wnętrzne urządzone było w jasnych barwach i gdzieniegdzie ozdobione było kwiatami. Mama wytłumaczyła wszystko na recepcji i chwilę później przyszła do nas uśmiechnięta kobieta, która zaprosiła nas do gabinetu. Ja usiadłam na krzesełku, a mama zgodnie z prośbą kosmetyczki położyła się.

– Ma pani dosyć gęste i zdrowe rzęsy. Mało kobiet takich jak pani decyduje się na sztuczne – stwierdziła kosmetyczka.

– To nie zakładamy – powiedziała mama, podnosząc się do siadu.

– Uspokój się, leż – powiedziałam. Robiłam za dorosłą i odpowiedzialną, wcale mi się to nie podobało. Uśmiechnęłam się do lekko zdezorientowanej kobiety, która przystąpiła do pracy.

Efekt końcowy spodobał się mamie. Mimo że była bardzo przeciwna, to koniec końców cieszyła się, że miała taką szansę. Rzęsy wyszły bardzo naturalnie, jednak to dobrze, na tym nam zależało.

Poznajmy się od nowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz