4. Gdzie twój narzeczony?

3.1K 123 158
                                    

W końcu nadszedł piątek, co oznaczało, że musiałam podjechać pod wynajmowane mieszkanie i zabrać resztę swoich rzeczy. Popatrzyłam na mamę, która zaparkowała na wolnym miejscu. Stwierdziła, że pojedzie ze mną, ponieważ i tak nie miała co robić. Uprzedziłam Lukasa, że właśnie podjechałyśmy, po czym wyszłyśmy z samochodu.

– Większość rzeczy mam już zapakowane w pudełka. W sumie zostały jeszcze tylko ubrania i kosmetyki. Uwiniemy się w godzinę i spadamy – powiedziałam, stojąc przed odpowiednimi drzwiami.

– A jakaś kawa? – spytała kobieta. Westchnęłam głośno.

– Nie, mamo. Żadna kawa. Mówiłam ci, że muszę jeszcze porozmawiać z Lukasem, więc najlepiej, gdybyś poczekała na mnie w samochodzie, okej?

– Okej, szefowo. Jeszcze jakieś polecenia? – zakpiła, uśmiechając się pod nosem.

Tak, wróć do domu już teraz, bo mam cię dość.

– Nie – odparłam, pociągając za klamkę.

Moja mama przywitała się z Lukasem, który czekał na nas w korytarzu, a następnie poszła od razu do mojego pokoju. Ja natomiast stanęłam przed chłopakiem i uśmiechnęłam się niezręcznie.

– Zabiorę swoje rzeczy i już mnie nie ma – oznajmiłam spokojnie. Schowałam ręce do kieszeni, nie wiedząc, co z nimi zrobić.

– Nie spiesz się – odpowiedział Lukas i po chwili poszedł do kuchni.

I co, to tyle?

Poszłam do mojego pokoju. Gdy tylko weszłam, zobaczyłam mamę grzebiącą w szufladzie przy łóżku. W bardzo specjalnej szufladzie. Doskoczyłam do niej jak najszybciej, odciągając ją od mebla. Uśmiechnęłam się głupio, unikając jej spojrzenia. Ona jednak przyglądała mi się ze zmarszczonymi brwiami.

Było już za późno.

– Emma, co to jest? – spytała, wskazując na przedmiot. Próbowałam jej go zabrać, jednak w porę go odsunęła.

– Nic. Nie zaglądaj tutaj, są tu moje osobiste rzeczy, wolę ja je przeglądać – odpowiedziałam ze spokojem w głosie. Tak naprawdę byłam przerażona, ale miałam nadzieję, że moje aktorstwo było na wystarczająco dobrym poziomie.

– Emma? – dopytywała mama, podnosząc ton głosu. Przewróciłam oczami, wzdychając głośno.

No, co mogłam powiedzieć? Mamo, zostaw mój wibrator w spokoju?

– Masażer do pleców, mamo – odparłam, mając nadzieję, że się nabierze. Popatrzyła na przedmiot z uśmiechem, zmieniając swój humor w sekundę. – Czy możesz zostawić mój masażer do pleców w spokoju?

– Mogę go pożyczyć? – spytała, ignorując moje pytanie.

Boże, zrób coś.

Jestem pewna, że Bóg patrzy na nas i się zastanawia, gdzie popełnił błąd.

– Po co? – burknęłam. Podeszłam do szafy, aby wrzucić kilka ciuchów do pudła. Im szybciej się z tym uwiniemy, tym lepiej.

– Co to za głupie pytanie? Do masowania pleców. Myślisz, że jak pomasuje sobie tym też celulit na udach, to mi zniknie? – dopytywała. Spojrzałam na nią z niedowierzeniem. Zabrałam jej przedmiot, aby następnie wrzucić go na dno pudełka i przykryć ciuchami.

Teraz obydwoje jesteśmy na dnie.

– Jasne – powiedziałam cicho, urywając rozmowę. Dziękowałam Bogu, że ten wibrator był nieużywany. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak niezręczna byłaby ta rozmowa, gdyby jednak nie był.

Poznajmy się od nowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz