14. Ulubione majtki i publiczne toalety

2K 80 27
                                    

Usiadłam na krzesełku przy stole, wzdychając głośno. To była już trzecia godzina, gdy mama ganiała mnie z szmatą po całym domu, krzycząc, żebym zaczęła wreszcie sprzątać. Problem był taki, że naprawdę sprzątałam, po prostu ona patrzyła na mnie tylko wtedy, gdy postanowiłam zrobić sobie trochę przerwy. Na szczęście nie byłam w tym sama, bo Will również co chwila dostawał opierdol. A ojciec widząc atmosferę w domu, wymknął się do garażu i siedział tam od samego rana.

– Znowu nic nie robisz? – spytała mama, stojąc z założonymi rękami na biodrach. W jednej ręce trzymała różową szmatkę, która zupełnie nie pasowała do jej czarnego charakteru.

Tak, tak, kochani, z tą szmatą to nie był żart. I tym razem wcale też nie chodziło o Madison.

– Mamo, gdzie są moje niebieskie majtki? – usłyszałyśmy krzyk brata debila z góry. Mama przymknęła oczy i opuściła ręce, a po chwili na jej twarzy pojawił się grymas.

– Ręce mi opadają, no ręce mi, kurwa, opadają – powiedziała. – No nikt mi w tym domu nie pomaga. Kurwa, nikt!

Słucham? Dopiero odkurzyłam, umyłam podłogi i okna, czego nienawidzę robić, ale stwierdziłam, że zrobię, to będzie chociaż święty spokój. I to jest to, co dostaję w zamian? Do chuja taka zabawa.

– Mamo! – upomniał się Will.

– Czego chcesz, zasrańcu?

– Gdzie są moje ulubione majtki? Wiesz, te niebieskie w serduszka. – Zacisnęłam usta w wąską linię, aby ukryć uśmiech jaki cisnął mi się na usta.

– W dupie – burknęła. Parsknęłam cicho. Przysięgam, nie wytrzymam z nimi.

– Nie ma – odpowiedział. Mama westchnęła ciężko. Zaśmiałam się cicho i postanowiłam pomóc jej w tej tragedii, mimo że nie zasłużyła.

Uwaga, wchodzę.

– To pewnie na dupie. Nie myjesz się za często, majtek pewnie też nie zmieniasz – powiedziałam.

– A ty się już lepiej nie wymądrzaj, mam dla ciebie zadanie – odparła. Podniosłam brwi do góry w lekkim szoku. Nie takiej reakcji się spodziewałam. Ktoś naprawdę musiał ją wkurzyć w ostatnich dniach albo po prostu wstała lewą nogą. I tak źle, i tak niedobrze.

Psycholka.

– Znowu?

– Masz – powiedziała i wręczyła mi talerz z ciastami. Każdy kawałek był inny. Zmarszczyłam brwi, spoglądając na wypieki.

A co to za gówno?

– Po co mi to?

– Zanieś Mary i ciotce Lindzie. Poprosiły mnie o zrobienie kilku ciast na wesele, bo wolą domowe niż te sztuczne. Niech spróbują każdego i powiedzą, który im najlepiej smakował. Talerz przynieś koniecznie z powrotem – oznajmiła i odprowadziła mnie do drzwi. – Wiesz, gdzie one mieszkają?

Czemu akurat ciotce Lindzie? Z tego co wiem, nie można brać ślubu z własną córką. Biedny Gary, nie sądzę, że wie o tym wszystkim.

– Nie – rzuciłam, jakby to było najgłupsze pytanie na świecie. Bo było. Skąd mogłam wiedzieć takie rzeczy.

– To się przy okazji dowiesz. Idź – burknęła i wypchnęła mnie za drzwi, które zamknęła zaraz za mną. Po chwili jednak otworzyła je z powrotem i wszystko mi dokładnie wytłumaczyła.

Ale z niej żartownisia.

Po mnie.

Przechodząc obok domu Lukasa, nie mogłam się powstrzymać, aby nie spojrzeć w tamtym kierunku. Ciekawe, co akurat robił. Na podjeździe nie stał jego samochód, więc pewnie gdzieś pojechał. Wieczorem i tak wychodzimy całą grupą, bo już bardzo dawno nigdzie razem nie byliśmy. Jak za starych dobrych czasów. Nie wiedziałam tylko, czy będzie okazja, żeby mu powiedzieć o małej zmianie w naszej relacji czy znowu będę musiała przełożyć tą rozmowę. A może w ogóle mu nie powiem, tylko pokażę? Nie. Lepiej przejść od razu do sedna.

Poznajmy się od nowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz