Rozdział 6

166 38 2
                                    

Katierina

Budzę się powoli, otwieram oczy ale nic nie widzę. Za to czuję materiał na oczach. Cholera, co się dzieje?

Głowa boli mnie i chcę rozmasować skronie, jednak moje ręce nie chcą współpracować. Pulsujące skronie mogą być wynikiem przemęczenia ale dlaczego nie mogę się ruszyć? Leżę na czymś miękkim jakby materac albo łóżko. Ciężko mi jest rozróżnić, będąc pozbawioną wzroku oraz zmysłu dotyku.

Jestem czymś skrępowana, wyraźniej czuję ciasne sploty grubego sznura na nadgarstkach, gdy oszołomienie się rozwiewa. Moje ręce są przywiązane do czegoś nad moją głową. A nogi skrępowane są tak, bym nie mogła ich rozłączyć.

Co się stało?

Próbuję zrozumieć coś z mojego obecnego położenia.

Ostatnie wspomnienie jakie mam, to ten zmarznięty szczeniak przed posesją. Tak, wysiadłam z samochodu, ponieważ chciałam usunąć go z drogi, a już po chwili, dobiegł mnie krzyk Camerona. No i po chwili worek wylądował na mojej głowie. Szlag by to. Wpadliśmy w zasadzkę. Zaczynam się szamotać, próbując poluzować węzy na dłoniach. Słyszę śmiech kogoś po mojej lewej. Niski chrapliwy śmiech,. Zdecydowanie należy on do mężczyzny. Zamieram w bezruchu.

- Czego chcesz ode mnie?- Pytam wyrażając złość. Nie dam im satysfakcji zdradzając jak zdenerwowana jestem. Nie dam się zastraszyć tak łatwo, nie tak szybko. Ignoruję szybkie bicie serca

Odpowiada mi cisza.

Tik

Tak

Uporczywe tykanie. Zegar? Podobny dźwięk jak w starym zegarze dziadka w jego ponurej rezydencji. Zmiana napięcia. Brak wzroku wyostrza inne zmysły. Ktoś przybliża się do mnie. Ciężkie kroki – to ich dźwięk udaje mi się wyłapać, czyżby to był ten rozbawiony mężczyzna? Czy oprócz niego, ktoś tutaj jeszcze jest? Może mogłabym posłużyć się ogniem we mnie. Próbuję, odnaleźć w sobie iskrę, którą mogłabym rozniecić, byle spalić  te sznury. Nie ma we mnie jednak nic

- Wypuść mnie słyszysz? - Próbuję sprowokować porywacza do odezwania się. Może rozpoznam głos.- Co chcesz zrobić?- Głos mimo sytuacji nawet mi nie drży.

Nadal nikt mi nie odpowiada. Złości mnie to i przeraża.

Dźwięk rozrywania folii i dźwięczny odgłos rzucenia czymś, zaskakuje mnie. Podskakuję wystraszona na ten rumor. Jakby uderzenie metalu o metal i po chwili czuję ukłucie na prawym ramieniu.

Rzucam się na łóżku, ale moje związane ręce i nogi nie dają mi nic oprócz poczucia bezsilności. Ręka zaczyna mnie piec żywym ogniem w miejscu wkłucia i wpuszczania jakiejś substancji do żyły. Szorstka dłoń łapie mnie za podbródek i unosi go do góry brutalnym ruchem

- Taka zdobycz- szepcze głos blisko mojego gardła wywołując u mnie nieprzyjemne uczucie obrzydzenia. Mężczyzna pachnie tytoniem i czymś leśnym.

- Co mi zrobiłeś? - Jęczę na agonię, która wybucha w moim ciele. Ból. Kujący, pulsujący promieniuje na całe moje ciało. Obezwładnia mnie. Sprawia, że zaczynam się w nim zatracać. Słyszę krzyk, by po chwili uświadomić sobie, że wydobywa on się ze mnie.

- To początek panno Tairon. Początek.

Kolejny spazm bólu uderza we mnie, gdy czuję jak materiał zostaje zdjęty z moich oczu. Nadal mimo to nic nie widzę. Wiem, że moje oczy są otwarte, bo mrugam powiekami ale wokół mnie jest ciemność.

Boję się. Tak bardzo ogarnia mnie przerażenie, że nie panuję nad swoimi reakcjami. Rzucam się i wiję jak rozwścieczone zwierzę, ale nic co robię nie sprawia, że jestem wolna. A ból nie mija, on ciągle jest. Nie słabnie nawet na sekundę. Czuję jak dryfuję w nieświadomości. Toksyna dochodzi do moich oczu i uczucie wypalania rozsadza mi niemal głowę.

BRATVA. Walczę dla niej.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz