Rozdział 25

116 32 7
                                    


Nikolij


Wrzawa nie milknie. Ludzie wykrzykują moje imię a pieniądze przekazywane są z rąk do rąk. Interes się kręci, gdy trwa przedstawienie. Moje właśnie się zakończyło, w chwili mocnego ciosu dla przeciwnika, który leży teraz nieprzytomny. Krew zalała moje prawe oko tak, że widzę na nie jak przez mgłę, ale to nie to sprawia, że jestem wściekły.

Schodzę w dół do szatni, gdzie czeka na mnie mój ojciec. Podaje mi ręcznik. Wycieram pot, nic nie mówiąc. Czekam aż zacznie swoją tyradę, ale nie mam ochoty słuchać tego samego już trzeci raz. Przecież zdaję sobie sprawę z tego, że prawie dałem dupy i bez jego zbędnych słów. Ostatnie cztery moje walki były beznadziejne.

- Ogarnij się i jedź do mieszkania Ariny. Czekam tam na ciebie.

- Jasne.- Mówię, ale marszczę brwi na to jak szybko mi odpuścił.

To pewne, że to jeszcze nie koniec. Nigdy mi nie odpuszcza, gdy zawalam walkę. Musi być naprawdę zły skoro do wylania na mnie wiadra pomyj potrzebuje cholernej prywatności. Wyciągam telefon z szafki i wybieram numer Hugo.

- Co jest szefie?

- Potrzebuję żebyś zabrał mnie do Ariny. Mam spotkanie rodzinne.

- Jasne już podjeżdżam do tylnego wejścia.

- Dzięki.

Rozłączam się i wrzucam telefon do torby. Nie zawracam sobie głowy prysznicem, bo nie mam na niego czasu. Do głowy przychodzi mi w końcu, że to może nie chodzić o dzisiejszy wieczór naw klatce. Możemy mieć większą aferę skoro moja walka została zepchnięta na boczny tor.

Zakładam czarną bluzę z kapturem, zarzucam torbę na ramię i wychodzę korytarzem do tylnego wyjścia. Hugo czeka przed autem z rękoma w kieszeni, a na mój widok kiwa mi głową i otwiera drzwi. Ładuję torbę na siedzenie z tyłu, ale wcześniej wyciągam z niej butelkę wody. Najpierw opłukuje twarz a później zakręcam butelkę jednocześnie łapiąc za dół bluzy i przecieram nią twarz. W końcu siadam na siedzeniu pasażera.

- A więc do pańskiej narzeczonej?

- Zgadza się. - Odkręcam wodę ponownie i biorę porządny łyk.

Cholera jestem wykończony. Zamykam oczy, by po chwili je otworzyć i zorientować się, że jesteśmy już na miejscu.

- Potrzebujesz szefie wsparcia?

- Nie. Jedź do swojej kobiety, raczej nie będziesz już dzisiaj potrzebny.

- Dzięki szefie. Jakby coś się działo jestem pod telefonem.

Kiwam mu głową i wychodzę z auta. Moje prawe ramię rwie, gdy schylam się po swoje rzeczy, ale to, dlatego, że adrenalina spadła i skutki walki dopadają mnie z podwójną siłą.

Wchodzę do domu Ariny i w wejściu czuję już zapach kolacji. To miłe. Uśmiecham się. Wchodzę do salonu i widzę nakryty stół dla czterech osób. A więc proszona kolacja z moim ojcem, jako gościem specjalnym. Przewracam oczami. Bladź.

Marzę by po prostu położyć się spać. Od tygodnia po opuszczeniu mieszkania Luki nie mam żadnych informacji, co się u nich dzieje. Przez to nie sypiam za dobrze, martwię się o Lukę. Tak kurwa, jasne. Sam się upominam.

Cały czas myślę o niej. Czy Katierina jest bezpieczna?

Postanowiłem się odciąć od nich i trzymam się tego, ale wyrzuty sumienia atakują mnie ze wszystkich stron. Zerwałem obietnicę daną Mishy i wybrałem swoją rodzinę ponad Katierinę. To pierwszy raz, gdy moja obietnica została przeze mnie porzucona. Nie czuje się z tym dobrze. Pieprzenie. Czuje się przez to chujowo.

BRATVA. Walczę dla niej.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz