rozdział 2

988 56 43
                                    

Przeglądał papiery na temat Tremblaya. Faktycznie, gdy dotarł do strony, gdzie widniało jego zdjęcie, mimo, że rozmazane, ponieważ pochodziło z nagrań jednej z kamer pobliskiego sklepu spożywczego, widać było, iż ten Harry, znajdujący się u nich w bazie, nie jest tym którego szukają. Uderzył pięścią w biurko, sprawiając, że stojące na nim przedmioty spadły na podłogę lub się poprzewracały.

- Co za idioci, porwać nie tego kogo trzeba, pierdolone beztalencia. - mówił sam do siebie. Złapał za opakowanie papierosów i wyjął trzeciego w przeciągu ostatnich dziesięciu minut. - Kurwa! - krzyknął, gdy zapalniczka nie chciała podpalić tytoniu.

Do pomieszczenia akurat przyszedł David, który był ich seksowną pielęgniarką, jak lubili o nim mówić wszyscy w grupie, ponieważ okazało się, że jeszcze przed dołączeniem do drużyny Tomlinsona pracował jako pomocnik lekarza na wojnie. Obok niego był brunet, który siedział na wózku inwalidzkim z bandażami i gazikami owiniętymi dookoła twarzy.

- Wystarczyłoby samo Harry, ale jak tam już sobie chcesz. - powiedział i próbował się zaśmiać, ale zamiast tego zaczął intensywnie kaszleć i wymachiwać rękami.

- Chłopak ma połamany nos i żebra, jak widzisz również rozkurwioną twarz. - odparł, nie zwracając uwagi na ledwo oddychającego bruneta. W ręku trzymał teczkę z jakimiś informacjami, którą zaraz przekazał dla szatyna - Nieźle dostał, dawno chyba nie dałeś komuś tak mocno po mordzie. - zaśmiał się i oparł o najbliższą ścianę.

- Bo zazwyczaj daje im kulki w łeb. - mruknął i wypuścił chmurę szarego dymu, gdy w końcu udało mu się podpalić papierosa. Odłożył papiery i wstał od biurka, podchodząc do poszkodowanego. - Przestań się dusić, bo mnie wkurwiasz.

- Wybacz, ale nie mogę... - wziął płytki wdech, by kontynuować - ...tego kontrolować.

- To się naucz. - przewrócił oczami i westchnął, mówiąc do Davida - Daj go do sali i podłącz do kroplówki, czy czegoś tam, żeby przestał tak cherlać.

- Robi się szefie. - kiwnął głową i chwycił za rączki od wózka, w celu zabrania chłopaka do ich prowizorycznego szpitala.

- Szefie. - parsknął Harry i spojrzał wymownie wprost w niebieskie tęczówki - Też mam tak na ciebie mówić? Czy wolisz Panie? A może tatusiu?

- Wiesz co. - Louis oderwał wzrok od bruneta, umieszczając go na stojącym obok mężczyźnie z niebieskimi włosami - Zostaw go gdzieś w lesie, może wilki go zjedzą. - uśmiechnął się sztucznie, widząc jak poszkodowany chłopak mruży groźnie oczy - Będzie więcej zabawy.

- Napewno się jakoś dogadamy. - odparł Harry śmiejąc się nerwowo.

- Co więc proponujesz w zamian za kilka godzin patrzenia jak wilki rozszarpują ci wnętrzności z zimną krwią? Wiedz, że ciężko będzie to przebić. - powiedział i założył ramiona na piersi z uniesionymi brwiami, czekając na to, co kędzierzawy ma do powiedzenia.

- Mogę, hm, wam sprzątać? - zaproponował, na co dwójka mężczyzn zaśmiała się głośno. Louis uspokoił się i zaciągnął papierosem, sprawiając wrażenie jakby naprawdę zastanawiał się nad tą propozycją.

- Mamy już ludzi do sprzątania. - oznajmił i musiał się skupić, by ponownie nie wybuchnąć śmiechem, gdy zobaczył, jak ten marszczy w skupieniu brwi, wyglądając jakby wymyślał jakiś poważny plan. Po dłuższej chwili ciszy szatyn podszedł do drewnianego biurka i zgasił końcówkę papierosa o popielniczkę - Widzę, że chyba nie masz mi nic do zaoferowania więc David - zwrócił się ponownie do mężczyzny, który zakrywał usta dłońmi by nie wydać żadnego dźwięku rozbawienia - Zawieź go do...

Painkiller || l.s ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz