rozdział 36

523 33 125
                                    

Wszystko wróciło do normy, każdy mógł skupić się na swoich obowiązkach, a nie szukaniu kolejnych śladów, które pomogłyby im dotrzeć do miejsca, gdzie mógłby przebywać Tremblay. Spokój ogarną posiadłość Tomlinsona i ten, po wielu nieprzespanych nocach, musiał stwierdzić, że życie jakie prowadził przed całym zamieszaniem, z biegiem czasu, wcale nie było tak wymagające. Albowiem nie musiał martwić się o to, czy zaraz nie zapuka do nich policja lub o swoich najbliższych w tak dużym stopniu, dzięki czemu miał więcej czasu na odpoczynek.

Dni mijały zastraszająco szybko dla całego zespołu i nim zdążyli się obejrzeć nastał grudzień, a co za tym idzie - świąteczne szaleństwo związane z zakupami. Louis już od pierwszego dnia ostatniego miesiąca roku zaczął robić listę prezentów. Wspólnie uznali, że zamiast kupować coś dla każdego wylosują po dwie osoby, dla których przygotują jakieś niespodzianki. Wypisali na kartkach imiona i po wrzuceniu ich do przezroczystej miski zaczęli losowanie. Louis dostał Nialla oraz Nicka, jednak po szybkim śledztwie i dojściu do tego, kto miał imię Stylesa wymienił się z nim, w zamian oddając karteczkę z imieniem Grimshawa. Nie mógł dopuścić do tego, by ktoś inny miał zaszczyt dać prezent jego chłopakowi oprócz niego samego.

Siedzieli na kanapie w salonie i grali w fife na konsoli w oczekiwaniu na obiad. Po pomieszczeniu roznosiły się głośne krzyki, gdy jeden z wirtualnych piłkarzy zbliżał się do bramki gotowy, by zdobyć kolejny punkt.

- No chyba śnisz, frajerze! - oburzył się James, kiedy piłka trafiła do jego bramki - Oszukujesz!

- Jestem w gangu, oczywiście, że, kurwa, oszukuję. - wzruszył ramionami Daniel, zaraz śmiejąc się głośno, gdy dostał poduszką w tył głowy - Po prostu nie umiesz przegrywać.

- To ty nie umiesz grać uczciwie. - wyrzucił ramiona w powietrze. Złapał za kontroler i wznowił grę - Teraz cię rozpierdole.

- Zobaczymy. - mruknął również biorąc urządzenie do rąk.

Tomlinson tylko przyglądał się ich małej kłótni z ręką przy ustach, by nie wybuchnąć śmiechem. Jego współpracownicy, gdy nie zakładali masek groźnych przestępców, byli naprawdę mili, tolerancyjni, ale również dziecinny, co widać na załączonym obrazku. Sprzeczali się co do najmniej ważnych spraw, latem ganiali po podwórku i oblewali wodą, a zimą rzucali śnieżkami.

W takich momentach Louis czuł szczęście z ich powodu, ponieważ w końcu mogli uwolnić swoją dziecięcą radość i nie bać się odrzucenia. W wielu przypadkach musieli bardzo szybko dorosnąć, czy to przez rodziców alkoholików, czy przez niekorzystną finansowo sytuacje w rodzinie. Jednak teraz, gdy nie mieli tego problemu, mogli po prostu cieszyć się życiem i brać od niego jak najwięcej. Łezka kręciła się w oku szatyna na wspomnienie pierwszych dni, w których przychodzili do niego prosząc, wręcz błagając o pomoc. Na całe szczęście te czasy już dawno minęły.

Po jakimś czasie uznał, że ciągłe siedzenie i patrzenie w ekran telewizora go znudziło, więc wstał i tłumacząc się wzięciem czegoś do jedzenia skierował się do kuchni. Zastał tam Liama wraz z Zaynem, którzy rozmawiali spokojne na nieznany mu temat. Skinął do nich głową, otwierając lodówkę i rozglądając się po jej środku. Tupał nogą zastanawiając się na co ma ochotę, aż w końcu wyjął świeżo wyciskany sok i odkręcił go, by się napić. Nie chciało mu się iść po szklankę, dlatego jedynie przechylił karton i pociągnął kilka łyków chłodnego napoju. Odłożył go na miejsce i zamknął drzwiczki. Odkręcił się w stronę dwóch mężczyzn, aby poszukać czegoś do przekąszenia przed posiłkiem, ale stanął w miejscu widząc dziwne spojrzenia przyjaciół.

- Co? - zapytał, przyglądając się im uśmiechniętym twarzom.

- Nic. Cieszymy się, że nareszcie przestałeś być takim sztywnym gównem. - odpowiedział Zayn, Liam dodając do jego wypowiedzi pokiwanie głową.

Painkiller || l.s ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz