Tydzień później Harry wyszedł z ich prowizorycznego szpitala. Został przedstawiony wszystkim w zespole przez Louisa i oprowadzony po całym budynku, aby mniej więcej zapoznał się z jego nowym miejscem zamieszkania. Tomlinson starał się zachowywać przy brunecie tak samo jak przy innych, jednak było to dla niego trudniejsze niż sobie to wcześniej wyobrażał. Zachwycanie się dołeczkami, które tworzyły się w okolicach policzków, gdy zielonooki się uśmiechał lub to jak zaczynał podskakiwać w miejscu, kiedy opowiadał o czymś co go ekscytowało stało się niemożliwe do opanowania. Szatyn uśmiechał się wtedy rozczulony i dopiero szturchnięcie bądź kaszlnięcie jednego z jego przyjaciół przywracało go na ziemie. To co się z nim działo denerwowało go do takiego stopnia, że po siedzibie chodził jeszcze bardziej rozdrażniony niż dotychczas.
Wszedł na strzelnice w potrzebie odstresowania się od ostatnich wydarzeń; wciąż nie zdołali znaleźć Tremblaya, co spędzało mu sen z powiek, a sytuacja z Harry'm nie polepszała jego stanu psychicznego.
Przystanął w miejscu, gdy jego oczom ukazał się Harry ze słuchawkami wygłuszającymi na głowie. Stał przy jednym ze stanowisk z jednym z gorszych pistoletów w dłoni i próbował trafić nim do celu, co po zdenerwowanych westchnieniach podpowiadało szatynowi, że mu się nie udawało. Przysiadł na jednym z metalowych krzeseł przy ścianie i założył nogę na nogę, przyglądając się dalszym poczynaniom bruneta.
- Cholera jasna. - warknął do siebie kędzierzawy. Rzucił broń na stolik z głuchym echem roznoszącym się po sali i po poprawieniu loków, które wpadły mu do oczu, odwrócił się w celu wyjścia z pomieszczenia. Pisnął i podskoczył w miejscu, kładąc dłonie na klatce piersiowej, gdy zobaczył siedzącego przy drzwiach szatyna - Ja pierdziele, Louis, nie strasz mnie.
- Aż taki przerażający jestem? - zażartował. Wstał z krzesła i zaczął podchodzić do chłopaka z rękami splecionymi za plecami.
- N-nie, wcale tak nie uważam. - zająkał się zaprzeczając ruchem głowy. Cofnął się do tyłu, myśląc, że Louis zamierza coś mu zrobić. Kilka razy zdarzyło mu się zobaczyć, jak ten zachowuję się wobec niektórych pracowników, w szczególności wobec Nialla, przez co w środku czuł obawy, kiedy zostawał z nim sam na sam w pomieszczeniu.
- Żartowałem, Harry, nie musisz się tak denerwować. - wywrócił oczami ze śmiechem. Minął przerażonego chłopaka i wziął w dłoń inny pistolet. Przyjrzał się mu po czym dobrał do niego kilka odpowiednich naboi i wsadził je do magazynku - Wybrałeś gówniany sprzęt jak na pierwszy raz. Ten, z którego strzelałeś ma przekrzywiony celownik, ciężej jest trafić w wybrany punkt. - wytłumaczył. Odblokował trzymany przedmiot i z bronią w ręce zwrócił się z powrotem w stronę bruneta, którego oczy rozszerzyły się na ten ruch.
- C-co robisz? - zapytał niepewnie Harry, kiedy zobaczył, jak ten idzie w jego kierunku.
- Stań przy stanowisku. - polecił, samemu robiąc to samo. Oboje ustawili się przy boksie ze słuchawkami przewieszonymi przez ich szyje. Louis podał spluwę zielonookiemu i posłał mu uspokajający uśmiech - Nauczę cię posługiwać się bronią. Samemu zajęłoby ci to o wiele więcej czasu, uwierz mi. - zapewnił.
Nie dał po sobie poznać, że kiedy ich palce na ten krótki moment się zetknęły poczuł, jak serce na moment mu przyspieszyło a oddech stanął w miejscu.
Harry skinął głową szczerze zaskoczony łagodnym tonem głosu, jakim obdarzył go mężczyzna. Sądził, że będzie kazał mu się wynosić ze strzelnicy, by mógł spędzić chwilę czasu w samotności, jednak ten wolał mu pomóc.
Widząc, że szatyn czeka aż ten wykona pierwszy strzał, ustawił się, założył słuchawki na uszy i po chwili celowania w środek tarczy oddał strzał. Fuknął zdenerwowany, gdy po raz kolejny kula przebiła się w innym miejscu niż planował. Nie poddał się jednak i z determinacją kolejny raz naciskał na spust.
CZYTASZ
Painkiller || l.s ✔️
FanfictionLouis jest szefem gangu. W oczach innych jest bezuczuciowym dupkiem, który nie myśli dwa razy zanim naciska na spust. Nikt nie chce mu podpaść, jednak pewna osoba jest tego wyjątkiem i próbuje oszukać go, kradnąc jego towar. Wściekły szatyn daje zl...