rozdział 31

551 38 49
                                    

Drugi tatuaż nie trwał tyle samo co pierwszy, ponieważ już po niecałych piętnastu minutach był gotowy. Yoshii jeszcze na koniec wszystko dokładnie przemył i posmarował maścią, następnie naklejając na to specjalną folie, aby nie wdały się żadne zakażenia czy tym podobne rzeczy, które sprawiałyby trudności przy gojeniu. Louis ponownie podziękował i wyszedł z pomieszczenia, uprzednio poprawiając koszule, bo ta się trochę pogniotła podczas leżenia.

Postanowił pójść do Harry'ego zamiast go wołać, ponieważ uznał, że to będzie lepsze rozwiązanie niż rozmawiać z nim w towarzystwie Kenshiro, który mimo, że nie rozumiał niektórych słów i tak wprawiałby Louisa w zakłopotanie.

Zaszedł do swojego tymczasowego pokoju i rozejrzał się w poszukiwaniu bruneta, jednak go tam nie znalazł. Zamknął więc drzwi i zaczął zaglądać to wszystkich pomieszczeń cicho go nawołując. Jak się okazało kilka minut później odszukał go na niewielkim tarasie za domem palącego papierosa. Wyglądał na zdenerwowanego, kiedy zaciągał się nikotyną drżąco wydmuchując ją w chłodne powietrze. Noga skakała mu w górę i w dół, głowa odchylała się do tyłu na oparcie krzesła, a oczy przymykały, gdy brał uspokajające wdechy, zaraz ponownie biorąc fajkę między wargi.

- Cześć, Hazz. - powiedział w końcu Louis dając o sobie znać, gdy uznał, że tak długie patrzenie na chłopaka robi się dziwne.

- Louis. - odparł szybko spoglądając w jego stronę, następnie znów skupiając swój wzrok na krzakach kolorowych kwiatów w doniczkach przed nim.

Tomlinson wszedł niepewnie na drewniane deski tarasu i przeszedł kilka kroków, aby znaleźć się przy boku chłopaka, który ostatni raz pociągnął drażniący gardło dym i zgasił końcówkę palcem wskazującym, trzymając go kciukiem i tym środkowym. Z zawahaniem zniżył się i usiadł na drugim krześle, naprzeciwko Stylesa, zaczynając bawić się skórkami przy paznokciach.

Siedzieli w ciszy. Wokół roznosił się delikatny zapach tytoniu, deszczu, który padał jeszcze kilka chwil temu oraz liści, znajdujących się już na pożółkłej trawie i płatków kwiatów. Jesienno-zimowy klimat powoli okrywał całe Tokio, nawet cudownie różowe drzewo wiśni, rosnące w dalszej części ogródka przybrało pomarańczowe tony.

Harry siedział ze skrzyżowanymi nogami, z grubym kocem dookoła ramion, nie to co Louis, który wyszedł do niego bez żadnego cieplejszego okrycia, nie myśląc o tym, że mógłby zachorować. Chciał po prostu jak najszybciej odszukać bruneta i pokazać mu swój nowy tatuaż nad kostką, ale kiedy tylko zobaczył go takiego smutnego i przygnębionego stracił cały entuzjazm. 

- Ym, coś się stało? - w końcu odważył zapytać szatyn tylko przez sekundę spoglądając na swojego chłopaka.

Usłyszał głośne prychnięcie i kiedy uniósł wzrok zobaczył, jak ten kręci głową niedowierzająco, zaczynając szybciej tupać nogą i zaciskać powieki. Nie odpowiedział dla Tomlinsona, zabijając go tą niewygodną ciszą, która zaciskała niewidzialny supeł we wnętrzu jego żołądka.

- Nie wiem, raczej to ty powinieneś wyjaśnić jaki masz problem. - powiedział, wyciągając z kieszeni czarnych dresów paczkę papierosów, wyjmując jednego z opakowania – Wczoraj wszystko wydawało się być między nami dobrze, ale dzisiaj jesteś taki zamknięty i nie wiem, co mogę zrobić żebyś powiedział mi o co chodzi. Czuje znowu tą barierę między nami i starałem się jakoś to naprawić, ale jesteś taki oziębły wobec mnie, nie wiem, może mi się tak tylko wydaje i znowu dramatyzuję, ale po prostu... - westchnął ciężko, kiedy zabrakło mu powietrza w płucach. Strzepał popiół do pustego słoika z wodą i ulokował swoje spojrzenie na starszym mężczyźnie - Jesteśmy razem, Louis, musisz mi mówić, kiedy czujesz się źle albo kiedy zrobiłem coś nie tak. 

Painkiller || l.s ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz