rozdział 25

662 52 112
                                    

Po powrocie do domu pierwszym co zrobił było pójście do Oliviera i rozkazanie mu, aby sprawdził podany przez Matta adres oraz okolice Silverdown Office Park czy Fair Oak Cl i przeszukał nagrania z kamer w tamtych rejonach. Najbardziej prawdopodobnym będzie dowiedzenie się czegoś z taśm z samego hotelu, co byłoby im bardziej niż na rękę, ponieważ wtedy będą mieli stuprocentową pewność, że tam przebywa ich cel i nie jest przygotowany na ich odwiedziny. Louis w swojej głowie już układał scenariusz od czego zacznie torturować Tremblaya i musiał przyznać, że przez chwilę czuł się jak psychopata, wyobrażając sobie jego zakrwawioną, poobijaną twarz. 

Oddał mu kartkę z dokładnym adresem i wyszedł z jego pokoju, by ten mógł się skupić. Sam postanowił się trochę rozluźnić i na moment zapomnieć o całym zamieszaniu więc zszedł na dół do kuchni i wyciągnął z niej swoje ulubione piwo smakowe, otwierając je za pomocą widelca. Udał się na tyły posiadłości, gdzie znajdował się Harry wraz z innymi osobami z zespołu, gdzie zajmowali się robieniem wianków pod dużym drzewem przy płocie, jak mieli to w zwyczaju w każdy piątek.

Od czasu, kiedy Styles pierwszy raz poprosił wszystkich o uczestniczenie z nim w plątaniu kwiatów stało się to ich małą rutyną. Okazało się, że takie zajęcia zapewniają im spokój i integracje między sobą, czego nawet Tomlinson się nie spodziewał. Był dumny z bruneta, że mimo całego zamieszania z jego porwaniem na samym początku zdołał się szybko zaklimatyzować i zawrzeć przyjaźnie, które w ich grupie zawsze miały silną więź; każdy mógł oddać życie za tego drugiego, co w ich przypadku było bardziej dosłowne niż normalnie.

Popijał spokojnie swój napój zajmując na jednym z leżaków siedząco-leżącą pozycje i przyglądał się jak inni śmieją się głośno i naprawdę dobrze bawią. Uśmiechnął się miękko, gdy skrzyżował spojrzenie z Harrym, który miał jeden z gotowych wianków wplątany w ciemne loki, gdzie płatki ładnie podkreślały kolor jego oczu; z pewnością trudno będzie go wyciągnąć i chłopak będzie piszczał, kiedy Louis niechcący pociągnie go za zaplątany kosmyk. Pokiwał szybko głową na boki i wystawił w jego stronę środkowego palca, gdy Harry gestem dłoni prosił go o dołączenie. 

- No Louis! - krzyknął do niego, sprawiając, że inni również spojrzeli się w kierunku szatyna – Nie bądź cipa i chodź robić wianki!

- Pierdol się, kutasie! - odkrzyknął i parsknął śmiechem na obrażoną minę jaką zrobił brunet.

Wyciągnął z kieszeni spodni zapalniczkę oraz paczkę papierosów i wsunął jednego między wargi, wcześniej zwilżając je językiem. Podpalił używkę i z wyzwaniem patrzył na swojego chłopaka, który powiedział coś, czego Tomlinson nie zdołał dosłyszeć, do siedzących obok ludzi i wstał zaczynając podążać w jego stronę. Louis natychmiast podniósł się z miejsca i zaczął biec, w przeciwnym od młodszego chłopaka kierunku, nie chcąc dać się złapać. Śmiał się głośno słysząc przekleństwa i głębokie oddechy za sobą. Wiedział, że łatwo zdoła uciec Stylesowi, ale uznał, że tym razem da mu wygrać. Zaczął subtelnie zwalniać aż nie usłyszał zwycięskiego okrzyku a zaraz para ramion złapała go w talii i pociągnęła do tyłu, prawie wytrącając mu papierosa z pomiędzy palców.

- Mam cię! - powiedział zadowolony – A teraz idziesz wiązać mi wianki.

- Nie, spierdalaj. - fuknął, udając obrażonego. Tak naprawdę starał się powstrzymać szeroki uśmiech wkradający się na jego usta, widząc jak Harry radośnie wygląda. 

Krzyknął, kiedy został odwrócony przodem do Stylesa i podniesiony do góry tak, że musiał skrzyżować kostki za jego plecami, aby się nie ześlizgnąć. Zmarszczył brwi na bruneta, który złapał go za pośladki i zaczął iść z nim z powrotem w kierunku koców, na których znajdowały się koszyki kwiatów. Wciąż trzymał zapalonego papierosa i przypominając sobie o nim, zaciągnął się i wydmuchał dym do góry, jedną ręką wciąż trzymając bruneta w okolicy szyi.

Painkiller || l.s ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz