Rozdział 3

49.3K 1.3K 515
                                    

Dzisiejszego dnia odbywał się bardzo ważny dla moich rodziców oraz firmy bankiet, więc już od samego rana do mojego pokoju weszły stylistki informując mnie, że mają mnie przygotować na dzisiejszy wieczór. Suknie dostarczono mi już tydzień temu i od tego czasu szczelnie zapakowana wisiała w mojej garderobie. Miesiąc temu odwiedziłam zaprzyjaźnioną rodzinie starszą panią Blancę, której salon już od wielu lat szyje kreacje dla moich rodziców oraz dla mnie.

Pierwszy raz poznałam kobietę, gdy miałam dwanaście lat, było to więc dziesięć lat temu. Nigdy nie zapomnę pierwszej kreacji jaką miałam na sobie uszytą przez nią oraz jej zespół. Była ta śliczna, delikatna, zimno-niebieska suknia do ziemi z wyszywanymi kwiatami na dekolcie. Moje preferencję i kształty nieco się zmieniły, więc dzisiejszego wieczoru miałam założyć od niej czarną tiulową suknię do ziemi z bufiastymi rękawami, mocnym wycięciem w serek w głąb dekoltu, z wcięciem w pasie tak, aby na biodrach aż do podłoża została luźna.

Ponownie dotknęłam jej materiału, zachwycając się krojem sukni z takim samym uwielbieniem jak, gdy zobaczyłam jej szkic na kartce. Moje włosy były już pofalowane oraz upięte w niskiego oraz estetycznego koka tak, aby po bokach mojej twarzy luźno opadały kosmyki wycieniowanej oraz odpowiednio ułożonej francuskiej grzywki.

Nadal stałam w garderobie w samym satynowym szlafroku podziwiając suknię, gdy do mojego pokoju po uprzednim zapukaniu weszła makijażystka.

– Możemy już zaczynać?- zagaiła miło, a po przytaknięciu z mojej strony kobieta weszła w głąb pokoju i zaczęła rozkładać przy obszernej toaletce wszystko czego potrzebowała.

Po półtorej godziny kobieta zaczęła układać rzeczy, podziwiając swoje dzieło. Powoli otworzyłam oczy, przyglądając się makijażowi. Było dokładnie tak jak oczekiwałam, delikatnie ale z pazurem. Oko było ciemne, ale rozświetlone, a od linii wodnej do góry ciągnęła się ostra kreska zrobiona i roztarta czarnym cieniem. Cała cera wygląda promiennie, a na ustach miałam nałożoną matową jasną pomadkę pokrytą czymś na wzór błyszczyku.

– Błyszcząca warstwa nie rozetrze, ani nie zmyje się, gdy będziesz jadła albo piła, więc nie musisz się przejmować – poinformowała mnie krótkowłosa z miłym uśmiechem na ustach – mam nadzieję, że to jest to czego oczekiwałaś.

– Jest cudownie. Dziękuję – odpowiedziałam uprzejmie, a na moich ustach pojawił się promienny uśmiech. 

W tym samym momencie w którym kobieta opuściła mój pokój, weszła do niego moja rodzicielka. Jasne włosy do ramion miała wyprostowane, jej twarz pokrywał kolorowy makijaż, który dodawał jej dostojności, lekkości i elegancji. Jako biżuterię dobrała długie błyszczące kolczyki, pokryte kamieniami, a jej suknia z dekoltem wyciętym w serce była pudrowo różowa. 

– Skarbie, a ty jeszcze nie gotowa? – zapytała, mierząc mnie spojrzeniem, a na jej ustach pojawił się uśmiech – idź się szybko przebierz – pospieszyła mnie, a sama usiadła na moim łóżku.

Po wejściu do garderoby od razu zrzuciłam ze swoich ramion szlafrok i, gdy upadł on na ziemię sięgnęłam po bieliznę. Czarny, koronkowy komplet idealnie pasował do sukni, więc uważając, aby nie uszkodzić fryzury i makijażu wsunęłam się w przygotowany strój.

Ostatni raz wygładzając materiał wyszłam z garderoby, a wzrok mojej matki od razu zatrzymał się na mnie. Wpatrywała się we mnie bez słowa po czym wstając, zasłoniła usta dłonią i podeszła bliżej mnie.

– Nie mów, że będziesz płakać – powiedziałam, mocno ją przytulając i pocierając jej plecy w kojący sposób.

– Nie będę płakać – zapewniła prędzej siebie niż mnie, po czym zaśmiała się i spojrzała na nas w dużym lustrze na drzwiach od szafy – wyglądasz cudownie.

***

Po zarzuceniu na ramiona czarnego, długiego płaszcza wzięłam z komody czarną kopertówkę i ruszyłam do wyjścia. Jak tylko otworzyłam drzwi w moją twarz od razu uderzył błysk flesza. Zeszłam po białych schodach w dół, aby dojść do samochodu, lecz otoczyła mnie grupka dziennikarzy z kamerami i mikrofonami wystawionymi w moją stronę. Przepychali się nawzajem, starając się dotrzymać mi kroku, przez co  tworzyli zamęt i zamieszanie. Pospiesznie założyłam na nos czarne okulary przeciwsłoneczne i zasłaniając się dłonią, opuściłam głowę.

– Oliver, Kioshi – usłyszałam poważny głos swojego ojca który pospiesznie wezwał ochroniarzy i po chwili stanął zaraz za moimi plecami

– Czy mógłby pan opowiedzieć więcej o plotkach na temat przemytu narkotyków? – odezwał się nagle jeden z dziennikarzy, po czym wystawił mikrofon w stronę mojego ojca.

– Co mają państwo wspólnego z Archer Corporation? – odezwał się kolejny, świecąc mnie i mojej matce fleszem w twarz przy robieniu zdjęć. Ojciec nie odpowiedział na żadne z pytań jakie zostało mu zadane, tylko skupił się na ochronieniu mnie i swojej żony dłońmi, prowadząc nas do samochodu.

Ochroniarzom w końcu udało się wygonić dziennikarzy za bramę, po czym ruszyli w naszą stronę i pospiesznie wsiadając do limuzyny, jeden z nich wyjechał z podjazdu.

– Wścibskie hieny wykorzystały moment, gdy otworzyliśmy bramę by wyjechać i wtargnęli na teren posesji – przeklął ojciec po czym nalał sobie whisky do połowy szklanki i wziął z niej łyka – mamy informację od reszty naszych ochroniarzy? – zadał to pytanie do mężczyzn jadących z nami w samochodzie, na co Kioshi siedzący na miejscu pasażera odwrócił się i odpowiedział.

– Taylor, Victor i Clay są już na miejscu i monitorują dla nas teren zanim przyjedziemy – odpowiedział poważnie azjata – czwórka naszych została w domu i z tego co wiem to dwóch z nich już stoi przed bramą zabraniając robić zdjęcia i odpędzają dziennikarzy, a pod firmą i w magazynach jest po kilkunastu ludzi, więc wszystko jest pod kontrolą, panie Faye

– Dziękuję – odpowiedział już nieco spokojniej mój ojciec, ale na jego twarzy cały czas pozostał cień zmartwienia. Moja matka położyła delikatnie dłoń na jego w pocieszający sposób, a jej usta rozciągnęły się w miłym uśmiechu.

Nie potrzebowalibyśmy, aż tak wykształconej ochrony z bronią przy pasie nawet podczas snu, gdybyśmy byli zwykłą dobrze prosperującą firmą Faye company, ale nawet Bóg i niebo mieli swoje drugie dno. Naszym jest mafia. Obracaliśmy się w tym świecie jeszcze przed narodzinami mojego ojca. Przechodząca z pokolenia na pokolenia firma z nazwiskiem znanym w całym stanie, w obu światach. Z tego tak łatwo nie dało się wyjść, zwłaszcza gdy wcale nie chciało się tego porzucać.

***

Zasłaniając twarz dłonią i chroniąc ją przed wścibskimi kamerami dziennikarzy, weszłam do obszernego pomieszczenia, rozglądając się dookoła. Kobiety ubrane w odświętne suknie siedziały przy stołach popijając szampana którego roznosili kelnerzy, a szykowni mężczyźni omawiali sprawy biznesowe przy szkockiej.

Dostojnie ubrany mężczyzna pokierował nas do naszego, okrągłego stołu po czym odszedł, a ojciec wykorzystał ten moment, aby przedstawić nas swoim nowym partnerom biznesowym którzy zmierzali w naszym kierunku.

– Witaj Vincent – starszy mężczyzna przywitał się z ojcem, po czym skierował swoje słowa do mojej matki, przy okazji szarmancko całując jej dłoń – Adele jak zwykle olśniewająca – mruknął z uznaniem, na co kobieta lekko się uśmiechnęła, okazując mu szacunek – A tu jak mniemam Madelaine – zwrócił się do mnie, po czym przejechał wzrokiem po całej mojej sylwetce.

– Miło pana poznać – kiwnęłam głową, a mężczyzna chwycił moją dłoń i uniósł ją do swoich ust, przytrzymując je na mojej skórze o kilka sekund dłużej niż powinien.

– Piękna, dojrzała kobieta – spojrzał na mojego ojca który tylko posłał mu ostrzegawcze spojrzenie mimo, iż na jego ustach cały czas widniał uśmiech – Ostatni raz jak cię widziałem to byłaś taka malutka, ale teraz to już inna sprawa – zaśmiał się dźwięcznie przykładając dłoń do swojego pasa, aby jak mniemam wskazać wzrost w jakim wtedy byłam.

– Przeprosimy was na chwilę – rzekł mój ojciec do nas swoim formalnym tonem, po czym ruszył wraz z starszym mężczyzna w stronę innych biznesmenów siedzących przy jednym ze stołów kawałek dalej.

Konkurs na najbardziej wymuszony i sztuczny uśmiech uważam za otwarty.

My Love my destiny Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz