Kolejny raz przechodziłam obok drewnianego znaku z informacjami o rodzajach drzew. Krążyłam w koło cały czas wracając do punkty wyjścia, każde mijane przeze mnie drzewo wyglądało tak samo, a leśne ścieżki kończyły się mgłą. Szłam po prawej stronie jezdni na rzadko uczęszczanej drodze. Na dworze zdążyło już się ściemnić, a mój telefon nie łapał zasięgu. W tamtym momencie żałowałam, że kazałam Olivierowi wracać do rezydencji po tym jak mnie podwiózł na umówione spotkanie z Michaelem. Zaznaczyłam, że jeśli będę go potrzebować to od razu zadzwonię, ale teraz opanowała mnie lekka bezradność i zbeształam siebie w myślach za taką lekkomyślność.
Po pół godziny zataczania błędnego kółka zaczął doskwierać mi uciążliwy ból głowy, a nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Kilka pojedynczych kropli krwi odznaczało się na moim białym golfie, ale lekkie rany po paznokciach blondyna wbitych w moją skórę, na całe szczęście nie szczypały. Czarny płaszcz niosłam w ręce, torebkę przewieszoną miałam przez ramię, a mój wzrok cały czas wpatrzony był w ekran telefonu. Bateria w urządzeniu była na wyczerpaniu, a na złapanie chociaż jednej kreski zasięgu, straciłam już nadzieje. Ratowała mnie jedynie latarka która pomagała mi nieco opanować lęk przed ciemnym, nieznanym lasem.
W chwili w której na moment się zatrzymałam, aby zaczerpnąć oddechu w oddali drogę rozświetliły mocne reflektory. W pierwszej chwili poczułam ulgę, lecz później opanowała mnie lekka panika kogo mogło przywiać na tę drogę o tej porze.
Zdecydowałam, że z powrotem ruszę przed siebie i miałam ochotę zacząć biec, gdy samochód zaczął się przy mnie zatrzymywać. Przyciemniane szyby opuściły się w dół, a pojazd jechał na tyle wolno, aby dotrzymywać mi tempa.
– Wsiadaj – obróciłam głowę w stronę niskiego głosu, jednocześnie nie zwalniając kroku. Mężczyzna wypalał we mnie dziurę swoim stalowym spojrzeniem. Miał na sobie czarną, opinającą ciało koszulę z podwiniętymi rękawami i odpiętymi kilkoma guzikami od góry. Jedną dłoń luźno trzyma na kierownicy, a druga leżała na jego udzie.
– Tym razem bez szofera? – spytałam, a na moich ustach pojawił się lekki, pełen zmęczenia i sztuczności uśmiech.
– Wsiądź do samochodu, Madelaine.
– Przejdę się – zbyłam go pocierając twarz dłońmi. Nie wiedziałam gdzie idę i czy koło które zataczałam już od trzydziestu minut w końcu się skończy, ale nie chciałam wsiadać do tego samochodu, nie z nim.
Nie pamiętałam co stało się na wczorajszej gali. Jedyne co pamiętałam w związku z jego osobą to moment w którym przysiadł się do mojego stolika i bez słowa piliśmy alkohol.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk zatrzaskujących się drzwi od jego samochodu, który został za mną, a brunet dogonił mnie i zatrzymał.
– Chcę ci tylko pomóc, nie zachowuj się tak – spojrzał prosto w moje oczy i miałam wrażenie jakby potrafił wyczytać wszystko z mojej duszy swoim przenikliwym wzrokiem – odwiozę cię do domu.
Kilka długich sekund wpatrywałam się niego, świdrując spojrzeniem jego twarz po czym zagryzłam policzek od środka i zgodziłam się kiwając głową. Ruszyliśmy w stronę jego stojącego kilka metrów za nami samochodu. Mężczyzna otworzył mi drzwi od strony pasażera i kiedy zajęłam miejsce, przeszedł na swoją stronę i zasiadł za kierownicą.
Brunet zmierzył mnie spojrzeniem, a jego wzrok o kilka sekund za długo zatrzymał się na moich poranionych przedramionach. Jego brwi się zmarszczyły, a usta zacisnął w cienką linie. Mogłam przysiąc, że brązowy kolor jego tęczówek jeszcze bardziej pociemniał.
– Kto ci to zrobił?
Zostawiłam jego pytanie bez odpowiedzi wpatrując się w widok za oknem. Moja reakcja najwidoczniej nie spodobała się mężczyźnie, ponieważ znacznie przyspieszył, a jego palce mocniej zacisnęły się na kierownicy.
Rozejrzałam się po jasnym wnętrzu pojazdu i po ułożeniu płaszcza na swoich kolanach, zacisnęłam na nim palce, a mój wzrok poleciał w stronę butelki wody leżącej obok skrzyni biegów.
– Mogę? – spytałam wskazując dłonią na butelkę, ale brunet nie oderwał wzroku od drogi i kiwnął głową.
– Jest dla ciebie.
Wjechaliśmy na bardziej oświetlony kawałek jezdni. Dokładnie obserwowałam drogę jaką przemierzaliśmy i po wzięciu kilku łyków zimnej wody w końcu odezwałam się do mężczyzny.
– To nie jest droga do mojego domu.
Brunet ani razu nie spojrzał w moim kierunku tylko swobodnie trzymał kierownicę jedną ręką i zwiększając liczby na liczniku wpatrywał się przed siebie.
– Nie jedziemy do twojego domu, Madelaine. Jedziemy do mojego domu – były to ostatnie dwa zdania jakie usłyszałam i odbijały się echem w moich myślach, zanim oparłam głowę o szybę i poczułam nagły przypływ zmęczenia. Ogromnego zmęczenia.
***
Obudziłam się rano wyjątkowo wypoczęta i spokojna. Obróciłam się na drugi bok i na moment jeszcze zamknęłam oczy, dopóki nie rozdzwonił się mój telefon, leżący obok poduszki. Nie patrząc kto dzwoni, przyłożyłam telefon do policzka i czekałam na odzew z drugiej strony.
– Gdzie jesteś? – w słuchawce usłyszałą melancholijny głos mojej matki, na co przetarłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej.
– Jak to gdzie jeste.. – nagle urwałam rozglądając się po pomieszczeniu. Otaczały mnie ciemne ściany, a czarne, długie zasłony w oknach hamowały dopływ światła. To nie był mój pokój. W mojej głowie nagle zaczęły pojawiać się przebłyski z wczorajszego wieczoru, a ja wstałam pośpiesznie z łóżka – muszę kończyć.
Spojrzałam na swoje ubranie zauważając, że nie miałam już na sobie wczorajszych ubrań tylko mocno za duże na mnie dresy i koszulkę która sięgała mi do połowy uda.
Opuszczając pokój, ruszyłam w stronę czarnych marmurowych schodów które jako pierwsze rzuciły mi się w oczy. Usłyszałam pierwsze dźwięki, gdy postawiłam stopy na zimnej powierzchni. Zbiegłam po nich i w pośpiechu odnalazłam pomieszczenie z którego wydobywały się odgłosy. Była to kuchnia, a jedyną osobą jaka się w niej znajdowała była starsza, niska kobieta stojąca do mnie tyłem. Jej włosy związane były w schludny, niski kok, a ubranie zakryła kuchennym, białym fartuchem i nuciła coś pod nosem.
– Już wstałaś, dzień dobry – nie zauważyłam kiedy kobieta dostrzegła mnie w kuchni. Spoglądała na mnie łagodnym wzrokiem i szczerym uśmiechem na ustach – na co masz ochotę? Pan Archer poprosił, abym o ciebie zadbała jak się obudzisz.
– Mogłabym wiedzieć gdzie on teraz jest? – spytałam uprzejmie, przygryzając policzek od środka.
– W swoim gabinecie – kobieta wytarła mokre od wody dłonie w ręcznik – co byś powiedziała na wytrawne naleśniki?
– Dziękuję, ale nie mam apetytu – rozejrzałam się po pomieszczeniu, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Kuchnia była w kolorach czerni oraz szarości, tak jak prawie wszystko w tym domu. Nie było smętnie, określiłabym ten wystrój raczej jako... intrygujący.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk kroków na schodach, więc obróciłam się w tamtym kierunku i dostrzegłam bruneta stojącego do nas tyłem. Rozmawiał przez telefon. Nie myśląc długo nad tym co chciałam zrobić, ruszyłam szybkim krokiem w jego stronę. Mężczyzna najprawdopodobniej słysząc moje kroki w jego kierunku odwrócił głowę przez ramię. Stając przed nim zamachnęłam się i wręcz pragnęłam, aby moja dłoń spotkała się z jego zaciśniętą szczęką, lecz zanim zdążyłam to zrobić, jego palce mocno zacisnęły się na moim nadgarstku.
– Oddzwonię – rzucił zachrypniętym głosem do telefonu, po czym jednym szybkim ruchem unieruchomił dłoń na której zaciskał palce za moimi plecami. Poczułam jego twardą klatkę piersiowa za sobą, a jego ciepły oddech owiał moją szyję.
– Wyspałaś się kruszynko? Mamy gości.
![](https://img.wattpad.com/cover/313848350-288-k528054.jpg)
CZYTASZ
My Love my destiny
RomanceNikt nie jest perfekcyjny, każdy został czymś splamiony i jedna informacja była w stanie zmienić bieg tej nieidealnej historii. Madelaine Faye, córka wychowana przez mafię przez swój własny błąd, musi wyjść za mąż za bezwzględnego, zimnego mafioso z...