Rozdział 8

39.9K 1.2K 996
                                    

Mój ojciec wraz z panem Archerem wyjechali z rezydencji już jakiś czas temu. Ojciec poprosił, abym w razie czego dzwoniła do niego chociażby z najmniejszym problemem i kazał mi obiecać, że regularnie będę ich odwiedzać, aby zdawać relację z spędzonych z Nicolasem dni. Brunet zaszył się w swoim gabinecie, a jedynym moim towarzyszem okazała się pani Cordelia, gosposia.

Oprowadziła mnie po domu, omijając niektóre pomieszczenia, pomogła mi rozpakować niektóre z rzeczy w moim tymczasowym pokoju, a następnie zaprosiła mnie do kuchni.

– Przyrządziłam ci naleśniki – jej twarz promieniała od ciepłego, szerokiego uśmiechu – chciałabym, abyś to zjadła. Od wczoraj zapewne nie miałaś nic w ustach.

Postawiła przede mną dwa wytrawne naleśniki, które prezentowały się tak cudownie, że automatycznie dopadł mnie ogromny głód którego wcześniej nie odczuwałam.

– Dziękuję – odpowiedziałam uprzejmie po czym biorąc w dłoń widelec ukroiłam sobie pierwszy kęs – od kiedy pani pracuje dla Nicolasa?

Kobieta chwilę zamyśliła się, jednocześnie krzątając się po kuchni.

– Mów mi proszę, po prostu Cordelia. W rezydencji pracowałam jeszcze dla jego rodziców i znam Nicolasa od urodzenia – na wspomnienie tego czasu, jej twarz jeszcze bardziej się rozpromieniła, o ile było to w ogóle możliwe.

– Mogłaby mi pani więcej o nim opowiedzieć? Czym się zajmuje? –spytałam i w międzyczasie wzięłam do ust kolejny kawałek dania. Cordelia naprawdę była świetną kucharką.

– Wydaję mi się, że oto powinnaś zapytać pana Archera osobiście – mina kobiety nagle zrzedła, a uśmiech z jej ust zamienił się w grymas. Do końca posiłku siedziałyśmy w ciszy, Cordelia przygotowywała coś w kuchni, a ja postanawiam jej już o nic nie wypytywać.

Zaniosłam naczynie do kuchni, a kobieta szybko je ode mnie odebrała i zaczęła myć. Zostawiłam ją samą w kuchni i schodami w górę, ruszyłam na piętro. Tak naprawdę nie wiedziałam dlaczego zatrzymałam się akurat przed drzwiami gabinetu Nicolasa, ale chciałam się czegoś więcej o nim dowiedzieć, był intrygujący.

Po zapukaniu usłyszałam pojedyńcze słowo po drugiej stronie, dzięki czemu zdecydowałam się wejść do środka. Brunet siedział przy biurku, zapatrzony był w ekran laptopa i w między czasie rozmawiał z kimś po włosku. Przerzucił na mnie spojrzenie, po czym powiedział jeszcze kilka słów do słuchawki, rozłączając się i kładąc telefon na biurko.

– Potrzebujesz czegoś? – ton jego głosu był zdecydowanie mniej formalny i oschły niż przy moim ojcu. Kilka kosmyków ciemnych włosów opadło mu na czoło, ale on nie poprawił ich, po prostu się we mnie wpatrywał. Jakbym była jedyną osobą i rzeczą na świecie.

– Umiesz włoski – zauważyłam, mrucząc pod nosem, a moje myśli znów odpłynęły gdzieś daleko. W mojej głowie ponownie pojawił się Michael.

– To pytanie, czy stwierdzenie? - gdy to pytanie pada z jego ust, jego wzrok utkwiony już jest w dokumentach na biurku które przegląda, a następnie przerzuca wzrok na ekran laptopa.

– Mógłbyś mi powiedzieć co oznacza słowo Una puttana? – jestem świadoma, że przy wymowie słowa które nieodwracalnie zapadło mi w pamięci, okropnie pokaleczyłam ten język, ale nie daje mi to spokoju, muszę wiedzieć.

– Ktoś tak do ciebie powiedział? – jego szczęka automatycznie się zacisnęła, a głos nie był już taki spokojny jak chwilę temu. Spoglądał na mnie z mordem w oczach, a pięści zacisnął tak mocno, że jego knykcie wręcz zbielały, byłam w stanie dostrzec to nawet z tak dużej odległości.

My Love my destiny Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz