Rozdział 14

618 31 4
                                    

— To, co jest martwe, powinno takie pozostać, czyż nie, Harry?

Zacisnął mocno powieki, lecz ciągle słyszał rozpaczliwe nawoływanie kobiety. Chciał zniknąć, uciec jak najdalej od krwawej masakry. Mimo to nie potrafił wykonać ani jednego kroku. Wołania jego matki teraz zmieniły się w istne krzyki, pełne agonii oraz udręki. Zdesperowany, drążącymi dłońmi zasłonił uszy, chciał się odgrodzić od przerażających wrzasków. Nie mógł już tego wszystkiego znieść. Zapomniał, że to nie jest prawdziwe... Nie pamiętał, że to tylko sztucznie wykreowana scena, odrywająca się zgodnie ze scenariuszem w jego głowie.

Załamał się. Zaczęły spływać mu łzy.

Zacisnął mocniej powieki, a wtedy poczuł na swoim policzku delikatny dotyk kobiecej dłoni. Zszokowany otworzył oczy i zachłysnął się powietrzem, potknął się lekko, nie wierząc w to, co widział.

Zniknęły wszystkie krwawe ciała oraz trupy, a przed nim stała uśmiechnięta, pełna życia Lily. Jej zielone oczy były przepełnione miłością i tęsknotą.

— Mama — wyszeptał cicho Harry, a kobieta w odpowiedzi uśmiechnęła się smutno.

— Czy w świetle nowych okoliczności, chciałbyś zmienić swoje zdanie, Harry? — zapytał Voldemort, wyłaniając się z ciemności i powoli do niego podchodząc.

— Zwodzisz i oszukujesz. Kusisz spełnieniem najgłębszych pragnień — odpowiedział brunet głosem pełnym gniewu. — To same bujdy! Twoje obietnice nic nie znaczą.

— Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych — wysyczał czarnoksiężnik, analizując dokładnie Złotego Chłopca.

— Znam masę rzeczy, których nie jesteś w stanie zdobyć — odparł zjadliwym głosem.

— JESZCZE! — huknął z furią Voldemort, zatrzymując się groźnie tuż przed nim, dzieliły ich tylko milimetry wolnej przestrzeni — Jeszcze... nie osiągnąłem wszystkiego, lecz to kwestia czasu. Nic nie stanie mi na drodze do celu. Nikt mnie nie powstrzyma przed spełnieniem mojej wizji świata. Jestem nieśmiertelny Harry, posiadam mnóstwo czasu.

Wybraniec, po deklaracji Czerwonookiego Gada, poczuł się bezsilny. Voldemort przemawiał silnym głosem, pełnym przekonania i pewności. Miał ułożony cały plan podboju świata. A on sam? Kompletnie nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Podejmował decyzje w ostatniej chwili i był bez tropu jak pozbyć się największego wroga. Mierzyli się zaciekle spojrzeniami, aż Czarny Pan wygiął usta w formę ironicznego uśmieszku.

— Unikasz odpowiedzi na pytanie — wyszeptał zwodniczym głosem i chwycił mocno bruneta za brodę. — Harry?

— To, co oferujesz... — zaczął stanowczo Gryfon i wyszarpał się z uścisku. — Jest niemożliwe.

Mroczny Lord zaśmiał się szyderczo, ale w jego czerwonych oczach błysnął gniew.

— Niemożliwe... — prychnął pogardliwie czarodziej. — To tylko ograniczenie wymyślone przez słabego człowieka. Marne słowo, które ma usprawiedliwić niepowodzenie... Osiągnąłem o wiele więcej niż każda, kiedykolwiek żyjąca istota.

— Nie wierzę w twoje obłudne kłamstwa! Obojętnie co mi obiecasz... Nie ważne jak będziesz mnie torturował... Nigdy do ciebie nie dołączę! Więc daruj sobie te gadki o swojej potędze!

— Przyjmij mrok, który masz w sercu. Wyrzeknij się Jasnej Strony. Ona i tak cię odrzuca. Nie akceptują cię, nie potrafią pogodzić się z myślą, że ich ofiarny baranek nie jest niewinny i czysty. Masz w sobie mrok, więc go uznaj, a spełnię twoje marzenie. — Przy nastolatku natychmiast pojawiła się Lily i położyła mu pocieszająco dłoń na ramieniu. Harry nie mógł oderwać od niej wzroku.

Prawny pakt Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz