Rozdział 5

593 30 1
                                    

Wieczorne niebo było zakryte burzowymi chmurami; deszcz szybko przybierał na sile. Ludzie na ulicach Londynu pędzili w pośpiechu, chroniąc się prowizorycznie gazetą lub torebkami przed ulewą. Inni natomiast woleli schować w pobliskich kawiarenkach i przeczekać najgorszą nawałnicę.

Mężczyzna ubrany w czarne szaty jako jeden z nielicznych szedł nieśpiesznie chodnikiem. Nie przejmował się szalejącą pogodą, ani tym bardziej przemoczoną peleryną. Przystanął i spojrzał zamyślonym wzrokiem w ciemne niebo. Przymknął powieki, gdy poczuł na twarzy zimne krople, a na ustach pojawił się delikatny uśmiech.

Niechętnie ponownie otworzył oczy i skupił się na pustej przestrzeni między dwoma budynkami. Po chwili między nimi ukazał się ponury dom. Czarodziej z ociągnięciem podszedł do drzwi i położył dłoń na klamce. Zawahał się.

Nie ma sensu tego odwlekać, pomyślał markotnie i wszedł do środka.

Severus zwężonymi oczami rozejrzał się po otoczeniu; korytarz był nieoświetlony. Jednym machnięciem różdżki wysuszył szatę oraz zapalił świecie na ścianach. Ruszył w głąb domu, a jego nozdrza zostały zapełnione przez zapach stęchlizny i kurzu. Po chwili otoczyła go złowroga energia, którą była przesiąknięta rezydencja Blacków - należała przecież do rodu czystej krwi praktykujących ciemną magię. Wiele klątw zostało nałożonych na to miejsce. Nic dziwnego, że uwięziony w nim Syriusz Black został doprowadzony do szaleństwa. Każdemu pomieszałoby się w głowie, będąc stale narażonym na aż tak mętną energię… Zastanawiające było postępowanie Dumbledore'a, którego nie powstrzymało to przed zostawieniem tutaj Pottera na większość lata.

Severus, marszcząc brwi, skierował się w stronę kuchni.

Czemu nikt nie zauważył, co robił Stary Pryk?

Mistrz Eliksirów przystanął w drzwiach, podnosząc ze zdziwienia brew. Dzisiaj miało się odbyć regularne spotkanie Zakonu. Tymczasem przybyli tylko najbardziej zaufani członkowie, co oznaczało, że będą poruszane ważne kwestie. Z mocnym przeczuciem, iż nie spodoba mu się owy temat, ruszył zająć swoje miejsce obok dyrektora. Z chwilą gdy mijał siedzących czarodziejów, rozmowy przy stole ucichały.

Snape popatrzył na nich z mroźnym wyrazem twarzy, czując satysfakcje, kiedy większość odwracała wzrok. Jedynie Moody ośmielał się zezować na niego nieufnie swoim magicznym okiem.

Molly poderwała się z miejsca, uśmiechając sympatycznie.

— Zaparzę herbatkę na rozgrzewkę, Severusie. Mamy dzisiaj paskudną pogodę.

Mężczyzna kiwnął głową w podziękowaniu, nawet gdyby odmówił i tak zrobiłaby po swojemu. Potrafiła być bardzo upartą czarownicą. Nie tracąc czasu, zwrócił się ostro do dyrektora:

— Naprawdę uważasz, że to mądre dyrektorze, aby nadal organizować tutaj spotkania?

Czarodzieje popatrzyli niepewnie po sobie i zwrócili się do Albusa, oczekując wyjaśnień. W tym momencie Snape miał ochotę przywalić każdemu z nich w łeb, aby pobudzić ich proces myślowy.

Dumbledore spojrzał na niego przenikliwie, a przez moment Mistrz Eliksirów dostrzegł irytację w niebieskich oczach.

— O czym mówisz, Severusie? — zapytał pozornie łagodnym tonem.

— Mówię o cholernej ciemnej magii, która przesiąkła do murów tego domu! — wycedził, wstając i uderzając dłonią w stół.

— Jedyną mroczną magię, którą tutaj wyczuwam to twoja, Snape — wypluł Szalonooki Moody z grysem na twarzy.

Szpieg nie dał się sprowokować; zacisnął usta w cienką linię i rzucił mu lekceważące spojrzenie. Doprowadziło to byłego Aurora do białej gorączki i podnosząc się energicznie z miejsca, pochylił się groźnie w stronę drugiego czarodzieja. Przed rozlewem krwi powstrzymało ich ostrzegawcze upomnienie dyrektora.

Prawny pakt Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz