Rozdział 3

712 33 7
                                    

Harry nieustannie przewracał się z boku na bok i, choć powoli zbliżał się świt, nie zmrużył oka przez całą noc. Nieważne jak bardzo pragnął, aby dopadł go błogi sen, nie potrafił przestać odtwarzać wcześniejszej rozmowy z dyrektorem. Niechciane myśli ciągle plątały mu się po głowie.

Dumbledore zbzikował do reszty, skoro uważa, że zasnę po takich rewelacjach.

A niech zabraknie dropsów cholernemu staruszkowi!

Pomyślał gniewnie, przewracając się na plecy i wlepiając wzburzony wzrok w biały sufit szpitala. Po chwili westchnął wykończony i, aby oderwać się od ponurych rozmyślań, wyciągnął spod poduszki różdżkę. Bez niej czuł się całkowicie bezsilny oraz bezwartościowy. Nie chodziło, tylko o konieczność posiadania jej do obrony i rzucania zaklęć. Dla niego był to symbol wszystkiego, co miał w czarodziejskim świecie. Odetchnął z ulgą, gdy dyrektor odnalazł jego różdżkę u jednego z wyznawców Voldemorta.

Zabił go, przecież wiesz.

Wykończył tego Śmierciożercę, który uszedł z życiem, podpowiedział nastolatkowi niechciany głos w głowie.

Zamknij się! Fuknął w odpowiedzi Harry, chowając ponownie różdżkę i wtulając się mocniej w poduszkę. Był winowajcą całej zaistniałej sytuacji. Począwszy od śmierci mężczyzn, opętania przez Voldemorta i skończywszy na wywołaniu Pradawnej Magii — chociaż nie miał bladego pojęcia, jak to zrobił. Doprowadziła do tego jego własna głupota. Ręce zacisnął na poduszce w pięści i przymknął powieki, dusząc łzy.

Taka sama sytuacja miała miejsce pod koniec poprzedniego roku... Wtedy to Syriusz zapłacił za jego błędy.

Jestem cholernym idiotą!

Wyglądało na to, że Snape ma zawsze rację, gdy wyzywa go od półgłówków z kompleksem bohatera. Co prawda nie wyruszył w pogoń za poplecznikami czarnoksiężnika, grając chojraka — tak jak uważał profesor. A jednak popełnił ogromny błąd — naiwną, bezmyślną pomyłkę.

Ostatnimi czasy, po szczególnie złych koszmarach, lubił wychodzić na Wieżę Astronomiczną. Nieraz przesiadywał na niej aż do samego świtu. Odprężało to jego skołatane nerwy, a tej nocy kiedy walczył na błoniach ze Śmierciożercami nie było inaczej.

Brunet wrócił myślami do tej ostatniej nocy, która odmieniała jego życie na zawsze.

Po przerażającym śnie, pełnym torturowanych czarodziejów, udał się w ulubione miejsce. Stanął na wieży i odetchnął głęboko. W środku nocy szkolne błonia sprawiały wrażenie opuszczonych, delikatny wiatr mierzwił mu włosy i łagodził ból blizny. Wówczas ni stąd, ni zowąd dostrzegł pod Bijącą Wierzbą ciemny kształt.

Wielki, czarny pies utykał w stronę bram zamku.

Syriusz…

Nawet z daleka Łapa wyglądał na wycieńczonego oraz nieźle poturbowanego; ledwo sunął łapami. Słaniał się i po paru chwiejnych krokach, runął na ziemie.

Serce zabiło mu mocniej w piersi i bez zastanowienia zerwał się do biegu.

Kiedy jego ojciec chrzestny wpadł za Zasłonę Śmierci, przez całe wakacje wszyscy powtarzali mu, że nie ma stamtąd powrotu. Syriusz Black został uznany za zmarłego. A jednak Harry nigdy nie stracił nadziei, więc bezmyślnie popędził co sił w nogach na błonia, przypominając sobie słowa dyrektora w zapewnieniu:

Prawny pakt Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz