Rozdział 8- Niewidzialne rany

1.4K 89 4
                                    





Seth

Z dnia na dzień coraz bardziej frustrowały mnie słowa Wyatta. Czułem jaką ujmę na swoim honorze przez to.

Tak naprawdę od dawna wiedziałem, że urodzenie się z daną drugą płcią jest jakimś wyznacznikiem życia. Były wyjątki, wiem to. Jednak trudno jest żyć przeciwnie do swojej natury.

Mimo to ciągle miałem nadzieje, że jestem tym wyjątkiem. Że mogę być omegą, która dorównuje alfą.

Dlatego tak kurczowo trzymam się swoich przekonań i nadziei. Ponieważ to jedyne co mam do walki z naturą, do której nie pasuje mój charakter.

Właśnie to jest powód, dla którego mam już dość bycia ratowanym.

Jak mam trwać w swoich przekonaniach? Jak mam pokazać, że omegi też mogą być silne? Skoro koniec końców i tak, gdy przychodzi co do czego, to ratuje mnie alfa. Cassander, Aurora. Nawet jakiś przypadkowy mężczyzna na ulicy.

Już sam nie wiem, czy problem jest we mnie, czy w innych. Czy to ja jestem za słaby? Ciągle za słaby?

Jak silny w takim razie musiałbym być, alby inni nie dostrzegali we mnie bezbronnej omegi?

Chce znać odpowiedź.

A droga do tego jest tylko jednak i jest to trenowanie, trenowanie i trenowanie.

Biegłem przez las, skupiając się na prawidłowym oddychaniu. Omijałem zgrabnie przeszkody i obserwowałem oraz nasłuchwiałem otoczenie.

W pewnym momencie usłyszałem jakieś poruszenie.

Natychmiast się zatrzymałem i przykucnąłem, powoli poruszając się w tamtym kierunku.

Już po chwili dostrzegłem jedzącą sarnę.

Zakradłem się powoli i po cichu do niej od tyłu.

I gdy uznałem, że jej czujność jest najniższa, rzuciłem się w jej kierunku.

Nim się zorientowała, przewróciłem ją i przygniotłem do ziemi.

Zawarczałem groźnie w strone jej pyska, a potem puściłem wolno.
Ta szybko uciekła.

Wznowiłem swój bieg, poszukując następnej zwierzyny.

I już chwile później goniłem za jakimś łośkiem.

Dość masywne zwierze. Dlatego bedąc zwinniejszym i szybszym, dość łatwo go dogoniłem.

Po powaleniu już nie warczałem, tylko od razu puściłem wolno.

Otrzepałem się i popatrzyłem w kierunku, skąd padały spomiędzy gałęzi drzew, promienie zachodzącego słońca.

Trzeba przyznać, że to był naprawdę ładny widok. Aż przez chwile żałowałem, że nie mam przy sobie telefonu.

W końcu jednak postanowiłem przerwać podziwianie widoczków.

Już miałem zrobić krok na przód, kiedy do moich uszu doszedł dźwięk łap.

Bardzo dużej ilości łap.

Zorientowałem się, że spora grupa wilków właśnie mnie otacza.

Pewnie jeszcze udało by mi się uciec, jednak czułbym się wtedy źle ze sobą.

Po chwili już mogłem dostrzec wilcze sylwetki, wyłaniające się spomiędzy drzew.

To nie były jakieś tam pierwsze lepsze hybrydy. Szybko zorientowałem się, że to wataha alf.

Jak Omega z Alfą!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz