Rozdział 1

180 9 2
                                    

Znów miałam ten sam koszmar, który dręczył mnie co noc. Byłam tam gdzie został przeprowadzony atak terrorystyczny. Byli tam też moi rodzice, którzy na mnie patrzyli. Byli związani, a zamaskowani ludzie trzymali karabiny maszynowe przy ich głowach. Ich twarze były zniekształcone i pozbawione oczu oraz ust. Gdy kobieta wydała z siebie przeraźliwy krzyk karabiny wystrzeliły, a krew była wszędzie. Nawet na mojej twarzy. Po tej sytuacji obudziłam się i przetarłam oczy. Złapałam za telefon, który leżał na komodzie, aby sprawdzić która godzina.

- Super jak zwykle trzecia - Powiedziałam sama do siebie

Wstałam z łóżka i poszłam się czegoś napić. Schodziłam ze schodów tak, aby nie obudzić siostry, bo nie miałam zamiaru jej później usypiać. Gdy byłam już w kuchni sięgnęłam po colę i wlałam ją sobie do szklanki. Gdy już wypiłam napój odstawiłam puste naczynie na blat oraz schowałam cole do lodówki. Chciałam już iść do pokoju, ale coś zwróciło moją uwagę. Podeszłam do okna, aby sprawdzić co powoduje ten dziwny, szczekający hałas. Gdy wyjrzałam przez szybę zobaczyłam w koszu na śmieci szopa, który próbował coś zjeść. Postanowiłam go pogonić, bo jak chciał żreć to musiał sobie coś sam upolować. Wyszłam z domu, podeszłam do kosza i kopnęłam go. Szop oszołomiony wypadł z kosza i przefikołkował na drugą stronę ulicy.

- Won z tąd grubasie - Warknełam patrząc na szopa

Ten tylko na mnie fuknął i pobiegł w kierunku lasu.

- Małe skurwysyństwo - Burknęłam i odwróciłam się, aby wrócić do domu

- Z drugiej strony to nie mam po co wracać, bo i tak nie zasnę - Skwitowałam

Uznałam, że dobrym pomysłem będzie pójście na spacer, a dokładnie na spacer do opuszczonej wioski. Nikt tam nie zaglądał dlatego było to idealne miejsce na spacer. Ruszyłam, więc chodnikiem wzdłuż głównej drogi do miasta. Gdy byłam już piętnaście metrów od domu skręciłam w prawo. Szłam jeszcze chwilę piaszczystą drogą aż w końcu znalazłam się w opuszczonej wiosce. Poszłam, więc do pierwszego lepszego domu i weszłam do niego. Udałam się na samą górę, po czym wyskoczyłam przez okno na dach. Usiadłam na nim, spojrzałam w niebo i z zaciekawieniem patrzyłam na gwiazdy. Bardzo mi brakowało rodziców, ale nie chciałam się do tego przyznać, bo to w końcu oznaka słabości. Gdy tylko ktoś wspominał o moich rodzicach robiło mi się przykro, ale maskował to atakami złości. Po pustych słowach i obrażaniu moich rodziców ktoś kończył w szpitalu z powodu mocnego pobicia lub u pielęgniarki przez wrzucenie go go rzeki. A ja jak zwykle trafiałam na dywanik u dyrektora. Nikt mnie nie rozumiał i nie wiedział co przeszłam. Nie samookaleczałam się, bo byłam zbyt załamana by to zrobić. Nikt nie zgłosił morderstwa naszych rodziców na policję, więc mogłam mieszkać sama z siostrą. Czasami odwiedzała nas ciotka, ale była okropna. Nie kochała nas, potrafiła z byle powodu na nas nakrzyczeć. Zawsze to ja chroniłam Anię przed jej krzykami, ale od niedawna przestałam. Obojętne mi były jej krzyki i złośliwe komentarze. W zasadzie wszystko jest mi teraz obojętne. Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos szeleszczących krzaków. Zwróciłam, więc głowę w dół i patrzyłam co wyłoni się zza zarośli. A był to zając, który chyba przed czymś uciekał. Lekko zsunęłam się na krawędź dachu, by zobaczyć co się stanie. Lubiłam krwawe szczegóły, więc na myśl że królik może zostać zagryziony zachęciło mnie to do podejścia bliżej. Nagle zauważyłam jak na bezbronne zwierzę rzuca się metalowe stworzenie wyglądem przypominającego psa. Zdziwił mnie fakt, że ta istota była cała z metalu. Ten metalowiec rzucił się na zająca tylko po to by go rozszarpać i zostawić.

- Coś ty za jeden? - Spytałam cicho samą siebie

Jak na znak stwór nagle się na mnie popatrzył. Przeklęłam samą siebie za to, że w ogóle się odezwałam. Wpatrywał się we mnie swoim jednym krwisto czerwonym okiem. A ja patrzyłam na niego z obojętnością, bo inaczej nie potrafiłam. Nie wiedziałam co zamierza zrobić ten stwór, ale jakoś specjalnie mnie to nie obchodziło. Patrzył na mnie cały czas i nic nie robił, więc postanowiłam że wrócę już do domu. Ostrożnie podeszłam do okna, wchodząc przez nie do środka. Zeszłam po schodach, po czym wyszłam z ruin i kierowałam się w stronę domu. Szłam chodnikiem co chwilę się odwracając. Miałam przeczucie, że ktoś mnie śledzi. Ale szłam dalej nic sobie z tego nie robiąc. Szłam, szłam i szłam, aż nagle przede mną wyskoczył metalowy pies zagradzając mi drogę. Stanęłam w miejscu żeby nie denerwować owego stwora. Metalowiec patrzył na mnie przez chwilę, po czym ruszył w moją stronę i okrążył kilka razy.

R- Czemu się nie boisz he? - Odezwał się stwór

- Bo nie ma sensu się bać, strach ogranicza nam wiele potrzebnych możliwości - Odparłam zdzielając stwora wzrokiem

R- Zaskakujące podejście - Powiedział robiąc jeszcze jedno kółko wokół mnie

- Muszę już iść - Powiedziałam wkładając ręce do kieszeni

R- Wiesz, że jak tak sobie odejdziesz to będę cię musiał zabić? - Spytał szczerząc kły

- To proszę dawaj - Podniosłam ręce do góry czekając na reakcję

R- Ty tak na poważnie? - Spytał zaskoczony

- Ja zawsze mówię poważnie - Odpowiedziałam mu z kamienną twarzą

R- Jesteś inna niż wszystkie - Metalowy usiadł na ziemi patrząc w bok

- Och naprawdę? - Spytałam ironicznie

R- Tak, bo w tobie jest coś
wyjątkowego - Powiedział znów patrząc na mnie

- Mhm oprócz gniewu i obojętności nic we mnie nie ma - Skwitowałam z pogardą

R- Mój pan mnie woła, ale jeszcze tu wrócę - Powiedział, po czym zniknął

- To był dziwny spacer - Powiedziałam sama do siebie i ruszyłam w stronę domu

Gdy już byłam na miejscu delikatnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Nic szczególnego nie zwróciło mojej uwagi, więc moja siostra musiała nadal spać. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i poszłam do swojego pokoju. Padłam na łóżko twarzą w poduszkę, owinęłam się kołdrą i próbowałam zasnąć. Nie zajęło mi to długo, bo wydarzenia które miały miejsce porządnie mnie zmęczyły.

Alien RobotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz