Rozdział III

240 9 25
                                    

Pov: Y/n

Noc spędziłam w brudnej i zimnej celi. Ciągle ktoś kaszlał, kichał, zdarzało się że nawet krzyczał, a większość było tylko po to aby przykuć uwagę strażników, z chęcią zabrania klucza do cel. Udało mi się w końcu usnąć, ale nie spałam zbyt długo.
Obudziły mnie strugi światła wyłaniające się zza koron drzew, przechodzące przez małe okienko zabite metalowymi kratami. Wstałam z deski zastępującej łóżko i podeszłam do okna. Wschód był śliczny ale jeszcze lepszy widok byłby ze szczytu drzewa.

Stałam tak chwilę napawając się widokiem wschodu, bo kto wie czy to nie mój ostatni, aż nagle usłyszałam kroki i przekręcanie się klucza w zamku. Odwróciłam się i zobaczyłam dwóch strażników stojących w drzwiach celi.

- Idziesz z nami. - odezwał się jeden z nich.

Posłusznie poszłam z nimi.
Wprowadzili mnie do niedużego pokoju gdzie znajdował się drewniany stół, przy którym siedział mężczyzna około 40 lat. Kazał mi usiąść. Gdy już siadłam zaczął mi zadawać pytania.

- Kim jesteś? Skąd pochodzisz? Dla kogo pracujesz?

Czy oni myślą że ja jestem jakimś szpiegiem?

- Jestem Y/n, pochodzę z lasu i dla nikogo nie pracuję. - odpowiedziałam.

- Czy ty myślisz że ja jestem kimś z kim można żartować? Mów prawdę dzieciaku! - krzyknął.

- Nazywam się Y/n, pochodzę z tutejszych lasów i nie pracuję dla nikogo. - odpowiedziałam niepewnie, lecz zgodnie z prawdą.

Mężczyzna widać że się zdenerwował.

- Zobaczymy co powiesz przed królem. - warknął.

Machnął ręką a na ten znak weszli ci sami strażnicy i zabrali mnie na korytarz.
Ok. Trochę się zestresowałam. Nigdy nie widziałam na oczy żadnego króla. Ciekawe jak wygląda. No cóż, zaraz się dowiem.
Moje przemyślenia przerwał głos jednego z prowadzących mnie mężczyzn.

- Niech panienka mówi prawdę inaczej skończy na stryczku.

Po czym otworzył drzwi do znacznie większej komnaty gdzie przy dużym stole siedział jak widać król i jego dwóch synów? Zaraz zaraz, jeden z nich wyglądał identycznie jak ten z lasu. Może to on?
Usadzili mnie przy stole na przeciwko króla. Miał bląd włosy do połowy szyji, niebieskie oczy i jasną karnację. Przyodziany był w ciemno zielone szaty z białymi wykończeniami, a na jego głowie sterczała korona ze złota wysadzana szmaragdami. Obok niego siedziało dwóch młodszych. Jeden był tym co śledził mnie w lesie, ale miał na sobie diadem wysadzany czerwonymi kryształami. Jak go spotkałam na początku to nie przyszło mi do głowy że może być księciem. Drugi wyglądał zupełnie inaczej.
Brązowe włosy z grzywką padającą na lewe oko, brązowe, prawie czarne oczy, jasna karnacja. Ubrany był w żółtopomarańczowy sweter, przykryty jasnobrązową kamizelką. Na głowie miał małą koronę z pomarańczowymi kamieniami wartościowymi.

- A więc kim jesteś? - zapytał król.

- Nazywam się Y/n. - odpowiedziałam najuprzejmiej jak umiałam, bo bałam się że coś zepsuję.

- Dobrze, a skąd pochodzisz?

- Pochodzę z lasu. - powiedziałam zgodnie z prawdą.

- Jak to z lasu? - zapytał.

- Wychowałam się w lesie. - odparłam.

- Kompletnie sama? - spytał młodszy z braci.

- Tak. - odpowiedziałam sztucznie się uśmiechając.

Dziewczyna z lasu  [-Dsmp-]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz