24

2.5K 198 15
                                    

Gdy Louis budził się, zauważył, że leży obok niego coś ciepłego. Nie do końca wiedział co to jest, ponieważ uniemożliwiała mu to ciemność, jaka panowała w pokoju, dzięki szczelnym, czarnym roletom, które osłaniały okna. Nie orientował się także, która może być teraz godzina. Ale nie to było teraz najważniejsze. Odwrócił się w stronę ciepła, przytulającego się do jego pleców, które automatycznie wtuliło się w jego pierś. To był Harry, który cicho pochrapywał, a jego oddech był miarowy. Teraz dla Louisa wszystko stało się jasne. Musieli usnąć w trakcie oglądania bajek na Disney Junior, podczas którego głowa Harrego spoczywał na kolanach szatyna, bawiącego się jego loczkami. Louis dokładnie nie wie, jak to się stało, że robił za małą łyżeczkę, ale w żadnym wypadku mu to nie przeszkadzało.

Louis ponownie chciał usnąć, ale usłyszał jakiś szmer, pochodzący - prawdopodobnie - z kuchni. Odwrócił głowę w kierunku drzwi, które były i tak zamknięte. Nie przypominał sobie, żeby takie były, albo że je zamykał.

I w ogóle czemu są przyktyci kocem? Louis zmarszczył brwi w skupieniu. Odwrócił głowę z powrotem w stronę Harrego. Musiał wstać. Ale jak ma się wydostać z tego niedźwiedziego uściku, jednocześnie nie budząc przy tym bruneta, obejmującego go ciasno dwoma rękami? Po mału ściągnął jego ręce ze swojego ciała, które automatycznie przytulił do swojej klatki piersiowej, jakby w celu obrony. Od razu Louisowi zrobiło się go szkoda i ogromnie żałował, że musi go zostawić, ale gdy szmer wzmocnił się, wiedział, że nie ma innego wyjścia.

Gdy w końcu udało mu się uwolnić, niepewnie stawiał kroki. Podskoczył, gdy czajnik zagwizdał. Ktoś jest w jego kuchni. Czy to możliwe, że to któryś z jego rodziców? Czajnik przestał gwizdać, co oznaczało, że ktoś go wyłączył, jednocześnie uświadamiając Louisa, że naprawdę ktoś tam był. Ale to raczej nie żaden złodziej, prawda? Bo po co złodziej, by nastawiał sobie wodę, na przykład na herhatkę? Teraz szedł bardziej zdecydowanym tępem, ale i tak musiał iść w miarę uważnie, aby w coś nie uderzyć czy nadepnąć, ponieważ w pokoju nadal panował mrok, a Louis nie chciał zbudzić Harrego.

Niepewnie nacisnął na klamkę, cicho wchodząc do kuchni, od razu zamykając za sobą drzwi, aby przedzierające się promienie słoneczne, nie obudziły przypadkiem Harrego, tak jak teraz jego.

- Mama? - zapytał lekko podniesionym głosem, wypełnionym zdziwieniem, ale także podekscytowaniem. Podbiegł od razu do niej, wtulając się w nią.

- Cześć, kochanie - odpowiedziała kobieta, całując go w czoło. - Nie chciałam cię... właściwie to was budzić.

Was... Czyli ona musiała ich widzieć... jak spali, przytuleni do siebie.

To nie tak, że Louis bał się powiedzieć swoim rodzicom o swojej orientacji, albo o Harrym... Ale nie sądził, aby ich to po prostu za bardzo obchodziło.

To nie do końca tak, że się nim nie interesowali. Po prostu byli bardzo pracowici. Louis ich doskonale rozumiał i nie miał im tego za złe. Nie czuł jakby był mniej ważny, ponieważ nadrabiali to jego przyjaciele, których kochał - zresztą z wzajemnością. I przede wszystkim miał Harrego, w którym był zakochany. Także z wzajemnością - wiedział to. Po prostu wiedział.

* * *

Kurde, witam po bardzo długiej przerwie. Ponad 3 miesięcznej! Ale wytłumaczę to później, bo dzisiaj mam zamiar skończyć to opowiadanie. Przepraszam :(

6obcy [Larry Stylinson]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz