Przez kilka następnych dni Louis prawie na każdej przerwie widział Harrego. Ale nie podszedł do niego ani razu. Rozumiał, że Loczkowi jest potrzebna jakiegoś rodzaju samotność. Wiedział, że chłopiec musi przemyśleć wiele spraw.
Da mu chwilowy odpoczynek od siebie, a potem jak gdyby nigdy nic, przysiądzie się do niego na stołówce. Tak, to nawet był dobry plan.
Jeśli cokolwiek postanowił, to tego dokona. Był znany ze swojej upartości, dążył do celu po trupach. No może był także bezczelny i w pewnych momentach chamski, ale właśnie to dodawało mu reputacji w szkole.
Wszyscy czuli do niego respekt i mieli do niego szacunek, więc nawet gdyby przyznał się do bycia gejem, jego popularność by nie ucierpiała. I to nie było tak, że się tym szczycił. Po prostu tak było od początku i nawet gdyby jednak ucierpiała na tym jego reputacja, nie przejąłby się tym za bardzo. Choć dużo też zawdzięczał swojemu wyglądowi.
Wygląd...
Harry, co prawda, dobrze wyglądał. Nawet bardzo dobrze. Może gdyby wziął przykład z Louisa, i był czasami chamski i bezczelny, odpowiadając mocnymi ripostami na każde przezwisko, mógłby też stać się kimś w tej szkole.
I to właśnie stało się teraz jego misją do spełnienia. Przez te jeszcze kilka miesięcy pobytu tutaj, zanim pójdzie na studia, musi nauczyć Harrego jak obchodzić się z tymi "agresywnymi".
Harry musi mu tylko na to pozwolić.
***
To nie tak, że Harry unikał Louisa. Tylko po prostu... jak go widział, to akurat szedł w inną stronę. Tak, dokładnie.
I to nie tak, że Louis mu się nie podoba. Ba, nawet bardzo mu się podobał. Ale nie chciał go narażać. Co, gdyby jego ojciec w jakiś sposób się dowiedział?
I to nie tak, że byliby parą. Ale Harrego ojciec jest nieobliczalny, nie wiadomo do jakich rzeczy zdolny. Harry jakoś przeżyłby jakby został przez niego pobity, ale jakby Louis ucierpiał?
Potrząsnął głową, jakby próbując wyrzucić obraz pobitego Louisa ze swojej głowy.
W tym momencie jedyną rzeczą jaką chciał Harry, było przytulenie, pozwalające przynajmniej na chwilę: zapomnieć o problemach, poczuć się bezpiecznie, poczuć się kimś kochanym i wartościowym.
Po prostu potrzebował Louisa.
Jego rozmyślania przerwały kroki. Coraz wyraźniejsze. I coraz głośniejsze. Po chwili drzwi od jego pokoju gwałtownie otworzyły się, pod wpływem użytej siły, uderzając o ścianę. Jego ojciec. Bardzo wściekły.
- Chodź tu! - wykrzyknął do Harrego, wskazując palcem na podłogę przed sobą, jak do jakiegoś psa.
Loczek był jednak zbyt przerażony, żeby się posłuchać. Co było wielkim błędem, ponieważ rozzłościło to jeszcze bardziej mężczyznę.
- Masz się mnie słuchać, dziwko! - wywrzeszczał, podchodząc do łóżka i łapiąc Harrego za włosy.
Zmusił chłopca do klęknięcia przed nim, który starał się powstrzymać łzy, ale nie potrafił.
- Tak bardzo lubisz kutasy?! To na pewno mojego też polubisz, pedale! - warknął, uderzając Harrego w twarz.
Jego oczy rozszerzyły się, gdy słowa ojca do niego dotarły. Czy on właśnie... Nie... To niemożliwe...
Mężczyzna po śmierci swojej żony, co prawda, stał się oschły, czy tylko raz na jakiś czas podniósł rękę na syna, ale teraz nie dość, że zaczął pić, to teraz jeszcze chce zmusić Harrego do...?
Jedną ręką trzymał chłopca za włosy, a drugą majstrował przy swoich spodniach.
Harremu w tej chwili odebrało zdolność do czegokolwiek. Nie był w stanie się poruszyć czy odezwać. Lecz wiedział, że musi działać, jeśli nie chce robić za dziwkę. Dla własnego ojca.
Korzystając z chwilowej nieuwagi ojca, szybko podniósł się na nogi i kopnął go kolanem w czułe miejsce, tym samym zostając uwolnionym. Teraz zamienili się rolami. To ojciec Harrego był tym, który klęczał na przegranej pozycji.
Nie zwracając na nic uwagi, nawet na to, że na zewnątrz padał deszcz, a on był w krótkim rękawku, wybiegł z domu.
Była tylko jedna osoba, do której mógł pójść.Louis.