Minęło już kilka minut od kiedy zagłębili się w ciemnościach Mrocznej Puszczy. Może godzin? Dni? Kompania całkowicie straciła poczucie czasu. Minuty zlewały się w godziny, a godziny w dni. Być może błądzili po dawnym Zielonym Lesie już kilka tygodni. Powoli wyczerpywały się zapasy żywności i świeżej wody. Pamiętając o przestrodze Gandalfa, nie zrywali żadnych owoców. Według jego wskazówek, niedługo powinni dojść do zaczarowanej rzeki, przepływającej przez gęstwinę.
Czarna magia w, która ryła się za każdym drzewem zaczęła źle wpływać na krasnoludy. Mieli zwidy i omamy słuchowe. Jedynie Bilbo i Ariel zachowali trzeźwość umysłu. Kobieta dokładnie pamiętała swoją pierwszą podróż przez Zielony Las. Było to w czasach, gdy magia nie zatruwała każdej rośliny. Niestety, a może i na szczęście, nie miała okazji poznać osobiście władcy Leśnego Królestwa. Wędrowała wtedy do Dale, aby się spotkać z kupcami. Przejście przez Las, nie sprawiło jej żadnych trudności. Teraz, tylko dlatego, że płynęła w niej elficka krew, była bardziej odporna na czarną magię.
Czas nadal leciał, a kompania nie widziała końca tej przeklętej puszczy. Wszędzie były drzewa i krzewy. Odkąd weszli do lasu, nie zauważyli ani jednej żywej duszy. Nie słyszeli śpiewu ptaków, ani odgłosów zwierząt.
- Jest most, o którym mówił Gandalf! - wykrzyknął któryś z krasnoludów, gdy tylko dostrzegł jego ruiny.
- A raczej jego pozostałości. - stwierdziła Ariel wysuwając się przed kompanię. Niestety, ale miała rację. Z dawnego mostu niewiele zostało, na pewno nie dało się przez niego przejść.
Kobieta spojrzała na drugi brzeg. Ujrzała tam małą dziewczynkę w białej sukni. Z tej odległości nawet ona nie mogła dostrzec jakiej jest rasy. Dziewczynka bawiła się na zielonej trawie, zupełnie nie podobnej do tej, która była w Mrocznej Puszczy. Przypominała jej pewną osobę, ale Ariel nie mogła odgadnąć kogo.
Musiała wpatrywać się dłuższy czas w to samo miejsce, ponieważ poczuła na ramieniu rękę Thorina. Z trudem oderwała wzrok od drugiego brzegu, po czym spojrzała się na krasnoluda. Wpatrywał się w nią zmartwionym wzrokiem. W odpowiedzi skinęła uspokajająco głową, po czym ponownie spojrzała w stronę rzeki. Jednak po drugiej stronie nie ujrzała już dziewczynki. Odwróciła się przodem do kompani, która rozważała nad sposobem przedostania się na drugą stronę.
- Te pnącza mogą wytrzymać. - trzeźwo zauważył Kili, podchodząc do roślin. Gdy chciał na nie wejść, Dębowa Tarcza złapał go za rękę.
- Najpierw najlżejszy. - oczy całej kompani skierowały się na elfkę. Kobieta bez zbędnych słów podeszła do pnączy. Ostrożnie postawiła na nich nogę, po chwili przenosząc na nie swój cały ciężar. Ariel niebezpiecznie się zakołysała, ale zaraz odzyskała równowagę. Z większą pewnością ruszyła na przód.
Po kilku minutach stanęła na twardej ziemi, po drugiej stronie rzeki. Zaraz obok pojawił się Bilbo, cały zmachany.
- Jakoś dziwnie się czuję. - Zawrócił na siebie uwagę elfki, która wpatrywała się w otaczającą ich zieleń, szukając ewentualnego zagrożenia.
- To czarna magia w zaklętej rzece. Jej opary usypiają, dzięki czemu można łatwo usnąć i wpaść do wody. - uświadomiła niziołka. Po kilku sekundach obok nich zeskoczył Thorin. W tym samym czasie, kilkanaście kroków dalej, pojawił się biały jeleń. Mężczyzna wyjął łuk i wypuścił strzałę, lecz na szczęście chybił. Zwierzę się spłoszyło i zniknęło w zaroślach.
- Dlaczego to zrobiłeś, Thorinie? - zapytał z pretensją w głosie Pan Baggins.
- To przyniesie pecha. - dorzuciła Ariel, patrząc na niego karcąco.
- Zabobony. Jesteśmy kowalami własnego losu. - prychnął lekceważąco krasnolud odwracając się do reszty kompanów, którzy powoli gromadzili się po tej stronie rzeki. W tym samym momencie do zaczarowanej wody wpadł Bombur, a po chwili do ich uszu doszło potężne chrapanie.
- Czy aby na pewno?
***
Mimo zmęczenia, krasnoludy były zmuszone nieść Bombura na plecach. Cała kompania musiała przepakować swoje tobołki. Obecnie, śpiocha niósł Dwalin, Kili i Fili, oraz Bofur. Reszta rozłożyła ich bagaże do swoich tobołków.
Kompania cały czas podążała ścieżką, mimo że powoli wszyscy tracili cierpliwość, czy kiedykolwiek ona się skończy. Sytuacji nie pomagał fakt, że w lesie robiło się coraz goręcej. Krasnoludy miały zawroty głowy i zwidy. Nawet Ariel i Bilbo zaczęli dostrzegać skutki czarnej magii. Kobieta miała wrażenie, że błądzą po puszczy kilka miesięcy.
- Dość tego. - Thorin nagle się zatrzymał. Rozejrzał się wokoło, po czym skręcił między drzewa, schodząc ze ścieżki. Reszta krasnoludów poszła za nim, nic nie mówiąc.
- Mieliśmy nie schodzić ze ścieżki! - krzyknęła elfka, lecz Dębowa Tarcza nic sobie z tego nie zrobił. Kompania coraz bardziej się oddalała od kobiety i hobbita.
- Co mamy robić? Gandalf zakazał schodzić ze szlaku! - rozpaczliwie spytał Bilbo, nie mając pojęcia co powinni uczynić.
- Nie wiem, ale jeżeli raz zejdziemy ze ścieżki, już na nią nie wrócimy. Jednak nie możemy zostawić tego głupca samego. - odparła, po czym zaczęła się przeciskać między drzewami, próbując dogonić kompanię.
- No, nie! Oszaleje z nimi! - mruknął Pan Baggins, po czym również uczynił to co elfka.
***
- O! Były tu krasnoludy z Gór Błękitnych! - Bofur podniósł z ziemi woreczek z fajkowym ziołem.
- Bo to twój matole. - uświadomiła go Ariel. - Thorinie, Kręcimy się w kółko!
Krasnolud zatrzymał się i rozejrzał dookoła. Co prawda, wydawało mu się, że przechodzili obok rozłożystego drzewa kilka razy, ale zganił to na omamy wzrokowe.
- Bzdura. Kierujemy się na wschód. - odburknął odganiając od siebie możliwość, że się zgubili.
- Jesteś pewien, że zmierzamy w dobrą stronę? Od dłuższego czasu nie widzieliśmy słońca. - pełen wątpliwości Balin wskazał ręką na konary drzew i ich potężne gałęzie zasłaniające niebo. Między liśćmi nie przebijał się nawet najmniejszy promyk światła. W całym lesie było ciemno i ponuro. Nie sposób było odgadnąć, który jest dzień tygodnia, godzina, a chociaż pora dnia. Kompania urządzała przerwy, gdy nie mieli już sił. Nie wiedzieli czy była to noc, czy dzień.
- Wejdę na to drzewo i sprawdzę, gdzie jest wschód. - zaoferowała kobieta, podchodząc do Dębowej Tarczy. - Bilbo chodź ze mną, a ty Frerinie, popilnuj ich.
Gdy tylko dotarli na wierzchołek drzewa i wynurzyli się z jego korony, poczuli ciepłe promienie słońca. Chłodny wiatr otoczył ich swoimi ramionami, a oni mogli na reszcie wziąć pełen oddech. Kolorowe motyle przeleciały obok nich, powodując uśmiech na twarzy Ariel i Bilba. Wschodzące słońce pięknie oświetlało złociste liście drzew. Wzrok elfki powędrował na górę, dla hobbita nie wyraźną, majaczącą się na horyzoncie, a dla niej całkowicie widoczną. Jej widok przywołał cudowne wspomnienia z miasta Dale.
- Czy to... - niziołek, jakby czytając w jej myślach wskazał na Królestwo Ereboru.
- Samotna Góra.
CZYTASZ
𝔻𝕚𝕣𝕥𝕙𝕒𝕧𝕒𝕣𝕖𝕟 || 𝐇𝐨𝐛𝐛𝐢𝐭
Fanfiction"- Żartujesz sobie? - Widzisz w tym coś złego? - Czy wy naprawdę chcecie odzyskać Erebor? - wyszeptał, a kiedy dostał twierdzącą odpowiedź, kontynuował - Przecież to istna misja samobójcza...Tam jest żywy smok....! - Wiem,... ale zawsze marzyliśmy...