Rozdział 12

372 15 12
                                    


Dziewczyna wróciła sama do obozu. Co prawda miała ochotę na kąpiel ale nie mogła, ponieważ w jeziorze było mnóstwo krasnoludów, a nie widziało jej się zażywać odświeżenia w ich towarzystwie. Chociaż nikomu nie mówiła, to użycie magii pozbawiało ją sił. Usiadła ciężko na swoim posłaniu i oparła się o drzewo. Chciała tej nocy wypocząć, ponieważ z rana czeka ich dalsza wędrówka. Ariel przymknęła oczy i cieszyła się przebywaniem na łonie natury. Pojedyncze ptaki, siedzące na drzewach śpiewały nieznaną melodię, a świerszcze przygrywały w akompaniamencie. Było już ciemno, zapewne po północy, dlatego światło księżycowe padało na jej spokojną twarz. Z zamkniętymi oczami, elfka wyglądała jak posąg, tylko jej włosy, które były lekko poruszane przez wiatr, zapewniały że nie jest to kamienna figura. W takiej pozycji oddała się w objęcia Morfeusza.

***

Krasnolud widział jak, elfica wycofuję się do lasu i chciał znowu za nią iść. Iść za nią, aby być blisko niej. Iść za marzeniami. Niestety przeszkodziła mu w tym jego prawdziwa rodzina.

- Wujku, chodź z nami do jeziora. – zachęcił go Fili z uśmiechem, ale Thorin nie był pewny czy może oddać się chwili.

- Spokojnie, jesteśmy tu bezpieczni. – dokończył Frerin, aby go przekonać. Ten argument, był wystarczający i po chwili namysłu dowódca się zgodził. – Wiedziałem, a teraz chodźcie. – mówiąc to poszedł w stronę jeziorka.

Czas płynął na zabawie i wesołych rozmowach. Jedynie Gandalf podziękował pójścia do wody, twierdząc że ma inny sposób. Usiadł na brzegu i zaczął moczyć nogi, pilnują roześmianej gromady krasnoludów. Cała królewska rodzina, łącznie z Thorinem, urządziła zabawę do której dołączyła się kompania. Śmiali się w najlepsze, przez co obudzili elfkę która właśnie śniła o pięknym Rivendell. Wstała z prowizorycznego łóżka i rozpostarła kości. Była głodna, a burczenie brzucha potwierdziło jej stan. Sądząc po odgłosach domyślała się, że innym zabawa się jeszcze nie znudziła. Nie chciała tam teraz iść, gdzie banda krasnoludów darła się w niebogłosy. Nie mając nic innego do roboty, wzięła się za szperanie w zapasach Bombura, aby coś przygotować do jedzenia. Szczęście jej sprzyjało i po chwili była w trakcie gotowania.

W tym samy czasie, kompania postanowiła w końcu wyjść z wody i się osuszyć. Ułożyli się na trawie, w miejscu gdzie promienie słońca przedarły się przez rozłożystą kopułę z liści i powrócili znowu do rozmowy. Jedni wymieniali spostrzeżenia na temat dalszej drogi, inni mówili jak się czują po odświeżeniu, a niektórzy żartowali i wspominali dawne czasy. Dębowa Tarcza, siedząc dalej od kompani, patrzył na nich i rozmyślał. Rozmyślał o tym, jak wielka będzie ich radość po odzyskaniu Ereboru. Nie było to łatwe zadanie i każdy miał tego świadomość, ale perspektywa ujrzenia przez niektórych tych samych krasnoludzkich korytarzy i komnat była magiczna. Dawno temu obiecał sobie i rodzinie, że odzyska ich dom i tak się stanie! Choćby miał zapłacić za to życiem, choćby był umierający , wejdzie do Samotnej góry i zabije przeklętego smoka, który odebrał im wszystko... Jego marzeniem, jest, pokonanie przeciwności losu i ...... Ma jeszcze jedno wielkie pragnienie, ale nie odważyłby się powiedzieć go na głos, nigdy..... chyba.

***

- Wszystko gotowe? – zapytał Thorin, kiedy kompania skończyła zbierać swoje rzeczy do drogi, na co Balin pokiwał głową na znak twierdzący. – Musimy ruszać! Słońce jeszcze nie wzeszło, ale czas nas goni! – zwrócił się do wszystkich z lekkim uśmiechem na ustach. Dzień był niestety burzliwy, czarne chmury zastąpiły słońce, a wiatr był rwisty i zimny. To zwiastowało tylko jedno – w najbliższym czasie rozpęta się potężna burza. Między inny i przez warunki pogodowe, krasnoludy postanowiły iść w dalszą drogę. Dlatego wstały skoro świt i szybko zebrały manatki. Po upływie około półgodziny przemierzali różne stepy gdzie nie było za dużo roślinności. Musieli przejść jeszcze trochę dzisiejszego dnia mimo że droga nie była łatwa, a kamienna i stroma w pewnych momentach. Kiedy ktoś się rozejrzał dookoła mógł jedynie dotrzeć pojedyncze skały. Zwierzyny prawie nie było, oprócz paru ptaków przelatujących nad głowami kompani. Gandalf prowadził ich cały czas, mimo że wszyscy zachodzili w głowę gdzie zmierzają. Jedynie, Ariel wiedziała do jakiego celu dążą. Chciała uświadomić krasnoludy, że Lord Elrond był ich jedynym ratunkiem. Niestety są bardzo upartymi stworzeniami i nic do niech nie dociera....

- Care- tye enyal- where i passage na-? (Pamiętasz, gdzie było wejście?) – odezwał się Milithandir, który nie wiadomo skąd się wziął obok elfki.

- Ni didn't van- i often, mal ni should have recognized. (Nie przechodziłam tędy często, ale chyba wiem.) – odpowiedziała z zamyśleniem. Czarodziej pokiwał głową i wrócił na przód grupy. Na niebie zrobiło się jeszcze szarzej, a co za tym idzie – po paru chwilach spadłą wielka ulewa. Strumienie wody spływały po nich, a wszystkie rzeczy zaczęły ważyć tonę..... nie było im przyjemnie ani łatwo poruszać się w taką pogodę, stromą drogą. Nagle usłyszeli donośne wycie wargów. Po krasnoludach przeniosły się jęki i mruki niezadowolenia. Przyspieszyli jeszcze kroku. Nie wiedzieli gdzie ich Gandalf prowadzi, ale mieli nadzieje że zaraz dotrą do celu. Wycie zbliżało się nieuchronnie i do każdego dotarło że walka będzie nie unikniona. Zatrzymali się w miejscu i ustawili w kole. Do środka wepchnięto biednego i przestraszonego hobbita. Wokół nich było wyjątkowo wiele ogromnych głazów. Krasnoludy wyjęły broń i przybrały bojową pozycję. Jedynie Gandalf i elfka rozglądali się dookoła szukając... no właśnie? Czego? Wszyscy zachodzili w głowę, ale nie mieli dużo czasu na zastanowienie ponieważ ujrzeli pierwszych zbliżających się wrogów.

- Nia ennas! (tam!)– krzyknęła nagle Ariel pokazując na stertę głazów. Czarodziej pokiwał głową i pobiegł w danym kierunku.

- Na-! (jest!)- wrzasnął i zniknął w kamieniach. Kompani spojrzeli na siebie zdezorientowani.

- Chodźcie! Tam jest kryjówka! – wyjaśniła dziewczyna i podążyła do wspomnianego miejsca odwracając się raz, po raz. Zaufali jej i poszli w jej ślady. Orkowie zdążyli do niech dobiec i ich zaatakować, więc musieli stanąć do walki. Eliminowali wrogów poruszając się do przodu. Ariel stanęła przed wejściem i czekała aż wszyscy wejdą. W końcu został jedynie Kili i Thorin.

- Szybko! – wrzasnęła machając do nich ręką. Młodszy siostrzeniec przerwał strzelanie z łuku i pobiegł do dziury. Za nim wskoczył dowódca i elfka. Dziewczyna stoczyła się i wylądowała na Dębowej Tarczy. Ich twarze dzieliły centymetry a ino wpatrywali się w swoje oczy. Nie wiadomo ile minęło czasu, ale w Ariel szybko przerwała ta chwilę i wstała na równe nogi mrucząc przy tym przepraszam i dziękuję. Zdradziecki róż wkradł się na jej pliczki kiedy pomyślała do czego mogło dojść gdyby byli sami. Thorin też wstał a zaraz po tym rozległ się donośny dziwięk i przez dziurę wpadł ork przebity strzałą. Dowódca podszedł do niego z mieczem w pogotowiu, ale na szczęście on już nie żył. Wyciągnął kawałek drewna i oznajmił wrogim głosem:

- Elfy.

- Tu jest ścieżka! Idziemy? – zapytał Bofur z nie ukrywaną radością w głosie.

- No jasne! – odpowiedział mu Dwalin i obydwaj ruszyli do przodu. Wszyscy podążyli po kolei, aż w końcu został Gandalf i Ariel.

- To dobra decyzja. – mruknął Milithadir i poszedł za resztą. Dziewczyna pokręciła do siebie głową i również pobiegła za nimi. 


**************

Przepraszam, przeprasza, przeprasza. Wiem że długo mnie tu nie było i to co zaraz napisze będzie tanią wymówką, ale jest to szczera prawda. Nie miałam weny i czasu ponieważ był jeden tydzień gdzie codziennie miałam albo sprawdzian lub kartkówkę... 

Mam nadzieje że część się wam podoba i zachęcam do zostawienia komentarzy (może być nawet krytyka 😂).

Potraktujcie ten rozdział jako przeprosiny 💖

Natilila


PS. Dziękuję za motywację do dalszej pary:

Laylira1

Hannah_Oakenshield



𝔻𝕚𝕣𝕥𝕙𝕒𝕧𝕒𝕣𝕖𝕟 || 𝐇𝐨𝐛𝐛𝐢𝐭Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz