Nie wiadomo ile czasu minęło od załamania się podłoża jaskini. Kompania cały czas spadała krętym korytarzem wydrążonym w skale. Otaczała ich nieustająca cisza i nieprzenikniona ciemność. Krasnoludy wraz z Hobbitem obijały się o wystające i ostre krawędzie kamieni. Jednak, po pewnym czasie tunel się skończył, a kompania wleciała do klatki stworzonej z kości. Na złość, mimo że krasnoludy były obolałe to Bombur spadł ostatni, przygniatając swoim ciężarem przyjaciół. Klatka nie była duża, ani mała, więc pozbierali się w miarę szybko. Niestety, gdy ostatnie osoby zbierały się z podłoża, do uszu Thoirna doszedł niepokojący dźwięk. Hałas. Rozmowy. Śpiew. Gdyby nie znajdowali się w takiej, a nie innej sytuacji, pewnie ucieszyliby się, że kogoś spotkali.
- Cicho. - warknął w stronę szepczącej kompani. Wszyscy w jednej chwili zamilkli patrząc na dowódcę pytająco. Ten nie odpowiedział na ich nieme pytanie, a wsłuchał się w rzekomą ciszę. Nie mylił się. Podejrzane dźwięki mogły pochodzić od tylko jednych pokrak. Od jedynych mieszkańców kamiennych jaskiń. - Gobliny.
Wokół nieg powstało niemałe poruszenie. Krasnoludy zaczęły się przepychać, próbując znaleźć wyjście z klatki. Niestety, przerwy między "kratami" była zbyt mała, aby jakikolwiek krasnolud mógł się przez nią przecisnąć. Zamieszanie nie trwało długo. Nie minęła chwila, a ujrzeli płomień kilkunastu pochodni. Teraz i krasnoludy mogły usłyszeć odrażający śpiew. Gobliny zbliżali się do nich nieubłagalnie. Nie było dla nich żadnego ratunku.
***
Blondyn szedł ze spętanymi rękami. Był co chwilę popychany przez poczwary. Znajdował się miej więcej w środku kompani, ale i tak z całą pewnością można było go dostrzec. Był trochę od nich wyższy. Na początku próbował walczyć, ale cały potłuczony nie mógł w tamtej chwili zachwycić swoimi umiejętnościami. Została odebrana mu broń, a jego ręce związano i kazano iść do przodu.
Przez całą drogę kompani towarzyszyło... hmm... cudowne wykonanie piosenki, ale czy to coś można było nazwać pieśnią? Nie sądzę. To "coś" powinno otrzymać miano zbrodni przeciw muzyce. Na pewno nie można by tego zaliczyć do pięknych melodii granych przez elfki na harfach, albo chociaż wesołych wykonań krasnoludów. Ewidentnie utworzył się nowy odłam muzyki: "sztuka ranienia uszu".
Byli otoczeni masą goblinów, a przed nimi na wielkim tronie znajdowała się ogromna i tłusta pokraka. Gdy Król Goblinów tylko zobaczył swoich nowo przybyłych powstał ze swojego stanowiska.
- Proszę, proszę. Dawno nikt nas nie odwiedzał. Ciekawe dlaczego, przecież tu tak przytulnie! - zaczął mówić, rozglądając się z dumą w oczach po swoim królestwie. Jednak szybko przyjął inną pozę i zaczął się uważnie przypatrywać się swoim gościom. - Kto śmie wkraczać do mego królestwa?! Szpiedzy?! Rabusie?! Mordercy?!
- Krasnoludy, wasza wysokość. - odpowiedział mały goblin stojący obok tronu władcy. - Znaleźliśmy ich we frontowym przedsionku. Wpadli do naszej pułapki.
- Na co czekacie?! Przeszukać ich! - wydarła się olbrzymia pokraka. Poddani szybko przystąpili do realizacji rozkazu władcy. Krasnoludy próbowały zatrzymać przy sobie broń, ale niewiele mogli zdziałać, będąc związani.
- Ej, zostaw! To medalion mojej matki! - Frerin kopnął goblina, który znalazł ukryty pod koszulą łańcuszek. - Tylko zadbaj o moją własność, wrócę po nią!
Gdy poddani króla już pozbawili swoich gości orężu, zbili ich w ciasną grupkę i postawili przed swoim władcą.
- A więc, co was do mnie sprowadza? - Wielki Goblin rozpoczął swoje przesłuchanie, siadając na tronie, przy okazji miażdżąc kilkoro swoich pomocników. Ze zbitej grupki wyłonił się Oin.
- Głośniej proszę! Twoi chłopcy rozdeptali mi trąbkę! - zauważył.
- Zaraz rozdepczę Ci coś jeszcze!
- To ze mną powinieneś rozmawiać. - zza krasnoludów wyłonił się Bofur. - Podróżowaliśmy do naszych dalekich krewnych w Dunlandzie, ale zrobił się problem ponieważ mieliśmy być we wtorek.
- Tak, tak. U dalekich krewnych ze strony mojej matki. - poparł go Oin.
- Cisza! Nie chcecie gadać, to będziecie cienko śpiewać. - zdenerwowany wstał z tronu i zwrócił się do pomocnika. - Przygotować maszynę do łamania kości! Pierwszy pójdzie.... O! Ten Blondyn.
Stwory wypchnęły związanego krasnoluda na przód i zaczęły ciągnąc. Frerin próbował się wyrwać, ale niewiele mu to dało. Dochodzili już do maszyny, gdy dobiegł ich głos.
- Czekaj! - Ciemnowłosy karzeł przepchnął się przez resztę kompanów i stanął przed nimi.
- Oh, kogo my tu mamy? Przecież to sam Thorin Dębowa Tarcza. Król spod Góry. Kłaniam się nisko, ale Ty już nie masz królestwa, więc jesteś nikim! - po jaskini rozniósł się obrzydliwy rechot władcy, a poddani mu zawtórowali. - Znam kogoś, kto ucieszy się na Twój widok i słono mi zapłaci za Twoją głowę. Blady Ork, myślę że go kojarzysz.
- To niemożliwe...Bredzisz! Ten potwór już dawno zdechł! -
- Nie wierzysz mi? Cóż, sam się zaraz przekonasz. - Wielki Goblin zaśmiał się drwiąco i dokończył. - Wyślij wiadomość Blademu Orkowi, że mam dla niego wspaniały prezent. - pokraka pokiwała głową i odjechała wagonikiem w ciemność.
- Panie! - zwrócił na siebie uwagę jeden ze sług króla. Wyciągnął z pochwy miecz Thorina, który zalśnił blaskiem.
- Ja znam tę broń... To Pogromca Goblinów! Zabić go! Uciąć głowę! - pokraki ruszyły ku Dębowej Tarczy. Siłą zmusili go aby klęknął. Krasnoludy krzyczały i próbowały się wydostać z rąk goblinów. Gdy jeden z potworów chciał wykonać śmiertelny zamach, wszystkich oślepiło blade światło, a po chwili dotarł do nich też tak dobrze znany głos.
- Wstańcie i walczcie!
***************************
Pół roku.
Pół roku zajęło mi pisanie tej części.
Pół roku temu wstawiłam ostatni rozdział.
Pół roku temu rzuciłam pisanie, a teraz do tego wróciłam.
CZYTASZ
𝔻𝕚𝕣𝕥𝕙𝕒𝕧𝕒𝕣𝕖𝕟 || 𝐇𝐨𝐛𝐛𝐢𝐭
أدب الهواة"- Żartujesz sobie? - Widzisz w tym coś złego? - Czy wy naprawdę chcecie odzyskać Erebor? - wyszeptał, a kiedy dostał twierdzącą odpowiedź, kontynuował - Przecież to istna misja samobójcza...Tam jest żywy smok....! - Wiem,... ale zawsze marzyliśmy...