Po paru minutach usłyszeliśmy wołanie. Stanęliśmy w miejscu i ujrzeliśmy zmachanego pana Bagginsa biegnącego w naszym kierunku .
- Po....podpisałem. – wysapał i oddał kontrakt Balinowi. Krasnolud pobieżnie przeleciał tekst i się uśmiechnął.
- Witamy w Kompani Thorina Dębowej Tarczy.
- Dajcie mu kuca. – przemówił głośnym i lekko zirytowanym głosem. Miał ponury wyraz twarzy. Obrócił się przodem do drogi i ruszył dalej. Po chwili zobaczyłam jak bracia podjeżdżają do hobbita z obu stron i wsadzają na kuca. Naprawdę śmieszny był widok Bilba wyprostowanego na koniu z uniesionymi rękami do brody.
- Zrelaksuj się, panie Baggins. Nie musisz cały czas siedzieć jakbyś połknął kij od szczotki. Rozluźnij się. – dawałam mu porady. – Nie będzie tak źle.
- Dziękuję. – odpowiedział i dodał – Jeśli to nie problem to opowiedz coś o sobie.
- Jasne. Jestem bratanicą Lorda Elronda – władcy Rivendell i siostrzenicą Lady Galadrieli. Na początku nie wiedziałam tego dokładnie. Byłam pewna że pochodzę z małej wioski. Nie pamiętam kim byli moi biologiczni czy zastępcze rodzice. Podróżowałam latami praktycznie przez całe moje życie. Lecz podczas jednej z moich wypraw zaczęli ścigać mnie orkowie. Walczyłam z nimi ale ich było za dużo. Myślałam że już musze pożegnać się z tym światem a piękne widoki z moich podróży i miłe chwile z przyjaciółmi przelatywały mi przed oczami. Teraz rozumiem co to znaczy ze życie przelatuje przed oczami na łożu śmierci. - przerwałam ale zobaczyłam zaciekawione miny wiec kontynuowałem. - Ale wracając. No i kiedy czekałam na ten ostateczny cios, uratowały mnie elfy z ukrytej doliny.
Teraz kiedy skonczylam zorientowałam się ze wszyscy patrzą na mnie.
- Coś się stało? - zapytałam
- Masz ciekawą przeszłość. Wzruszyłam ramionami. Po dość dłuższym czasie zatrzymaliśmy się na na nocleg.
- Bombur kolacja. Nori i Ori ognisko. Elf kuce. - zaczął rozdzielać prace Thorin
- Ej, jestem pół elfem i mam imię. - odezwałam się podchodząc do wierzchowców. Szybko się z tą pracą uporałam i rozłożyłam posłanie z dała od innych. Po godzinie kolacja była gotowa. Ułożyłam się i oddałam w ręce Morfeusza. Obudził mnie głośny wrzask z oddali. Od razu chwyciłam broń. Uspokoiłam się widząc ze na razie nie ma zagrożenia.
- C-co to było? - zapytał przestraszony niziołek podchodząc bliżej ognia.
- Orkowie. Przebrzydle gady.- odpowiedziałam z odrazą.
- Atakują w nocy kiedy śpisz.- zaczął Kili
- Strasznie i bardzo krwawo.- dokończył Fili. Zaraz obaj zaczęli się śmiać z miny hobbita.
- Myślicie ze to śmieszne?! - warknął Thorin
- Nie wcale tak nie myślimy. - próbował usprawiedliwić ich brunet
- W ogóle nie myślicie. Nie znacie tego świata. - powiedział obracając się do nas plecami i podchodząc na skraj skarpy.
- Nie przejmujcie się nim. Ma powody by nienawidzić orków. Kiedy Smaug napadł na Erebor, król Thror postanowił odbić Morie. Dawne królestwo krasnoludów. Niestety nasz wróg dotarł tam pierwszy. Rozpoczęła się wojna między ludem krasnoludów a armią orków. Różnica była taka ze ich było trzy razy więcej niż nas. Elfy nie pomogły w tedy ani nigdy więcej. Na początku Azog Plugawy - dowódca orków - przerwał i przełknął ślinę - ściął głowę królowi Throrowi. Kiedy nikła już ostatnia nadzieja w tedy zobaczyłem jego. Wyszedł do walki w zniszczonej zbroi z konarem dębu zamiast tarczy. Wróg został odepchnięty, ale nie świętowaliśmy. Zginęło dużo ludzi. Frerin - brat Thorina także.
- Nie zginął. - wtrąciłam. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni a dowódca z nadzieją. - Załamał się po bitwie, ale nie umarł. Udało się go uratować.
- Jak to?
- Podczas wojny znalazłam go ledwo żywego. Odciągnęłam go na bok a później przewiozłam na koniu do chatki gdzie mieszkała zaprzyjaźniona zielarka. Kiedy już powoli dochodził do siebie, chciałam pojechać do jego rodziny i powiedzieć że książę Frerin żyje. Zabronił mi. Musiałam go posłuchać. Przepraszam....ze nie przyjechałam mimo zakazów.
- Gdzie on teraz jest? - zapytał Thorin podchodząc bliżej mnie. - Gdzie jest mój brat?! Powiedz!
- Tam gdzie w tedy po bitwie. Będziemy podróżować nie daleko tego miejsca. Zaprowadzę was.
- Dziękuję. - szepnął i .... mnie przytulił. Ostrożnie oddałam przytulasa. Spojrzałam na wszystkich. Byli uśmiechnięci ale i mieli łzy w oczach. Odwzajemniłam uśmiech.
- Dziecko, drogie. Czy podczas napadu smoka nie byłaś w pobliżu Dale albo Ereboru? - zapytał mnie Balin. Uśmiech zszedł mi z twarzy.
- Ogień był wszędzie, płomienie i dym którym się dusiłam. Krzyki kobiet i dzieci ale i również mężczyzn. Strach i smutek na widok zniszczonego miasta. Przez całe moje życie później zadawałam sobie pytanie czym zawinili ci nie winni ludzie którzy zginęli w ogniu smoka. - opowiadałam wpatrując się w ognisko. - Tak, byłam tam.
- Idźcie spać. Trzeba jutro wcześnie wyruszyć. Wezmę warte. - odezwała się Dębowa Tarcza. Wszyscy przytaknęli i poszli spać.
Następnego dnia wcześnie rano wyruszyliśmy w dalszą drogę. Na nasze nie szczęście zaczęło padać. Kompania włożyła kaptury oprócz mnie ponieważ kocham kiedy leje deszcz. Po jakimś czasie jeden z krasnoludów zapytał Gandalfa.
- Panie Gandalfie, mógłby pan coś zrobić z tym deszczem?
- Jeśli chcesz zmieniać pogodę poszukaj innego czarodzieja.
- A są inni?
- Jest nas pięciu. Najsilniejszy jest Saruman Biały, później jest dwoje czarodzieju Błękitnych i Ja oraz Radagast Bury. - odpowiedział znudzony Milithandir. Chrzaknekan znacząco - A no jest jeszcze Ariel.
- Dziękuję.
- A ten Radagast jest silny czy taki jak ty Gandalfie?
Zaczęłam się śmiać.
- Obydwoje są silni tylko Radagast woli towarzystwo zwierząt i strzeże lasów. - odpowiedziałam za czarodzieja. Dalsza droga minęła bez komplikacji. Pod wieczór kiedy deszcz przestał już padać zatrzymaliśmy się na odpoczynek. Zeszłam z konia i zaczęłam go czyścić. Nagle ktoś mnie zawołał.
- Ariel, możesz ponoć? Drewno jest mokre i nie da się rozpalić ognia. - poprosił Nori
- Jasne. - podeszłam do złożonego chrustu i dotknęłam ręką. Po sekundzie wszystko się pięknie paliło. Wróciłam z powrotem do wierzchowców. Podczas wykonywania zadania usłyszałam skrawek rozmowy czarodzieja i dowódcy.
- Nie dałem ci klucza i napy abyś rozpamiętywał przeszłość. - warknął Gandalf
- Nie wiedziałem ze są twoja własnością. - odgryzł się Thorin. Milithandir obrócił się na pięcie i odszedł w zarośla.
- Gandalfie, gdzie idziesz? - zapytał Bilbo
- Poszukać osoby która ma choć trochę rozumu! Czyli samego siebie! Mam dość krasnoludów na jeden wieczór!
- Będą kłopoty. - odezwałam się.
CZYTASZ
𝔻𝕚𝕣𝕥𝕙𝕒𝕧𝕒𝕣𝕖𝕟 || 𝐇𝐨𝐛𝐛𝐢𝐭
Fanfiction"- Żartujesz sobie? - Widzisz w tym coś złego? - Czy wy naprawdę chcecie odzyskać Erebor? - wyszeptał, a kiedy dostał twierdzącą odpowiedź, kontynuował - Przecież to istna misja samobójcza...Tam jest żywy smok....! - Wiem,... ale zawsze marzyliśmy...