Proponuję przy czytaniu włączyć powyższy utwór. Moim zdaniem idealnie wpasowuje się w nastrój tego rozdziału.
*****
Blondwłosy krasnolud zeskoczył z ostatniego kamienia, stabilnie lądując na nogach. Przyspieszył kroku aby dotrzeć do Ariel, która znajdowała się kilka metrów przed nim.
- Wszystko dobrze? - spróbował zacząć rozmowę. Dziewczyna gwałtownie odwróciła głowę ku niemu, zapewne wyrywając się ze swoich myśli.
- Jasne. - odpowiedziała na nowo zatapiając się w rozmyślaniach.
- Piękna dzisiaj pogoda, prawda? - nie poddawał się krasnolud. Kobieta jedynie kiwnęła głową na znak potwierdzenia. Ciche westchnienie opuściło usta Frerina. Mężczyzna pokręcił głową, ale nie odezwał się ani słowem, kontynuując wędrówkę w nieprzyjemnej ciszy. Napięcie między członkami kompani było wręcz namacalne. Krasnoludy również mało się odzywały. Zazwyczaj gadatliwe i towarzyskie, teraz szły ze spuszczonymi głowami, co raz zerkając na Ariel. Elfica zdawała się nie zauważać ich smętnych wzroków pełnych smutku. Jej myśli zaprzątały wydarzenia sprzed kilku godzin. Zawiodła się na krasnoludach, nie mogła tego ukrywać. Miała nadzieje, że kompania w końcu ją zaakceptowała, przyłączając do ich podróżnej rodziny. Myliła się. Jej serce było rozerwane na strzępy, głównie przez Thorina. Niestety, to właśnie jego osoba najczęściej pojawiała się w umyśle Ariel. Nie wiedziała co ma z tym zrobić. Chciała być na niego wściekła, ale nie umiała. Jakiś wewnętrzny głosik mówił jej że nie miał innego wyjścia, ale to i tak cholernie mocno bolało.
- Zatrzymajmy się tutaj na noc. Powinniśmy być bezpieczni. - napiętą atmosferę przerwał spokojny głos czarodzieja. Pozostali kiwnęli zgodnie głowami na znak potwierdzenia. Bombur wziął się za przygotowanie kolacji z upolowanej zwierzyny, którą wspólnie przynieśli Fili i Kili. Reszta zajęła się swoimi sprawami, w tym rozpaleniem ogniska i rozłożeniem posłań. W niemałym zmieszaniu, prawie nikt nie zwrócił uwagi na Dębową Tarczę, który ciężko usiadł na pniu drzewa. Tylko bystre oczy Ariel dostrzegły ból w źrenicach dowódcy. Chociaż rozum podpowiadał co innego, to sumienie i serce jasno twierdziły, że nie mogła go tak zostawić. Sięgnęła do swojej torby i wyjęła z niej szklany słoiczek z nieznaną substancją. Zdziwiła się, że nie było na nim nawet najmniejszej rysu od upadku z wysokości. Być może była to zasługa tego, że był owinięty we wszystkie ubrania i miękkie rzeczy znajdujące się w torbie. Nie zastanawiając się długo i nie czekając aż umysł podsunie jej więcej argumenty przeciw, ruszyła w stronę Thorina. Gdy tylko znalazła się w polu widzenia czarnowłosego krasnoluda, przybrał obojętną maskę na twarz, idealnie maskując malujące się jeszcze chwilę temu zmęczenie i ból. Jednak nie potrafił ukryć wyrazu swoich oczu, z których mogła wyczytać jego emocje jak z otwartej księgi.
- Chciałabym Cię opatrzyć. - odezwała się, stając na przeciw niego. Dowódca jedynie kiwnął ledwo zauważalnie głową i podwinął swoją tunikę ukazując ogromne siniaki i urazy po ugryzieniu warga. Czary Gandalfa tylko częściowo mu pomogły. Dziewczyna skrzywiła się lekko, lecz po chwili oprzytomniała kucając obok niego. Nabrała na palce leczniczej maści i delikatnie przeniosła ją na żebra krasnoluda. Mimo, że starała się być ostrożną to pod wpływem jej dotyku, po twarzy Thorina przeminął się ból, który po chwili zniknął. Ariel czuła, jak jego mięśnie się napięły, a po zaciśniętej szczęce mogła wnioskować, że nie są to żadne przyjemności. Dokładnie rozsmarowała część substancji po całych obrażeniach, po czym sięgnęła do swojej torby wyjmując z niej drewnianą szkatułkę. Gdy ją otworzyła, oczom Thorina pokazały się liście, zapewne leczniczej rośliny. Kobieta wzięła kilka do ręki, po czym sprawnie je rozerwała, dodając je do resztki mazi. Wymieszała ją, po czym przeniosła na najbardziej poważne rany. Po kilku minutach skończyła. Wyprostowała się pospiesznie, wycierając ręce w kawałek tkaniny. Zdążyła odejść kilka kroków gdy do jej spiczastych uszu dotarł cichy głos czarnowłosego krasnoluda.
CZYTASZ
𝔻𝕚𝕣𝕥𝕙𝕒𝕧𝕒𝕣𝕖𝕟 || 𝐇𝐨𝐛𝐛𝐢𝐭
Fanfiction"- Żartujesz sobie? - Widzisz w tym coś złego? - Czy wy naprawdę chcecie odzyskać Erebor? - wyszeptał, a kiedy dostał twierdzącą odpowiedź, kontynuował - Przecież to istna misja samobójcza...Tam jest żywy smok....! - Wiem,... ale zawsze marzyliśmy...