Rozdział 1

989 75 23
                                    

Witam oto poprawiona wersja książki i jestem niezmiernie szczęśliwa, że udało mi się z nią coś zrobić!

Nie zabieram wam więcej czasu, miłego czytania! <33

----------------------------------------

Promienie słońca odbijały się od karoserii jednego z samochodów przemierzających niebezpieczne ulice miasta. Czerwono niebieskie światła odbijały się od ścian pobliskich budynków, a dźwięk syren straszył przechodniów. Bo ten dźwięk zwiastował tylko i wyłącznie kłopoty, a w tym mieście funkcjonariusze mieli ręce pełne roboty. Radiowozy mijały się, jadąc na kolejne zgłoszenia. Tu jakaś bójka, tu rabunek, a na skrzyżowaniu ulic strzelanina. Nikt nie czuł się jakkolwiek bezpiecznie, bo jakby można było, jeżeli połowa osób zamieszkująca wyspę to przestępcy, lub ludzie mający kartotekę, która posiadała na swoim koncie wpisy?

Pewien czarnowłosy funkcjonariusz siedział właśnie w radiowozie, czekając na swojego partnera. Prowadzili zatrzymanie, a bardziej jego towarzysz je prowadził. On siedział za kierownicą, czując, że dzisiejszy dzień będzie dosyć... Dziwny. Nie wiedział, jaki miał być tego powód, ale mała obawa w sercu wystarczająco kłuła swoją świadomością, by nie mógł się skupić w największym stopniu. Ale to nie pierwszy taki dzień. Nie potrafił w pełni wykonywać przeznaczonych mu zadań przez rozkojarzenie towarzyszące mu od kilku dni. A on doskonale zdawał sobie sprawę, jaki był tego powód.

Ich szef po kilku miesiącach w końcu raczył zainteresować się departamentem, ale niebieskooki bał się jego obecności. Nie dlatego, że go obrażał, chociaż to też naruszało jego serce; mimo wszystko jednak przyzwyczaił się do tego w pewnym stopniu. Bardziej obawiał się odczuć, jakie towarzyszyły mu przy starszym siwowłosym mężczyźnie. Wiedział, że ten bardzo dokładnie przyglądał się jego pracy, temu co robił i jak, a akurat gdy czuł jego wzrok na sobie, jego dłonie zaczynały się trząść, a on sam stawał się strasznie niezdarny. Jak za dotknięciem magicznej różdżki.

- Grzesiek chodźże! - krzyknął, wychylając się przez szybę do szatyna, który przeprowadzał interwencję.

- Przestań mieć kija w dupie Capela! Już idę! - odpowiedział mu, również krzycząc, ten jednak skrzywił się lekko na jego odpowiedź. Wcale nie był taki sztywny...

- To ty przestań flirtować z pastorem, wtedy pogadamy! Wystaw mu ten mandat, a później będziecie się ruchać! - Z powrotem schował swoją czarną czuprynę do środka samochodu i westchnął ciężko.

- Po zgaszeniu sygnalizacji możecie odjechać. - Usłyszał głos Gregory'ego, kilka sekund później ten siedział obok niego w samochodzie.

- Jesteś niereformowalny - powiedział i odjechał z miejsca, w którym niedawno stał od ponad dziesięciu minut. - Musiałeś urządzić sobie pogawędkę.

- Czy ty o wszystko musisz mieć problem?

- Nie, tak tylko– Jego odpowiedź przerwał komunikat na radiu.

- 00 do Capeli - W jego tęczówkach można było dojrzeć nutkę strachu wymieszaną z dezorientowaniem.

- Odbieram - powiedział, a w jego słowach można było wyczuć niepewność. Co mógł od niego chcieć? Znowu zrobił coś nie tak? A może wpłynęła na niego skarga, pierwsza od wielu miesięcy?

- Zapraszam do mojego biura - Po tych słowach zimne dreszcze prześlizgnęły się po plecach Dante. Dłonie zaczęły niekontrolowanie trząść, przez co zacisnął je na kierownicy jeszcze mocniej niż dotychczas. Knykcie mu zbielały, a stres stał się zauważalny nawet dla Gregory'ego, który jedyne, o czym myślał to o pewnym mężczyźnie. Obraz podobizny pewnego osobnika wyrył się w jego pamięci i nie mógł wyrzucić go z głowy od kilku dni.

Bo gdy jesteś obok - Rightpela/MoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz