Rozdział 3

293 27 33
                                    

Dzień dobry! 

W dzisiejszym rozdziale będzie trochę więcej o przeszłości Dante!

Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania bo motywuje mnie to do dalszej pracy! Dziękuję i już nie przeszkadzam :3

Miłego czytania <33

----------------------------------------------

Chwilę męczył się z opornymi guzikami w mundurze, ale gdy tylko z nimi się uporał, cała reszta ubrań została zdjęta i nałożona na niego bez trudu. Koszulka z krótkimi rękawami, lekko zwisała na jego klatce piersiowej, nie to, co jego przyjaciele. Ich t'shirty opinały ich mięśnie, zwracając tym uwagę każdej kobiety przechodzącej niedaleko nich i niektórych mężczyzn. Ci jednak nie zawracali tym sobie głowy, rozmawiając ze sobą zaciekle.

Na początku ich grupy szedł Alex wraz z Lincolnem, za nimi Hank oraz Gregory rozmawiali o jakichś błahostkach, a tuż obok niego, ramię w ramię podążał Xander trajkocząc wesoło. Wayne nie zwracał uwagi, że niebieskooki się nie odzywa, mówił wszystko, o czym tylko pomyślał, a Dante tylko słuchał, co jakiś czas potwierdzając jego myśli, chociaż z niektórymi się nie zgadzał. Po prostu nie miał ochoty wchodzić w dyskusję z kimkolwiek, wolał wysłuchiwać słów przyjaciół. Było to dla niego o wiele bardziej komfortowe. Wolał pozostać bardziej wycofany.

Hank i Gregory za to chętnie rozmawiali ze sobą, zaczynając małe sprzeczki, by natychmiast je skończyć. Przepychali się i śmiali, nikt jednak nie odważył się im zwrócić uwagi. Ich znajomi z pracy nie ingerowali w ich dyskusję, a przechodniom po prostu nie chciało się wtrącać. Bo po co? To tylko kolejni idioci, którzy postanowili się powydzierać na ulicach, przecież zaraz ich miną szerokim łukiem i wrócą do swojego życia. Przecież takich świrów spotykali na swojej drodze kilka razy dziennie i nie robiło to na nich już takiego wrażenia.

- Co ty gadasz?! Jesteś jakiś nienormalny! - krzyknął ze śmiechem Gregory, patrząc z iskierkami szczęścia w stronę Hanka.

- Mówię ci, jak jest! To ty tu pierdolisz jakieś kocopoły! - Pchnął go lekko, przez co szatyn wpadł na pewną młodą kobietę.

- Przepraszam. - powiedział Montanha poważniejąc. Gdy tylko uderzył w kobietę ta się zachwiała, więc złapał ją za ramiona i uratował przed potencjalnym upadkiem.

- Nie ma sprawy. - Uśmiechnęła się uprzejmie i ruszyła dalej, Gregory za to obrócił się za nią, przez co teraz on i Hank, będą szli z tyłu. Dante i Xander nie zwracając na nich uwagi, minęli ich, uznając, że pewnie ich dogonią.

- Uhuu, spodobała ci się? - zapytał z zaciekawieniem, a ciemnooki tylko przyglądał się jej włosom w kolorze mysiego brązu. Skakały, uderzając o jej plecy i wpędzając go w lekkie zakłopotanie. Pewnie pomyślała sobie, że jestem jakimś debilem.

- Niee - mruknął przeciągle i po kilku dłużących się sekundach, spojrzał w końcu na Overa.

Patrząc w jego niebieskie oczy, można było dojrzeć lekką irytację, a raczej zazdrość, ale nie chciał się do tego przyznać. Był zły, że jego przyjaciel ogląda się za jakąś panienką. A co jeżeli to jakaś seryjna morderczyni? Albo – co gorsza – jakaś uwodzicielka i tylko złamie mu serce?

- Mam Mię, zapomniałeś? - zapytał, ale w jego głosie można było wyczuć irytację.

Coraz rzadziej chciała z nim rozmawiać i jakkolwiek przebywać, a gdy już zapraszał ja na randkę, wystawiała go, wymijając jego pytania zwykłymi i typowymi wymówkami. A jednak najgorsze było to, że on wolał trwać w tym związku mimo tego, iż wiedział, że jego ukochana... Powoli miał już dosyć.

Bo gdy jesteś obok - Rightpela/MoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz