Rozdział 13

202 18 32
                                    

Cześć!

Jako, że skończyłam pisać ostatni rozdział i zostały mi same poprawki, to rozdziały będą poprawiać się 2 razy w tygodniu! W weekend i w środku tygodnia (środa, czwartek). 

Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania i ja już nie przeszkadzam!

Miłego czytania <33

-------------------------------------

Jego oczy z każdą chwilą stawały się coraz bardziej szkliste. Jego obraz był coraz bardziej rozmazany. Łzy w jego oczach niebezpiecznie chciały wydostać się spod powiek, by popłynąć po policzkach. Czuł, jakby umierał. Jakby tracił swój sens życia.

Ponieważ naprawdę zaczynał go tracić. Tracił w tym momencie wszystko, na czym mu zależało. Poczuł uścisk w sercu i płucach. Cały świat jakby zwolnił, a dla niego nic się już nie liczyło. Żadne strzały wokół niego, powiadomienia, że jego funkcjonariusze zostali ranni i leżą gdzieś po kątach budynku, nie to, że oddał strzał prosto w głowę jednego z ludzi porywacza, zabijając go. Nic się nie liczyło, nic oprócz niego.

Wcześniej... To była pestka. Już myślał, że nigdy mu nie wybaczy. Że zostaną skłóceni. Że to już koniec świata i stracił to, na czym najbardziej mu zależało. I dopiero w tym momencie zrozumiał, że to, co wtedy czuł... Nie, to było nic w porównaniu do tego. Tamto, co czuł po ich kłótni... To była kropla w morzu. W jebanym oceanie. Bo teraz realistycznie patrząc... Jakie były szanse, że go odzyska? Przed tygodniem, były bardzo duże. Kilka dni temu... Było to możliwe... Ale teraz? Teraz jego procent szans z każdą sekundą malał. I co on miał teraz do cholery zrobić?

Oddech zamarł mu w płucach. Żółć podeszła do gardła. Czuł, jakby miał zaraz zwymiotować. W którym momencie zaczęło mu tak zależeć? W którym momencie bariera pomiędzy nimi zaczęła się coraz bardziej przesuwać, aż w końcu dotarła do momentu, w którym nie mogła już się posunąć dalej? W którym momencie dotarli do końca tych cholernych barierek z łatkami i nazwami różnych relacji, aż do tej ostatniej, mimo że... Wcale tak dużo się nie zmieniło.

Racja, zależało im coraz mocniej. Martwili się o siebie. Ale nie mieli nawet jednego pocałunku za sobą - chyba że liczyć ten jeden, który wydarzył się podczas imprezy integracyjnej, gdy byli bardzo pijani. - Więc kiedy niby przebyli przez każdą "bazę"? Nie wiedział nawet kiedy dotarli do tej pierwszej.

Najgorsze jednak było to, że znowu nic nie mógł zrobić. Gdy wystrzelił w przeciwnika, ten nacisnął jeszcze na spust. Pocisk poleciał wprost w Hanka. W jego największy skarb.

Nogi miał jak z waty. Ledwo utrzymywał na nich swój ciężar. Podbiegł bliżej leżącego wręcz nieruchomo ciała, a nogi ugięły się pod nim. Uklęknął na kolanach i pochylił się nad ciemnowłosym, a po jego policzku spłynęła pierwsza łza. Usłyszał kroki zbliżające się do niego. Miał je gdzieś. Nie obchodziło go teraz jakiekolwiek bezpieczeństwo. Że przecież nie zutylizowano wszystkich. Że przecież najpierw trzeba pozbyć się zagrożenia - później zająć się rannymi. On odepchnął w dal wszystkie te zasady i zajął się Hankiem. Chociaż przez drżące dłonie i łzy w oczach, ledwo co mógł zdiagnozować, w co dokładnie dostał.

Położył drżące dłonie na policzkach mężczyzny i skierował jego głowę w swoją stronę. Spojrzał w niebieskie oczy, a spomiędzy jego ust uszedł ni to jęk, ni to westchnienie pełne bólu i zmartwienia. Zamknął na chwilę oczy, próbując się uspokoić.

Musisz go ratować.

Nie słyszał nawet, jak na radiu powiadomiono go, że została tylko jedna osoba, jednak nie rejestrował niczego. Wyjebane, tu leży Hank. Tylko on się w tym momencie liczy.

Bo gdy jesteś obok - Rightpela/MoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz