Rozdział 10

184 18 3
                                    

Cześć!

Wybaczcie, że wczoraj nie dodałam rozdziału, ale teraz już powinny się pojawiać punktualnie w sobotę!

Ten rozdzialik jest trochę krótszy, ale za to wiele się w nim dzieje.

Jak zawsze zachęcam wsparciem mnie jakąś gwiazdeczką, czy komentarzem, ale i tak jestem wdzięczna za każde wyświetlenie. :3

Miłego czytania <333

-----------------------------

Czuł zimno. Nagle wiatr zawiał mocniej, przez co przeszły go dreszcze. Zimno powietrze stykało się z jego nagą w niektórych miejscach skórą. Gęsia skórka pojawiła się na jego przedramionach, a on znów tego dnia miał zasłonięte oczy.

Słyszał niedaleko w oddali mruczący silnik. Wiedział, że samochód stał w miejscu, jednak był odpalony, jakby zaraz mieli stąd uciekać w pośpiechu, co bardzo nie podobało się Gregory'emu.

Jego plecy już go nie bolały, jednak miał ochotę o coś się oprzeć, bo czuł, że jeżeli zaraz tego nie zrobi, to upadnie na ziemię. Miał związane kostki, tracił równowagę z każdą kolejną sekundą stania bezradnie, nawet nie wiedząc, gdzie tak dokładnie się znajduję.

Wiedział, że czekają. Jednak tego na kogo czekają, nie mógł być do końca pewny. Ciągle tylko błagał w myślach, żeby jego przypuszczenia były błędne. Usłyszał w oddali głośny ryk silnika, a po chwili na jego ramieniu pojawił się silny uścisk. Ktoś go trzymał, żeby nie uciekł. Jakbym w ogóle miał jak, albo dokąd...

Dziękował jednak podświadomie za trzymanie jego sylwetki w pionie, bo jeszcze dosłownie chwila i był pewny, że runie na ziemię, kompromitując się. Brakowało mu tylko zdjęcia tego cholernego worka z głowy i byłby naprawdę uszczęśliwiony.

Samochód w każdej chwili coraz bardziej się zbliżał, a on próbował sobie wmówić, że nie zna tego cholernego warkotu i ten idiota nie przyjechał po niego, samemu oddając się w ręce niewoli. Po chwili usłyszał jak żwir pod wpływem gwałtownego hamowania, wbija się w ziemie i wyciera o opony. Nie słyszał dwóch silników, tylko jeden, co oznaczało, że przybyły wyłączył swoją maszynę.

A później były tylko kroki, głośno odbijające się echem w jego umyśle i modły, by nie usłyszał tego głosu.

- Pokaż, czy to on. - Tylko usłyszał tę ukochaną chrypkę i momentalnie zamarł. Jego oczy zapiekły. Kurwa mać.

- Jesteś bardzo nieufny. - zaśmiał się porywacz, a po chwili mógł zobaczyć wokół siebie drzewa i nocne niebo. Świetnie, czyli najpewniej siedziałem kilka godzin na tym zajebanym krześle, bo z popołudnia zrobiła się noc.

- Jesteś debilem. - odezwał się od razu, gdy tylko zobaczył go przed sobą kilka metrów dalej.

- Nie z tobą rozmawiam. - odezwał się oschle, nawet na niego nie patrząc. Gregory tylko spuścił wzrok na swoje buty i czekał na rozwój wydarzeń, bo w obecnej sytuacji - Nie mógł nic. I było mu wstyd za to, że dał się porwać.

- Dobrze Hank, zrobimy tak. Ty podejdziesz, a ja zostawię tutaj Gregory'ego, poradzi sobie jakoś sam, nieprawdaż?

- Nie - odpoeidział stanowczo. - Oddasz mi go najpierw, ja go rozwiąże i pójdę z tobą.

- Mogę się zgodzić na taki układ. - Usłyszał tuż obok siebie, a jednak nie uniósł wzroku. Nie był na tyle śmiały w tym momencie. Nie przy nim. Nadal jest na mnie zły...

- No to dalej.

Poczuł pchnięcie i widział, jak leciał w dół. Żwir nieubłaganie zbliżał się do jego twarzy. Nie mógł uratować jej uratować, łagodząc ramionami swój upadek przez to, iż jego dłonie były związane za jego plecami. Po chwili trwającej dla niego wieczność - Poczuł ból. Na twarzy, w biodrze, w nogach. W płucach zabrakło mu na chwilę oddechu. Jęknął cicho, opierając swoje czoło o żwir. Zakaszlał delikatnie i uniósł wzrok.

Bo gdy jesteś obok - Rightpela/MoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz